Trafiło mi się trudne dziecko.

Trafiło mi się trudne dziecko. Chociaż może to złe słowo. Szalone, dzikie, temperamentne, nieokiełznane. Było to wiadomo od pierwszych chwil życia, że pokornie i łagodnie nie będzie. Kiedy zaczęło się raczkowanie, trzeba było zakładać kask, bo pojawiały się coraz to nowe siniaki, a to małe uciekało rozbawione i wchodziło gdzie się dało. Pierwsze wstało, pierwsze wyskoczyło z łóżeczka i pierwsze powiedziało mama. Pierwsze też doprowadzało nas do rozpaczy, nie bacząc na bezpieczeństwo, na jakiekolwiek normy, tłumaczenia i zakazy.

To dziecko, które od małego nazywa się dzikuskiem, diabełkiem, szalonym. Szukałam jakiegoś wytłumaczenia, diagnozy, nazwania tego, czego codziennie doświadczam. Chciałam, nawet mimowolnie, wpisać moje dziecko w jakąś normę, nawet jeśli miała być ona czymś nietypowym, brakiem, defektem lub chorobą. Wydawało mi się, że może to będzie jakaś ulga, może przyniesie to odpowiedzi i rozwiązania, może tak będzie łatwiej.

I nagle zauważyłam, że to, czego doświadczam, to dar. Bo ja wiem, że to moje dziecko nigdy nie będzie przeciętne. Ono będzie szło pod prąd, ono sobie poradzi, już teraz, choć malutkie, daje sobie samo radę. I chociaż nie jest uznawane za “grzeczne”, możliwe, że nawet przeszkadza i dezorganizuje grupy, w których się znajduje, paradoksalnie wiem, że to dziecko jest najbardziej wrażliwe i czułe. To moja mała iskierka, promyczek.

I mam opcje – łamać go, zmuszać, aby się dopasowało, aby było jak wszyscy, tak, jak inni chcą, albo wspierać. Jego odwagę, nieprzeciętną kreatywność, uczuciowość, nawet wybuchowość. Są dni, kiedy nie mam już siły, kiedy nie mogę dać więcej uwagi. Są dni, kiedy moje dziecko, z nadmiaru wrażeń, emocji i energii, kopie, ucieka, krzyczy. Są dni, kiedy potrafię wtedy się opanować i tysiąc razy spokojnym tonem powtórzyć to samo polecenie. Są dni, kiedy nie potrafię, ale wiem, że muszę i mimo agresji, łapię moje dziecko mocno i tulę, aż się nie uspokoi. Czuję jego serducho, jak wali wykończone i skołatane. Bywa, że to nie pomaga, choć na chwilę łagodnieje. Bo ja wiem, że ono wie, że ja jestem blisko.

Są też takie dni, kiedy widzę, że mamy jeszcze wiele przed sobą. Aby nie było pomijane przy rozdzielaniu wierszyków, bo może jakiś numer wywinie, aby nie było wywracania oczami, kiedy ono znowu coś, aby nie było o nim historyjek, które przedstawiają je w złym świetle. Bo jeśli potrafi się do niego dotrzeć, jest cudowne, ciepłe i czułe. Tylko trzeba chcieć.

Ja wiem, że to moje dziecko, które już teraz nie czuje żadnych barier, nie obawia się wyrazić swojego zdania, odpowiednio pokierowane może mieć ciekawe życie. I zamiast wzdychać z żalu, że nie dostałam typowego grzeczniuszka, zaczynam doceniać spryt, otwartość i pomysłowość mojego dziecka. A kiedy nie starcza mi sił na morderczy bieg obok niego, mogę przynajmniej mu kibicować. Wygrywam konsekwencją i spokojem, choć przy szalonym dziecku nie jest to takie proste.

Naturalnie niezależne, zdeterminowane, współczujące, obdarzone silną wolą to przecież nie cechy osób problemowych, choć teraz wierzę, że lepiej by było gdyby te cechy tak mocno się nie ujawniały. To dziecko śmieje się najgłośniej, ściska najmocniej i kocha na zabój. Bo ono wszystko robi na 110%.

I choć wiem, że czeka nas wiele trudności, że moje dziecko prawdopodobnie może mieć problemy w szkole, bo ciężko będzie mu usiedzieć w ławce, bo kiedy samo wcześniej wszystko skończy, będzie przeszkadzało innym, wiem też, że czeka nas wiele dobrych chwil. Może nawet będą one w stanie zrekompensować nieuchronne kłopoty.

Moje dziecko wstaje o świcie i do momentu, dopóki nie padnie, jest cały czas na wysokich obrotach. Wszystko chce sprawdzić, dotknąć, powąchać, zburzyć, spróbować. Głośno krzyknąć, podrzeć, podskoczyć. Nigdy nie brakuje mu energii. Teraz wiem, że wcześniej w ogóle mojego dziecka nie rozumiałam i dużo potrzebuję czasu, aby go lepiej zrozumieć. Tak, jak reszta.

Nie muszę dawać swojemu dziecku etykietek. Właściwie to, że moje dziecko zostałoby zdiagnozowane jako nadpobudliwe, mające zaburzenia integracji sensorycznej, ADHD, czy będące dzieckiem potrzebującym więcej (High Need Baby), nie ma już dla mnie znaczenia. To nic nie zmieni w moim jego postrzeganiu, a na pewno zmieniłoby wiele w oczach innych osób, które mają z nim do czynienia. Nikomu już nie chciałoby się wymyślać sposobów, w jakie można nakłonić moje dziecko do współdziałania i egzystowania w grupie. Szybciej wszyscy machnęliby ręką, polecając typowe metody i środki.

A moje dziecko nie jest typowe.

Nie ustaje w locie, często autodestrukcyjnie biegnąc przed siebie. Nie zna lęku przed obcymi, od wieku lat dwa i pół, samo idzie przez zatłoczoną restaurację prosić kelnera o pudełko na pizzę. Zaczepia wszystkich i wszystko, z każdym negocjuje i przepycha swoje małe, pięcioletnie zdanie. Nawet wtedy, kiedy na czymś bardzo mu zależy i wie, że musi się podporządkować, pokazuje swoje zdanie. A to czapkę ściągnie, a to głośniej krzyknie tam, gdzie ma być cisza, a to podbiegnie, choć trzeba iść powoli. Reguły nie istnieją.

I choć diagnozuję, bo szukam sposobów, w jakie najlepiej moim dzieckiem pokierować i pomóc mu w zrozumieniu świata, te diagnozy nie są dla mnie deską ratunku. Nie dawałabym mojemu dziecku leków, aby uśpić jego temperament. W końcu jakoś się znalazł w tej małej istotce, więc musimy sobie z nim poradzić. Wszelkie diagnozy są dla mnie jedynie wskazówką do dalszego postępowania.

Jako rodzic dziecka z olbrzymim temperamentem nie dam się i nie wcisnę mojego dziecka w schemat. Nauczę go reguł, aby nikomu nie przeszkadzało, ale jednocześnie będę dbała o jego dziką, wolną naturę. Podczas gdy inni rodzice będą zachęcali swoje dziecko do zabawy na placu zabaw, ja będę podziwiać, jak moje skacze z najwyższych szczebelków trzy minuty po przekroczeniu bramy. Tę odwagę i determinację jako rodzic mam obowiązek przekłuć w coś nietuzinkowego. Takiego, jak moje dziecko. 

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!