Syzyfowa praca. Ciągle sprzątam, ale tego nie widać. Po co robić coś w domu, skoro zaraz wszystko jest brudne, zjedzone, a sterta prania rośnie? Nikt mi nie pomaga, każdy tylko rzuca pod siebie. Mam dość usługiwania, wiecznego zbierania, bycia na posyłki. Czy tylko ja widzę bałagan w domu? To są prawdziwe komentarze matek, codziennie z rozżaleniem wypowiadane na całym świecie.
Pamiętam dzień, który wszystko zmienił. Po tym, jak spędziłam 4 godziny doprowadzając dom do porządku po weekendzie, wyskoczyłam z domu na szybkie zakupy. Wróciłam, moje dzieci rozwalone leżały na sofie przed tv. Jedno rzuciło się do zakupów sprawdzać, czy są ulubione przysmaki, burknęło niezadowolone i wróciło do polegiwania, zostawiając rozbebeszoną reklamówkę na środku przedpokoju. W łazience po kąpieli na podłodze leżały wszystkie ręczniki, lustro umazane było pastą do zębów, w wannie nadal była woda, kran był odkręcony i wszędzie walały się resztki piany. Dzieci siedziały na sofie w otoczeniu pustych kubków, okruchów i ogryzków. Kosz na brudną bieliznę stał pusty. Za to obok niego piętrzyła się góra ciuchów, niektóre na lewo, niektóre czyste, ale rzucone z rozpędu, spodnie ściągnięte razem z majtkami, skarpetki nie do pary. Pod spodem tej malowniczej kupki ubłocone i pełne piasku porozwalane buty. W kuchni pozostałości po kolacji, blat lepki, na środku rozlane mleko, karton nie odłożony do lodówki. Po mojej pracy nie było śladu, dom wyglądał jak pobojowisko. Nie zdążyłam wejść do żadnego pokoju, bo krew mnie zalała na miejscu.
Wiem, że może jesteś zen, może działa u Ciebie liczenie do dziesięciu i powtarzanie sobie „ojejku, to tylko dzieciaczki”. U mnie wtedy nie zadziałało. Myślę, że sąsiedzi z trzech domów naokoło słyszeli, jak się darłam. A zaraz potem zdałam sobie sprawę, że to MOJA WINA! Ja na to pozwoliłam. Sama dałam się wykorzystać. I tylko do siebie powinnam mieć o to pretensje.
Od razu w ten dzień zaczęłam pracować nad zmianami. Wyszłam z kilku głównych założeń.
Wystarczy kilka razy posortować, wyprać, powiesić i poskładać pranie, aby od teraz zawsze lądowało przewrócone na właściwą stronę w koszu na bieliznę.
Wystarczy kilka razy poodkurzać samochód, w którym walają się kawałki banana z poprzedniego miesiąca, aby już nie rzucać nic na podłogę w aucie.
Wystarczy kilka razy rozpakować bagażnik pełen zakupów, żeby przestać wybrzydzać, że czegoś nie ma.
Możliwe, że jeśli buty odłożysz na miejsce, rano nie będziesz ich gorączkowo szukać?
Ścinki, brokat, ciastolina? Kilka razy na kolankach zbierzesz z podłogi i nagle – magia. Da się na stole, na gazecie, którą potem można wyrzucić do śmieci. Wow.
Zrobisz sobie kilka razy samemu kanapkę, z lenistwa jednoskładnikową, to ta trzypiętrowa, podana pod nos, będzie lepiej smakowała, a dziękuję samo wyskoczy z buzi.
Kilka razy wytrzesz podłogę w toalecie, następnym razem od razu i bez kłopotu trafisz do muszli.
Plecak poniesiesz do szkoły, zawiążesz buty, odwiesisz kurtkę, spróbuj, naprawdę da się. Przecież jesteś już duży!
Nie wyobrażam sobie domów, w których ktokolwiek jest dla kogokolwiek niewolnikiem, choć wiem, że łatwo wpaść w taki rytm, byłam tam. Na szczęście przyszedł moment opamiętania.
Gotujesz obiad? Dziecko nakrywa do stołu, tatuś zmywa! Każdy pomaga. Nadal częste są obrazki, kiedy po obiedzie cała rodzina zaleguje na kanapie, a matka przykuwa się do zlewu. Nie. WSZYSCY sprzątamy, a jak już posprzątamy, to wszyscy odpoczywamy. Okazuje się, że wizja bajki pomaga w błyskawicznym ogarnianiu domu. Sprzątanie dłużej zajmuje. No cóż, bajka będzie krótsza, na plac zabaw pójdziemy później.
Dlaczego dzieci są samodzielne? Bo się im na to pozwala! Kilkulatek jest w stanie zrobić naprawdę masę rzeczy w domu. Włącznie z pomaganiem w rozwieszaniu prania, odkurzaniem, podlewaniem ogródka, rozkładaniem zakupów, pomaganiem przy gotowaniu, nakrywaniu stołu, myciem garnków, sprzątaniem własnych zabawek, myciem auta. Jeśli tego nie robi, to przykro mi bardzo, ale tylko dlatego, że mu się na to nie pozwala lub dlatego, że się tego od niego nie wymaga.
A przecież w domu mieszkają wszyscy i wszyscy są za niego odpowiedzialni. Umażesz lustro pastą do zębów? Bierz ściereczkę i zmywaj. Potniesz na milimetrowe kawałeczki bibułę? Wyciągaj odkurzacz. Zjadłeś obiad? Odnieś talerz, mój też, ja w tym czasie pochowam resztki.
Jeśli dziecko nie pozna znaczenia danej pracy NIE DOCENI jej. Możesz mieć lśniący dom, pełną lodówkę, trzydaniowe obiady, a w szafkach poprasowane nawet skarpetki. Jeśli nikt z domowników nie ma w tym swojego udziału, wierz mi – robisz to głównie dla siebie i nie oczekuj za to oklasków.
To dlatego matki wrzeszczą i wybuchają z wściekłości. Nic dziwnego. Jeśli przez trzy godziny liżesz podłogi, a potem w trzy minuty Twoja praca idzie na marne, bo dziecko tu nie weźmie talerzyka, tam przejdzie brudnymi butami, rzuci pod nogi, zamiast odłożyć na miejsce, trafia Cię szlag. Mnie już nie trafia, odkąd poszłam po rozum do głowy i w moim domu obowiązuje zasada – kto nabrudził, ten sprząta. Okazuje się, że łazienkę po kąpielowej powodzi może doprowadzić do porządku ten, kto wytworzył metrową falę, nie muszę ja tego robić. Pięć pierwszych razy to sprzątanie było takie sobie, ale trening czyni mistrza. Okazuje się, że skoro po ciasteczko można wspiąć się na stołek, można ten sam stołek wykorzystać do odwieszenia ręcznika. Odkąd małe rączki pomagają wieszać pranie, okazało się, że można w bluzce, na którą spadła kropla wody, jeszcze raz zaprezentować się światu, zamiast zwiniętą w kłębek wrzucić do brudów i tyle mnie to obchodzi. Można naczynia odłożyć do zmywarki, można przetrzeć stół. Można bardzo wiele. Z tym, że teraz to jest po prostu zasada panująca w domu – dom jest wspólny, każdy robi to, co może. W poniedziałek zrobiliśmy kopytka na trzy kolejne obiady. Wspólnie. Dało się.
Nagle się okazuje, że jesteśmy w stanie pomyśleć, zanim zrobimy wokół siebie burdel, który potem będziemy musieli sami posprzątać! Okazuje się, że plecak do szkoły można sobie samemu spakować, bo to przecież nie ja do tej szkoły chodzę i nie wiem, że na jutro trzeba przynieść plastelinę i dwa guziki. Zapomniałeś? Przykro mi, że musisz przed Panią świecić oczami. Może jutro zapiszesz, żeby nie zapomnieć?
Jasne, jeśli zrobisz sama, masz szybciej, lepiej, masz zrobione, tak jak chcesz. Ale czy nie warto obniżyć odrobinę swoich standardów w zamian za poczucie, że nie jesteś już niewolnikiem we własnym domu? Już nie mówiąc o tym, że dzieciom ROBISZ tym przysługę i dajesz ważną lekcję.
Kto to widział wykorzystywać małe dzieci do robienia porządku – usłyszałam ostatnio. Że co, przepraszam? Czyli mnie, dużą, można wykorzystać do woli, bez słowa dziękuje, bezmyślnie podkładając mi kolejne przeszkody pod nogi, a to lego, brudne ciuchy, a to talerzyki?
Samo się niestety nie robi! A im więcej dajesz, tym więcej biorą i nikt nie zauważa tego wysiłku. Nie oszukuj się. NIKT TEGO NIE WIDZI I NIE DOCENIA. Dopiero jak jest równy podział, jak każdy zazna smaku syzyfowej pracy prowadzenia domu, nagle się okazuje, że można podziękować, docenić, zauważyć. Miło jest robić coś dla innych, oczywiście, to dlatego piekę, kupuję świeże kwiaty, zmieniam pościel na pachnącą, wymyślam pyszne potrawy, podkładam pod nos smakołyki, okrywam kocykiem, opieram, żeby ładnie wyglądali. Ale nie daję się wykorzystywać. Bo kiedy czuję się jak niewidzialny robot domowy, niechętnie zrobię cokolwiek dla czyjejś przyjemności. I nie, nie zakładałam po to rodziny, żeby zakopać się w brudnych skarpetkach, a wolne chwile spędzać na zmienianiu zużytych rolek papieru toaletowego.
Już nie mówiąc o partnerze. Jeśli nic innego nie działa – terapia szokowa zadziała zawsze. Skoro siedzenie w domu to taki luksus – nie odmawiaj go ojcu dzieci! Niech i on skorzysta na tych dobrodziejstwach. Zostaw pustą lodówkę, pełną pralkę, małego marudera i wyjdź, a po powrocie rozlicz z rzeczy, które robisz CODZIENNIE. Nie wyprasujesz koszuli? Ups, będzie musiał sam.
To nie jest tak, że po kilku dniach wszyscy ochoczo i automatycznie rzucają się do prac domowych. To jest codzienne przypominanie sobie (i opornym), że dom to rutynowy obowiązek. I należy on nie tylko do mamy, czy w porywach do taty. Bez dziękuję, bez żadnej wdzięczności, bez szacunku. Ten obowiązek należy do wszystkich, małych i dużych. Przecież dom to nie hotel.
Nie daj się.
Zdjęcie – źródło.
Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:
- Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
- Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
- Nie masz na nic czasu, w szczególności dla siebie? Kup moje autorskie produkty, które pomogą w ogarnianiu rzeczywistości. Stworzone przez matkę trojaczków – to działa! SKLEP.
- Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
- Zapisz się do Newslettera. Dzięki temu prosto na swoją skrzynkę dostaniesz info o nowościach i będziesz zawsze na bieżąco.
- Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i plaży.