Dobre rady – wrzód na d.pie Internetu.

Dobre rady, temat rzeka. Mogłabym książkę na ten temat napisać i miałaby wiele tomów, a temat nie byłby wyczerpany. Nie wiem o co chodzi. Serio, nie wiem.

Pokazuję preparat na ślimaki. Jedyny, który działa, ludzie pytają, więc podaję dalej, bo ślimaki mi zżarły pół ogródka, walczę od lat, ten warto wypróbować. Odzywa się MILION specjalistów. Ten produkt nie jest humanitarny (to w sumie dobrze, że nie podaję go dzieciom, a truję szkodniki). A fusy z kawy próbowałaś (nie mam w domu fusów z kawy, jak żyć)? A u mnie piwo lubią (a moje to abstynenci). Rośliny inne musisz posadzić (no ale chcę właśnie te rośliny i te już mam posadzone). Właśnie dlatego nie mam ogródka, po co komu problemy (jasne, lepiej mieszkać w bloku, bo ogródek to wrzód na dupie)?

Serio nie wiem co z ludźmi jest nie tak. Rozumiem, gdybym spytała. Ale nie pytałam!

Pokazuję kanapkę, która mnie cieszy – chleb, pomidor, ser, nic wielkiego. A dodaj jeszcze jajko do tego. Posypałaś szczypiorkiem? U mnie własne pomidory, to dopiero jest smak! Ja to glutenu nie mogę. A te pomidory to pewnie pryskane, co? Ser kozi? Fuj. Jadłam dziś takie samo śniadanko, bułeczka, pasztecik, ogórek, pyyycha. A owsiankę bananową próbowałaś? A to Ty nie na poście przerywanym? O tej porze śniadanie? Ja to o 6 dziś już jadłam.

Ja pierdzielę. Nie jem owsianki, nie chcę z jajkiem kanapki, gówno mnie obchodzi to, że nie lubisz koziego sera i tak, pewnie Twoje niepryskane pomidory są lepsze od moich! Dlaczego ktoś musi mi obrzydzać śniadanie?  

Pokazuję rezerwację lotu do Berlina. Wiadomo, Berlin jedni kochają, inni nienawidzą. Spoczko luz, nie pojadę, nie będę wiedzieć w której jestem grupie. Internet przemawia. A nie wolałaś lecieć gdzieś do Włoch? A bilety po ile? My w tym roku tylko Świnoujście. A W hotelu którym się zatrzymujesz, też szukam? A sama lecisz? Nie, nie, Berlin brudny i drogi, tak słyszałam…

Czytam Mroza, nowość, uwielbiam, jest jasno napisane, że się oderwać nie mogłam i noc zarwałam.

Komentarze – toż to grafoman, nic ciekawego, podobno on sam tego nie pisze, nie czytałam, ale wujek mówi, że słabe, czy Mróz się już nie skończył? Od czego zacząć go czytać? A czytałaś Jo Nesbo? Ja wolę.

Nie wiem co te osoby sobie myślą, próbuję od lat usilnie zrozumieć, ale nie rozumiem. Czy ta osoba sądzi, że wyrzucę produkt, który kupiłam i pobiegnę do sklepu po ten, który ona rekomenduje? Wypróbuję rekomendacje setek osób, skrajnie różne, niedorzeczne rekomendacje, jak ta, kiedy 60m2 kostki brukowej pani polecała mi przelać wrzątkiem, żeby chwasty nie rosły? Oddam loty do Berlina, bo Zosia z Torunia słyszała od koleżanki, że tam nie jest fajnie? Kanapki wrzucę do kosza i polecę po pasztet? Rzucę czytana książkę, bo Grażynka nie lubi tego autora? Wrócę jednak do fryzjera z żądaniem, aby oddał włosy, z których grzywkę obciął, bo się pani Kasi nie podobam z grzywką. Na wakacjach na Cyprze będę żałowała, że to jednak nie Majorka, bo użytkownik Nessi_34 twierdzi, że tam ładniej?

Czy te wszystkie dobre rady do wścibstwo? Ciekawość? Zazdrość? Nadmiar czasu? Beznadziejne czasy, które żółcią zalewają mózg? Samotność, która popycha do zaczepiania obcych ludzi? Czy to po prostu choroba internetowa?

Przecież nie biegasz po ulicy i nie mówisz ludziom, że chyba przytyli, spodnie im nie pasują do kurtki, fryzura nie taka, niech rzucą to jabłko, które jedzą, bo gruszki lepsze, w ogrodniczym nie wyrywasz nikomu z rąk hostów, bo ślimaki zjedzą, no i nie biegasz po parkingach pytając obcych ludzi czemu jeżdżą audi, a nie fordem, skoro Twój szwagier mechanik mówi, że ford lepszy?

Internet skraca dystans, to oczywiste. Nie boimy się więc znanej aktorce napisać, że jest głupia i gruba i w blondzie było jej lepiej, nie boimy się do potęgi pouczać i wyrażać swojego niezadowolenia, jakby ci wszyscy ludzie byli po to, aby nam służyć. W Internecie się nie boimy niepytani odezwać. To prawda, że zanim powstał Internet, o ludzkiej głupocie wiedzieli tylko bliscy, teraz musi dowiedzieć się cały świat. Bo główne przykazanie brzmi – mam Internet, mam opinię, nie zawaham się jej użyć! Przecież to niewinne dobre rady. Czyżby?

Śmieszy mnie argument, że jeśli istnieję w przestrzeni publicznej to MUSZĘ to tolerować. Nie muszę. Od jakiegoś czasu nie odpowiadam na te zaczepki, a wyjątkowo głupie sprowadzam do parteru. W końcu ten miecz ma dwa końce – dajesz nieproszone rady, licz się z nieproszoną ripostą. I jeszcze potrafi mi taka jedna z drugą napisać, że jestem niegrzeczna. Tylko, że to Ty Halinka się zapuściłaś w cudze życie z własnymi buciorami, nie na odwrót. To się teraz nie dziw, że ktoś ci drzwiami przed oczami trzaska.

Te dobre rady to takie szpileczki. Ja wiem lepiej. Ja ciebie wyedukuję. Ja mam lepsze życie niż twoje. Ja ci pokażę.

To nie ma nic wspólnego z troską. To nie ma nic wspólnego z sympatią.

Nic.

A gdyby tak pozwolić każdemu żyć sobie po swojemu? Niech je kanapki z czym chce, swoje pieniądze wydaje jak lubi? Czas spędza jak woli?

A gdyby tak rad niepytanym nie dawać? Po prostu?

A gdyby tak zauważyć, że jesteśmy inni? Mamy inne podniebienie, sposób na domowy budżet i rodzinną sytuację?

A gdyby tak nie uważać się za znawcę wszystkiego?

A gdyby tak uznać, że nie wiem to dobra odpowiedź?

A gdyby tak mocno uwierzyć, że nie trzeba mieć opinii na każdy temat i to jest naprawdę spoko?

Naprawdę spoko jest się powstrzymać od komentowania rzeczy, o których masz nikłe pojęcie i zająć się własnym życiem.

Polecam. Lżej się żyje, kiedy nie musisz na każdym kroku wszystkich poprawiać.