W nosie mam rodzicielskie teorie. Ups.

W nosie mam rodzicielskie teorie. I jakoś mi z tym dobrze, nie zmuszam się do niczego, co wydaje mi się nienaturalnie sztywne.

Teraz się mówi, żeby dzieciom nie pomagać z zadaniem domowym. Pomagam. Nie robię za nikogo, ale chętnie pomagam. Wiem, że ten etap minie i w ósmej klasie nie będę siedziała nad fizyką, bo do szkoły już chodziłam. Pomagam teraz zrozumieć lektury, douczyć się gramatyki, czy zapamiętać trudne słówko. Tata ze mną całe nauczanie początkowe odrabiał po szkole lekcje. Minusów do dziś nie widzę, choć, jak każdy dorosły, widzę inne błędy w wychowaniu. To mnie nauczyło, że najpierw odpoczynek po szkole, potem obowiązki, potem zabawa. W życiu nic nie zawaliłam. Może dlatego? 

Dzieci nie wyręczać, plecaków nie nosić. Nie noszę, ale jak mnie dziecko prosi, żebym mu w czymś pomogła, nawet jeśli jest to ciężki plecak, pomogę. Sama przecież miewam dni, kiedy mi się po buty ciężko schylić i jak to miło jak wtedy ktoś poda herbatę. I kiedy widzę na blacie ćwiczenia, a w nich odrobione zadanie, przypominam, żeby zabrać. Nie tyczy się to tylko dzieci, to zwykły ludzki odruch, nie każdy musi być przełomową lekcją. Zasady zasadami, zachęcanie i uczenie dzieci domowych obowiązków i samodzielności, to jedno, a zwykła ludzka empatia to drugie. Do dziś kiedy jadę do mamy, pod nos mi podstawia. Bo mamą jest się całe życie, nawet jak to dziecko to 40 letnia baba ze swoimi dziećmi. Będę robiła tak samo. Bo nie ma to jak u mamy. W nosie mam rodzicielskie teorie. Liczy się też czasem gest i ciepło. To w środku.

Wiele osób dzisiaj uważa, że dzieci mają się uczyć dla siebie. Owszem, totalna zgoda. Z tym, że czasami tak się zdarza, że nawet dorośli motywowani są wizją wypłaty, a nie tylko uściskiem dłoni prezesa i satysfakcją. Oceny nie są ważne, ale znowu, kiedy patrzę na swoje życie, to właśnie dzięki ocenom dostałam się na studia, mogłam wybrać, co chciałam, ile było radości, bo przecież marzył mi się Kraków i się udało. Od tego zaczęło się właściwie moje dorosłe życie. Ile ja wkuwałam! Jak szalona! Nie mam pamięci, koncentracji, w ogóle nic nie przychodzi mi łatwo. Ale miałam zawsze dobre oceny. Teraz dzieciom też będę mówiła, że najważniejsze to starać się, aby było najlepiej jak może być, starać się dawać z siebie wszystko. Może nie z każdego przedmiotu, jak ich chora na ambicję matka, ale chociaż z tych po drodze z zainteresowaniami. Żeby się potem nie okazało, że przez pały z biologii wizja bycia weterynarzem jest nieosiągalna. 

Staram się najlepiej niech się dzieci też starają, niech nie zadowalają się byle czym. Taki teraz jakby trend jest, przyzwolenie na bylejakość, jakoś to będzie, na skróty, szybko. A przecież życie dorosłe już tak nie wygląda. Trzeba w czymś być dobrym, choćby to była jedna tylko rzecz. 

Od małego pozwalam dzieciom w wyborze ubioru, ale chyba widzą, że stary to odzieżowa konserwa, a matki styl im się podoba, bo choć były u nas sukienki na minus 10, tak kropki do pasków im nie pasowały. Obecnie cała trójka wybrała sobie ciuchy na nowy sezon zgodne kolorystycznie, wszystko do siebie pasuje, jakieś takie spójne. Podpowiadałam, pomagałam szukać stylu, czasami mówiłam, że coś będzie lepiej wyglądało, że goły brzuch nie jest elegancki. Podziałało. Mają swój styl. 

Mówię dzieciom, że są śliczne, synowi, że jest przystojny. Bo dla mnie są. To, że ktoś uważa, że skupiamy się na wyglądzie? Niech uważa, może swoich przecież nie chwalić, jego sprawa. Kiedy świat będzie próbował im wmówić, że są krzywe, grube, za chude, za wysokie, za niskie, mają za bardzo kręcone włosy i Bóg wie co tam jeszcze, niech wiedzą, że przynajmniej dla matki są najpiękniejsze. Nie dorabiam do tego teorii, dla mnie moje dzieci są najpiękniejsze. W nosie mam rodzicielskie teorie. 

Do dziś zdarza się, że jedno z moich dzieci ma zły sen i prosi mnie, żebym się z nim położyła. Robię to. Wiem, że te dni są policzone, już zdarzają się bardzo rzadko. Czas usypiania moich dzieci jest najlepszym momentem każdego dnia. Nawet, jeśli ten dzień nie był dobry, jesteśmy razem, rozmawiamy, czytamy, zaśmiewamy się przy komiksach, snujemy plany. Oczywiście, że moje 9 latki potrafią same pójść spać, tylko, że mnie też jest potrzebny ten wspólny czas. Bywa, że w naszej dużej rodzinie, czasami to jedyny czas w ciągu dnia, kiedy mogę swoją uwagę poświęcić każdemu dziecku z osobna. Nic mnie to nie obchodzi, że komuś może to przeszkadza, że coś na ten temat uważa. Opinia jest jak dupa, każdy ma swoją, 

W nosie mam rodzicielskie teorie. Bo wielu chyba się zapomina, że wśród tych wszystkich trzeba, musisz i jedynych słusznych opinii jest ta niteczka, ta więź, to coś, czego nie da się spieprzyć niesieniem plecaka ale można zepsuć byciem oziębłym, czy zbyt wymagającym. 

Rodzina. Czy w życiu zostało nam w ogóle cokolwiek innego? Czy coś się tak naprawdę liczy poza zdrowiem i poczuciem, że gardę można opuścić, że schować się w bliskich ramionach, że nie trzeba walczyć, a liczyć na zrozumienie, empatię i trochę zwykłego dobra? Obcym wybaczamy, traktujemy pobłażliwie, wymyślamy wymówki do wielu występków, a do bliskich mamy ogromne wymagania. Spuszczam z tonu, choć trudno mi to przychodzi. Małe będą chwilę. Będę ściskać i chwalić do woli. A czasem, zamiast teorii, wybierać śmiech. Bo kto mi zabroni?