Bywają takie dni, kiedy moje dzieci nie są grzeczne, ciagle wymyślają psikusy i rzadko mnie słuchają. Nie robią tego, czego sobie życzę, wręcz żeby zrobiły, proszę je o coś odwrotnego. Nie działa nic. Oprócz tego, jak bardzo działa mi to na nerwy.
Żadne z moich dzieci nie jest spokojne, ani nieśmiałe. Nie zdarzały im się nigdy czterogodzinne drzemki, nie usypiają od razu po bajce i wyłączeniu światła, często nie przesypiają całej nocy. Dominują każdą grupę, w której się znajdą. Nie są cicho, nie siedzą spokojnie, nie zajmują się same sobą, nie można zostawić ich samych. Robią po sobie bałagan i niechętnie go sprzątają. Nie są geniuszami, nie zaczęły mówić przed skończeniem roku, nauka zasypiania we własnym łóżeczku, korzystania z toalety, jedzenia widelcem – wszystko to okupione było godzinami, dniami, czasami miesiącami starań i nieprzespanych nocy. W szkole też różnie. Raz jest zapał, raz jojczenie nad zadaniem domowym. Każdą rzecz muszę dawać po równo, inaczej jest wojna. Wojna w ogóle jest u nas często. Tak po prostu jest.
W nowym roku postanowiłam się z tym pogodzić, a co więcej, w końcu uwierzyć, że ten czas, tu i teraz, będę wspominać, dopóki nie zamknę po raz ostatni oczu. Na pewno będę jednak często zamykać oczy i przypominać sobie beztroski śmiech moich maluchów, dotyk małej rączki, rozkosznie ubrudzone czekoladą buźki, pierwszy dzień w szkole i dyplom na akademii. Wielokrotnie zatęsknię za tym czasem, bezroskim dzieciństwem moich najcudowniejszych, najpiękniejszych, najwspanialszych, najukochańszych dzieci.
W końcu zgodzę się z tym, że na najbliższe kilka lat mój plan na życie musi być prosty. Nie zdobędę żadnych szczytów, prawdopodobnie nie zdobędę pakietu nowych umiejętności, nie zrobię zawrotnej kariery, nie zobaczę wielu nowych miejsc, nie będę mieć dużo czasu dla siebie, ani oszczędności, które będę mogła wydać na zachcianki. Wystarczy, ze nadal będę się uśmiechać, moje dzieci będą szczęśliwe, a mąż będzie mi bliski.
Nie będę się biczować za to, że nie przeczytałam w tym tygodniu żadnej książki, będę się cieszyć z tego, że zauważyłam, że zakwitły tulipany. Nie będę stawiała sobie niemożliwych do zrealizowania celów, po to tylko, żeby się później użalać, bo znowu się nie udało. Nie będę się wstydziła poprosić o pomoc, czy zapłakać na czyimś ramieniu. Będę cieszyła się z tego, że mam dobrą formę i ćwiczę, kiedy tylko mogę, a nie zmuszam się do robienia tego kosztem czegoś. Machnę ręką na wiele spraw, życie naprawdę jest krótkie, nie warto się ze wszystkim szarpać.
Nie będę wściekać się na męża za to, że znowu usnął, oglądając film, a okryję go kocem. Posłucham siebie, zrobię to, co dla mnie jest dobre, a nie to, czego oczekują ode mnie inni. W moim życiu ja też jestem dla siebie ważna. Do niektórych rzeczy dojdę małymi krokami, może koło listopada skończę w końcu układać w szafkach, może posprzątam w piwnicy, a jak nie, to też nic się nie stanie. Obiecuję, że nie będę chciała więcej, szybciej, dłużej. Nie będę się ganić za bałagan w domu, a cieszyć z tego, że pachnie w nim ciastem.
Będę się głośno śmiała, przytulała mocno i kochała na zabój. Częściej powiem tak. Zamiast w podłogę, spojrzę w niebo. Pogodzę sie z tym, co mi życie przynosi. Niektóre znajomości się zakończą, za to powitam nowych ludzi w moim życiu z otwartym sercem. Zaakceptuję to, że niektórzy nigdy się nie zmienią. Nie będę na siłę walczyć o przyjaźń, ale z tymi, z którym warto, powalczę z losem. Wiem, że są ludzie, którzy muszą komuś dowalić, żeby poczuć się lepiej. Tych ominę szerokim łukiem.
Będę się cieszyć z małych rzeczy. Przyznam się przed całym światem, że dziś nie jest mój najlepszy dzień, ale jutro może być tylko lepiej. Będę najlepsza, jaka mogę być. Patrząc w lustro nie będę w końcu oczekiwać, że zobaczę tam Alessandrę Ambrosio, a będę dumna z tego, co natura mi dała. To ciało dało mi trzy najlepsze w moim życiu rzeczy. Uwierzę, że jestem najlepszą Matką, jaką mogę być, nie zmienią tego tysiące przeczytanych poradników, ani ukończonych kursów. Ciągłe wyrzuty sumienia zabierają energię, którą mogę poświęcić na kolejny dobry moment z moimi dziećmi.
Będę cieszyła się moim życiem, a nie żyła fantazjami. I będę gorliwie prosić, aby nic nie zmieniło się na gorsze. Zatrzymam się każdego dnia choć na moment, po to tylko, żeby utrwalić piękne chwile. Spróbuję życia – zamiast zaspokajać głód, skosztuję potrawy, powącham świeżo zaparzoną kawę, poczuję rosę na gołych stopach.
Będę bardziej tolerancyjna dla mojej nowej, najlepszej przyjaciółki – siebie.
Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:
- Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
- Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
- Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
- Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!