Odkąd zaszłam w ciążę mam jeden problem. Nie chce mi się stale gadać o dzieciach! Mam wrażenie, że wszyscy oczekują od matek, że będą zmęczone, zaniedbane, zakochane w dzieciach po uszy i nic oprócz domowych sposobów na kolkę, wyliczania, ile to już lat się nie wyspały, ojojania nad swoimi macierzyńskimi osiągnięciami i gorzkie żale, ich nie interesuje. A ja mówię nie. Nie chce mi się stale gadać o dzieciach!
Dzieci całkowicie opanowały moją życiową przestrzeń przez pierwsze lata swojego życia. Możliwe, że rzeczywiście byłam wtedy niewyspaną dzikuską oderwaną od garów, z macierzyńskim burdelem na głowie, w dresie i z obłędem w oczach. Możliwe, nie pamiętam (a może wyparłam z pamięci, hehe). Ale kiedy napatoczył się dorosły osobnik, to mnie się chciało dorosłej rozmowy, nie tylko klepania o tym, że kupa jest zielona i że walczymy z odpieluchowaniem, gugugaga. Wiadomo, dobrze mieć swojego sprzymierzeńca i kogoś, do kogo sobie można ponarzekać i trzeba upuścić pary, żeby nie zwariować, ale żeby aż tak cały czas?
Ostatnio zauważyłam, że nawet, jeśli rozmowa jest emocjonująca i dotyczy polityki, rozrywki czy pogody, kiedy tylko na horyzoncie zamajaczy kobieta w ciąży, czy też matka, od razu towarzystwo czuje się zobligowane do „stu pytań do”. I to nie są pytania dotyczące jej, a dziecka, względnie dzieci. Mnie się wydaje, że to jest najczęstszy powód depresji poporodowej matek. Nagle nikt się nimi nie interesuje! Wszystkich obchodzi tylko dziecko, tak, jakby osoba, która go urodziła, nagle przestała istnieć.
Nie chce mi się stale gadać o dzieciach! Kurą domową się bywa z wyboru, tak samo jak matką, w której powicie potomka zabiło kobietę. Odkąd zostałam matką, życiowe puzzle w końcu zaczęły mi się w głowie układać. Poczucie wartości codziennie rośnie. Spełniam się na wielu polach, bycie matką to jedno z nich. Być może najważniejsze, ale nadal jedno z wielu.
Matki wcale nie chcą stać w kącie z napisem „mam kaszkę zamiast mózgu”. Nadal mam własne poglądy na bardzo wiele spraw, jestem na bieżąco z kinem, wczoraj popłakałam się na filmie wcale nie o dzieciach, a w samochodzie słucham niegrzecznego hip-hopu zamiast przebojów Fasolek. Lubię szpilki, ostre jedzenie i wypady na miasto. Bez dzieci. Czy jestem nienormalna? Wyrodna? Bynajmniej. Jestem matką roku i sama sobie codziennie daję ten tytuł.
Kocham być mamą, ale kocham też święty spokój i ciszę. No tak się akurat złożyło. Ustaliłam granice i potrafię siebie postawić na pierwszym miejscu. Pamiętam wtedy zawsze instrukcję awaryjną z samolotu. Maskę tlenową najpierw zakładasz sobie, a potem dopiero dziecku. Jak wykitujesz, dziecku raczej nie pomożesz.
Matki mają swoje zdanie, karierę i zainteresowania, które nie ograniczają się do dziergania czapeczek, domowych sposobów na papkę z marchewki i jabłka i ustawki na placu zabaw. Nawet te siedzące w domu, matki wcale nie cofnęły się w rozwoju. Wręcz przeciwnie! Codziennie zdobywają nowe umiejętności. W pracy to sobie możesz walnąć drzwiami, powiedzieć koledze, żeby się odwalił, strzelić focha i schować się pod czujnym okiem szefa, bo akurat cierpisz na kaca roku. Jutro będzie lepszy dzień, przeprosisz, jesteście w końcu dorośli, każdy ma prawo do gorszego dnia, spoko. W pracy masz prawo do przerwy, możesz sobie wyskoczyć na papierosa i wypić tyle gorących kaw, na ile masz ochotę. Spróbuj tego samego numeru z kilkulatkiem. Nawet z kibla Cię siłą wyciągnie. Nie ma zlituj. Negocjacje biznesowe? Proszę Cię. Spróbuj nakłonić kilkulatka do opuszczenia piaskownicy. Wielozadaniowość? Zarobienie? Urlop macierzyński to dopiero prawdziwa harówka! Nie wierzysz? A zamienisz się? Pamiętaj tylko, że projektem, nad którym pracują matki „siedząc w domu” jest człowiek. Aha.
To jest trochę tak, jakby matkom nie należał się dostęp do normalnego życia. Jakby jedynym, co je teraz określa, było dziecko i problemy z nim związane. Jakby nie mogły mieć innych myśli, zajęć, zainteresowań, pasji, marzeń. Jakby do pracy chodziły tylko po to, żeby spłacić kredyt. Zaciągnięty na rowerek. Dla dziecka, oczywiście. Jakby żyły tylko po to, żeby karmić, wychowywać, edukować i przykrywać kołderkami. Bo przecież nie wypada myśleć o sobie, nie wypada przyznawać głośno, że bywa, że dzieci nas nudzą czy męczą i mamy ochotę zamknąć za sobą drzwi i przez tydzień nie wracać.
Nie chce mi się stale gadać o dzieciach! I mogę wyjść na egoistkę, choć podejrzewam, że jest nas tutaj więcej. To na co warto się wybrać do kina? Jaki jest modny teraz drink? Bo ja to najbardziej lubię Espresso Martini…
P.S. Chyba muszę sobie poszukać męskiego towarzystwa, bo tak wspominam wypad z kolegą na lunch:
– Cześć, jak się masz?
– Super, dzięki, a Ty?
– Też nieźle. Dzieci zdrowe?
– Tak, odpukać. Dziewczynki w porządku?
– Tak, trzymają się, choć w przedszkolu wszyscy chorzy.
… I przez kolejne 90 minut nie padło ani jedno więcej słowo o dzieciach.
Zdjęcie: źródło.
Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:
- Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
- Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
- Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
- Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!