Pierwszy raz, odkąd sama skończyłam szkołę, dotyczy mnie temat świadectw. Wcześniej mnie to nie interesowało, bo szkołę średnią skończyłam ponad 20 lat temu, a moje dzieci były za małe na świadectwa. Dopiero teraz widzę, jaka to jest afera ze świadectwami!
Owszem, widziałam masę zdjęć mniej lub bardziej znajomych mi osób, które wrzucały do sieci zdjęcie swojego dziecka lub samego świadectwa. Zawsze gratulowałam, podziwiałam i tyle. Jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy, aby analizować czyjeś pobudki.
Po co wrzucił? Co próbuje udowodnić? Jaki swój kompleks tym leczy? Czy to chora ambicja? Kogo to zdjęcie skrzywdzi? Czy dziecko sobie tego życzyło? A niech swoje pokaże!
Okazuje się, że temat świadectwa, to obok karmienia piersią, naturalnego porodu, bujania, powrotu do pracy, odpieluchowania, korzystania z opieki niani, to kolejny zapalnik na polu macierzyńskich bitewek. Nigdy mnie to nie przestanie zadziwiać, że kiedy już sobie pomyślę, że te wszystkie wojenki są poza mną, bo dzieci wyrastają, bo już z tym walczyłam, bo minęło, znowu coś mnie zaskakuje. Teraz zaskoczył mnie temat paska i afera ze świadectwami. Podobno rokrocznie jest to wielka, emocjonująca debata.
Możliwe, że jestem prosta jak kij od miotły i kawałek papieru z paskiem nie wywołuje u mnie głębokich przemyśleń? Może widziałam już w życiu tyle, że nic nie jest mnie w stanie zaskoczyć? Może nie mam czasu na przejmowanie się życiem innych osób? A może po prostu w ogóle mnie ten temat nie rusza?
Dla mnie zdjęcie jak zdjęcie. Jedni pokazują swoje awanse, inni osiągnięcia sportowe, wynajem nowego mieszkania, czy wygraną walkę z nałogiem. Nie wpadłabym na to, aby sukces czyjegoś dziecka odbierać w kategorii, cytuję: żenada, pomyłka, niepotrzebny szpan.
Miałam zawsze świadectwo z paskiem, a na studiach stypendium naukowe. Nie przychodziło mi to łatwo, musiałam dużo się uczyć. Rodzicom zależało na ocenach, ale nie mogę powiedzieć, żeby mnie nie zależało i żebym robiła to dla nich. Od dziecka chyba po prostu byłam ambitna. Te paski sprawiły, że najpierw dostałam się do dobrego liceum, potem na studia, a w końcu brałam stypendium naukowe. Czy były odpowiednikiem mojej wiedzy i umiejętności? Nie wszystkie. Czy miały wpływ na moje życie? Ano miały. OGROMNY! Czy moje życie jest przez to lepsze? Nikt tego nie wie. Gdybym nie dostała się na te studia, gdybym nie poszła do tego liceum, gdybym powtarzała klasę – to wszystko miałoby ogromny wpływ na moje życie, które w wyniku innych doświadczeń, miejsc i osób po prostu potoczyłoby się zupełnie inaczej. Czy byłabym szczęśliwsza, będąc zupełnie gdzieś indziej? Możliwe, że tak, możliwe, że nie. Na pewno jednak te oceny miały realny wpływ na to, jak potoczyło się moje życie.
To też próbujemy przekazać dzieciom. Są jeszcze na początku tej drogi, nie wiedzą jeszcze co chcą robić i która ocena potencjalnie może zaważyć na ich życiu. Czy warto dla stopni się zażynać? Nie. Czy warto się starać? Zawsze. I do tego namawiam moje dzieci i namawiałam od wielu lat, zanim jeszcze w ich życiu pojawiły się świadectwa.
Jestem dziś najlepszą wersją siebie w wielu aspektach. Codziennie biegam, choć wlekę się jak ślimak i nawet przyjaciółka, która zaczęła wiele lat po mnie i nigdy nie przebiegła więcej niż 7 km, biega ode mnie szybciej. W nosie to mam, bo cieszę się, że umiem się zmotywować. Jej gratuluję, wspaniale, że odnalazła coś, co sprawia jej frajdę. Mam wygodne życie, które nie kosztuje mnie nadgodzin i zarwanych nocy, wrzodów ze stresu i niechęci szefa. Mogłabym mieć więcej pieniędzy i splendoru, ale znam koszt, jaki musiałabym ponieść i się na niego świadomie nie decyduję. Nie zazdroszczę nieruchomości, aut i palm. Mam wiele, mnie wystarczy.
Afera ze świadectwami to miliony komentarzy. Boli mnie to, że wiele komentarzy pochodzi od osób, które były przez dorosłych zmuszane do nauki, piętnowane, porównywane, karane i chwalone tylko przez ten nieszczęsny pasek. To z tymi patologicznymi w tym aspekcie rodzicami jest problem. Nie musisz przestać czegoś robić, aby nie prowokować innych. To nie rodzice, którzy chwalą się dzieckiem są problemem, a ci, dla których pasek innego dziecka jest problemem. To nie rodzice, którzy są dumni z osiągnięć dziecka powinni być piętnowani, a ci, którzy porównują swoje dziecko z cudzym. To nie rodzice cieszący się wynikami mają problem, a ci, dla których te wyniki, nie wysiłek, są najważniejsze.
Na każdym kroku jesteśmy oceniani, a w życiu zawsze ktoś jest lepszy. Jeden szybko biega, drugi ma zadyszkę jak podbiegnie do tramwaju. Jeden skończy z wyróżnieniem szkołę muzyczną, drugiemu muzyka w tańcu nie przeszkadza. Takie jest życie.
Po raz kolejny jestem zaszokowana tym, jacy się zrobiliśmy turbo wrażliwi, jak wszystko może zostać źle odebrane, jak bardzo nic nie wolno, bo gdzieś kogoś na pewno to obrazi i złamie mu życie. Zdjęcie z wakacji boli tych, których na nie nie stać. Medal sportowy uwiera tych, którzy nie są zwinni. I tak dalej. Cenna to dla mnie lekcja. To kolejny punkt moich macierzyńskich wysiłków. Tak pokierować życiem moich dzieci, aby nie przejmowały się tym, że ktoś szybciej od nich biega, a ktoś inny nie potrafi tak dobrze angielskiego. Powodzenie i sukcesy innych mają być powodem do podziwu, motywacji i pracy nad sobą, a nie wstydu, zazdrości czy nienawiści. No i przede wszystkim – nasze poczucie wartości i zadowolenie z życia musi wychodzić ze środka, a nie z ocen innych osób, bo to droga donikąd. Afera ze świadectwami to nie moja bajka. Mało tego, jedno moje dziecko będzie na świdectwie miało trójkę. Jaka jestem dumna z tej trójki! Bo wiem, że moje dziecko zrobiło absolutnie wszystko, aby tę trójkę zdobyć i poprawić dwóję, którą miało na pierwszy semestr. Nawet nauczyciel napisał na LIbrusie – za wysiłek włożony w naukę. To dla mnie ogromna duma i znak, że coś robię dobrze jako rodzic.
Oceny to naprawdę nie wszystko. Pisałam o tym bardzo dobry tekst tutaj: https://www.calareszta.pl/oceny-to-nie-wszystko/ Współczuję bardzo wszystkim, dla których pasek był przymusem. Tym, których rodzice notorycznie porównywali z innymi. Tym, dla których świadectwo było w domu przekleństwem. Możecie się z ran, które wyrządzili Wam dorośli, wyleczyć. Terapia naprawdę pomaga. A na swoje dzieci tych samych błędów nie testujcie. Nie wszyscy muszą być lekarzami, na świecie potrzebne są panie pracujący na kasie w Biedrze i pan wywożący śmieci. Ważne, aby być dobrym człowiekiem.
Ja tam pasków gratuluję. Z autopsji wiem, że może to być powód do dumy i uwieńczenie wysiłków. Tylko tyle, albo aż tyle.