Slow life po mojemu, po polsku.

Slow life pewnie dla każdego oznacza coś innego. Niektórzy znają to pojęcie tylko w teorii. Ja w końcu odnalazłam swoje slow life. Slow life, powolne życie, dolce vita. Nie wiem kiedy i jak to się stało dokładnie, bo był to proces, który w mojej głowie zachodził latami, ewaluował i kiełkował, aż w końcu nabrał siły, rozpędu i każdym centymetrem mojego ciała i każdą wolną myślą ujrzał światło dzienne.

Nie chce mi się biec. Nie chcę swojego życia zaliczać. Nie chcę padać na pysk, nie chcę odliczać do weekendu. Pragnę życia, od którego nie potrzeba wakacji. To dlatego ustalam własne priorytety, które wcale nie muszą być zgodne z tym, czego pragnie większość. Wolę, żeby kochało mnie kilka osób, szczerze, niż kilka na pokaz. Zamiast pośpiechu lubię luksus powolnego życia. Zamiast fast wybieram slow life. Zamiast nadgodzin wybieram spacer z psem. Zamiast sprzętów, rzeczy i dóbr, wybieram przeżycia. Zamiast przepracowania, luksus odmawiania.

No i wisienka na torcie. Próbowałam zbiec, mogłam mieszkać wszędzie na świecie, Australia, Ameryka, Europa stały dla mnie otworem, na wyciągnięcie ręki. Wybrałam Polskę, wybrałam tu.

Mieszkam pod Krakowem, codziennie biegam po wiejskich polach i łąkach, celebruję pory roku, biorę to, co mamy najlepsze i miksuję je z tym, co daje reszta świata. Nasze piękne tradycje, 6 pór roku, truskawki, które tylko w tej szerokości geograficznej pachną, rabarbar, który obserwuję od przygotowanego pod uprawę pola, przez pierwsze listki, po panią, która świeżo ścięty wiąże w dorodne bukiety w gorący czerwcowy dzień, ciężki, prawdziwy chleb z piekarni na mojej wsi, w której na dźwięk zlepku słów „produkt z pieczywa głęboko mrożonego” piekarze dostają wysypki, wrzosy, bez, konwalie, piwonie, szczypiące od mrozu policzki, herbatę z miodem z zaprzyjaźnionej pasieki. Czy mam wymieniać dalej?

Jestem z Polski, to widać, słychać i pewnie czuć. Lubię wracać tam, gdzie byłam, a nic piękniejszego dla mnie nie ma jak targ, w którym czerwiec wybucha kolorem. Idę, niespiesznie, wśród rolników, kalafiorów i bobu, popijam mrożoną kawę i myślę sobie, że życie jest piękne, a ludzie w nim dobrzy. Niczego więcej mi nie potrzeba. Kręci mi się w głowie, te kolory, smaki, zapachy. Rozmowy o sprawach ważnych i całkiem błahych, uśmiech. Mało kto u nas potrafiłby z przyklejonym uśmiechem na pytanie „jak się masz” odpowiadać ok, kiedy serce by mu krwawiło. Mnie kultura how are you zmęczyła. Taco śpiewa mi do ucha „Od nieprawdziwych uśmiechów wolę te szczere grymasy”. Wolę.

W moich żyłach, oprócz czereśni, truskawek, bobu i szparagowej fasolki, nieustannie płynie woda. Woda to życie, pisałam więcej na temat wody tutaj: https://www.calareszta.pl/nie-pijesz-jak-to-napij-sie-no-to-zdrowie/ To woda stoi za moim samopoczuciem, utratą wagi, higieną snu, wydolnością sportową i piękną skórą.

Wiele osób ma problem z wypijaniem wystarczającej ilości wody, nie lubią zwykłej wody, wolą coś ze smakiem, ale jednocześnie chcą ograniczyć (lub zupełnie wyeliminować, jak my) kupowanie wody w plastikowych butelkach. Tu z odsieczą przychodzą mikrodrinki, które nadają wodzie wyjątkowy smak, nie zawierają zbędnego cukru, sztucznych barwników czy konserwantów. Waterdrop to cała gama pysznych smaków – od słodkich, po roślinne i ziołowe (to zasługa składników, takich jak mango, imbir, czarny bez, ale też mniszek, jałowiec i pokrzywa), a także różnych sposobów działania: wsparcie dla naturalnego piękna, zdrowa dawka energii lub ukojenie i relaks.

Mikrodrinki waterdrop® to skoncentrowane kostki rozpuszczalne w wodzie, pełne naturalnych wartości odżywczych, witamin, antyoksydantów i smaku świeżych owoców, bez cukru. Każda kostka, która zamieni nawet 600 ml wody w odświeżający napój, łączy w sobie to, co najlepsze ze starannie wyselekcjonowanych owoców, ziół i innych roślin. Aktualnie dostępnych jest aż 12 smaków, smakują nam wszystkie, dzieci mają swoich faworytów, ja też, każdy smak jest inny i jest to doskonałe urozmaicenie zwykłej kranówki. Woda nabiera ciekawego smaku, a przy niektórych kostkach, również i delikatnego koloru. O smakach tutaj: https://waterdrop.pl/collections/mikrodrinki

Woda to życie, zdrowie, prawidłowe funkcjonowanie organizmu. No i oczywiście bez wody nie zrobisz kawy. Gorąca, mrożona, mocna, czarna. Na zmianę z wodą. Och. Zabieram ze sobą wszędzie, to moje towarzyszki chwil dla siebie.

Tłem tego mocno osobistego wpisu i pięknej sesji na moim ukochanym targu, po którym w idei slow life przechadzam się już ze dwadzieścia lat, jest uroczy kubek Waterdrop, którego jestem dumną ambasadorką. Bo oprócz mikrodrinków, Waterdrop to przepiękne, wyjątkowe akcesoria do picia wody – znajdziecie tu piękne butelki szklane lub stali nierdzewnej oraz duży wybór kubków termicznych.

Waterdrop właśnie świętuje swój pierwszy roczek w Polsce. Z tej okazji powstała mocno limitowana kolekcja (tylko 200 sztuk) kubków termicznych inspirowanych polską koronką koniakowską. Czyli to, co lubię najbardziej. Nasza piękna tradycja, delikatność, niepowtarzalność, wyrazistość, w połączeniu z nowoczesnością i funkcjonalnością. Kubeczek termiczny Celebration ma pojemność 600 ml, dostępny jest w dwóch odcieniach różu i utrzyma napój w wysokiej temperaturze przez nawet 6 godzin, a chłodnym mikrodrinkiem waterdrop® można się cieszyć nawet do 12 godzin. Na gorące dni czy letnie długie podróże jak znalazł. Kubki są dostępne dziś od godziny 17:00 dla członków klubu Waterdrop. Dla wszystkich zainteresowanych będą dostępne od godziny 19:00.

Z okazji tych wyjątkowych urodzin, z kodem CALATERMOKUBEK dostaniecie 10% na wszystkie produkty w sklepie internetowym waterdrop®. Kod jest ważny do 27.06.2021.

Po kliknięciu w link https://go.waterdrop.com/calatermokubek kod zniżkowy jest już nabity w koszyku – nie trzeba go nigdzie wpisywać.

To co? Na zdrowie! Za nas. Za slow life.

Wpis powstał przy współpracy z marką Waterdrop.

Zdjęcia: http://www.mateuszgumula.pl/