Mam wrażenie, że z pokolenia na pokolenie ludzie przekazują sobie mity na temat wychowania dzieci. Możliwe, że po tych pierwszych kilku latach batalii zapominają po prostu. Nie dziwię się. Samej zlało mi się to w jeden ciąg przyczynowo-skutkowy kaszka-pielucha-zupka-kupka-spacer-drzemka-wycie, który po latach na wierzch wydobywa głównie szczęśliwe momenty przerwy w kieracie. Rodzicielska ściema czyli mit, zmowa i tona lukru przekazywana jest więc dalej.
Jasne, że trzeba doceniać, że dzieci są cudowne, wspaniałe i dają coś, czego nie da się do niczego porównać. Oczywiście, że bycie rodzicem to zaszczyt, przywilej, radość, duma i bezkresna miłość. Ale to wszystko nie oznacza, że musimy oszukiwać i wypierać się tego, że przynajmniej raz dziennie nie mamy w głowie myśli “dłużej nie dam rady”.
Bo nam wszystkim się wydaje, że mając już rodzinę nie wolno narzekać. Mając tyle dobra, trzeba brnąć w szerzenie teorii, że to wszystko takie wspaniałe. Bo przecież nie wolno, nie można tak głośno mówić, że to ściema. Trzeba doceniać, nawet te chwile rwania włosów z głowy, wcale nie takie sporadyczne. Więc udajemy. Przed światem, przed sobą. Wydając na świat potomka stajemy się psychicznie sterroryzowanym, nowym wytworem – rodzicem. Mamy być doskonali, uczesani, ogarnięci i przezorni. Na prawdę i niedoskonałość nie ma miejsca.
Mit instynktu każe oszukiwać wszystkich naokoło, kiedy w pierwszych tygodniach życia dziecka pojawiasz się w miejscach publicznych. Wszyscy gratulują, choć Tobie akurat wyć się chce, bo nie śpisz od kilku tygodni, całe dnie spędzasz z drugim człowiekiem przywieszonym do piersi, ledwo starcza Ci czasu na umycie zębów, co 5 minut ogarnia Cię panika. No ale skoro wszyscy gratulują, to przyklejasz sztuczny uśmiech i mówisz niepewnie, z popłochem w oczach “taaaak, jest cudownie”. Bo może inaczej się nie da? Przecież NA PEWNO wszyscy byli dokładnie w tym samym miejscu, a nikt się nie skarżył, nikt nie wołał o pomoc. To i Ty dasz radę. Bo naokoło rodzicielstwa panuje zmowa. Zmowa milczenia. I oczekiwanie, że kolejni członkowie klanu tego milczenia nie przerwą.
Oficjalnie bycie rodzicem jest lukrowane. Dziecko jest wspaniałe, a poznając kilka podstawowych technik, lub zdając się na swój własny instynkt, wychowanie to nic trudnego. Rzeczywistość poznasz z autopsji, wyjąc z bezsilności, kiedy Twój świat daleki będzie od wizji roztaczanych w poradnikach i blogach.
To zaczyna się od ciąży. Nikt nie mówi o tym, że czujesz się jak skrzyżowanie foki z mamutem. W pierwszych miesiącach ledwo możesz doczołgać się do toalety, a jak już się tam znajdziesz, chętnie i tam strzelisz sobie drzemkę. Wszystko Ci puchnie, rośnie, tyjesz nawet od wody. Coś, o czym w poradniku jest napisane, że sporadycznie “może się” zdarzyć, u Ciebie zdarza się milion razy na dzień. Dalekie to od wizji ponętnej, szczęśliwej ciężarówki, gładzącej swój idealny brzuszek, oddającej się kreatywnym zajęciom, do których zainspirowała ją książkowo rozwijająca się ciąża. Jeśli jesteś mężczyzną, nie poznajesz swojej kobiety, którą rządzi burza hormonów.
Jestem realistką i wiem, że bycie rodzicem małego dziecka to jedna z faz w życiu. Ciąg epizodów, które mijają, zastępowane przez inne kolejne w życiu etapy. Jak wszystko. Nie ma więc co narzekać, tylko świadomie i odpowiedzialnie zabrać się do rzeczy, przewartościować priorytety i wziąć się w garść. Minął już w naszym życiu okres permanentnego zmęczenia, horror odsmoczkowania, a potem trauma nocnikowa. Minęło, choć wtedy wydawało mi się, że będzie to trwało latami i już na zawsze moje dzieci będą w pieluchach, a ja nigdy nie prześpię całej nocy. Znalazłam niedawno zdjęcie. Na nim moje dzieci, w wieku lat dwóch. Słodkie, małe blondaski. Taka była pierwsza myśl. A za nią zaraz kolejna. Pamiętam ten dzień doskonale. To był jeden z tych koszmarnych dni, kiedy wszystko było na nie. Wyszłam z domu licząc na to, że znajdziemy jakieś wytchnienie. Ale i to się nie udało. Zdjęcie jest. Mojej rozpaczy i morza łez bezsilności wylanego tego dnia, nie ma. Ale ja to pamiętam, bo tego się nie zapomina.
Bywają chwile, kiedy tak bardzo kocham moje dzieci, że się mocniej nie da i na nic innego nie ma miejsca. Mogę spędzić z nimi ciąg dni, a jak zasypiają, to idę sobie podglądać jak śpią. ALE! Kiedy widzę te cukierkowe wizje roztaczane codziennie, mam dość. Bo ja bynajmniej codziennie tak nie mam. Moje dzieci pomiędzy swoją cudownością są też głośne, krnąbrne, mają absurdalne potrzeby i wysysają ze mnie ostatnie pokłady sił, cierpliwości i wszystkiego w ogóle. Błogosławię poniedziałkowe poranki, a na każdy syndrom choroby reaguję nerwową czkawką. Nie tylko przez to, że drżę o zdrowie mojego dziecka, ja się martwię o siebie! Czy przeżyję tydzień aresztu domowego z wynudzonym, agresywnym terrorystą?
I jak widzę, że ktoś pisze jak to sobie “siedzimy” z dzieckiem i jak to jest cudownie, to ja tego nie kupuję. Bo cudownie jest przez chwilę, może nawet cały dzień, może dobry tydzień. Ale rzeczywistość zawsze kiedyś daje o sobie znać. I bywa, że wcale nie jest tak kolorowo.
Jasne, jasne, to, że moje dzieci są takie jakie są, to moja wina. Oczywiście i takie rzeczy wpierają mi do głowy “specjaliści”. Częściowo pewnie tak, ale nie wiem, czy ktokolwiek wychowuje dzieci nieposłuszne? A morderców? Gwałcicieli? Nigdy w domu nie przeklinam, a jednak moje dzieci znają słowa dupa i cycki, choć nie usłyszały ich od bliskich. I to pocieszanie – to normalne, tak bywa, zobaczysz, wyrośnie. Dlaczego mówi się o tym dopiero wtedy, kiedy ktoś ma odwagę się wychylić i pożalić? Nie masz pojęcia, że to normalne, więc siebie obwiniasz, że na pewno robisz wszystko źle. Gdybym wiedziała, że tak bywa, zniosłabym to lepiej.
Dlatego piszę tego bloga. Na każdy wpis, który odziera rodzicielstwo z lukru, jest rewelacyjny odzew. Setki polskich rodziców podnosi rękę i mówi – też tak mam! Czytacie swoje wypowiedzi i dziękujecie, że możecie chociaż wirtualnie się pocieszyć. Jak dobrze, że nie jestem w mojej rodzicielskiej samotności solo. Bo rodzice są samotni. Gdzie tylko nie spojrzą wbija im się do głowy mity i spiski. Jest cudownie! Dzieci są wspaniałe, a to co Cię spotkało to najlepsze co w ogóle istnieje. Jeśli się nie cieszysz to znaczy, że nie umiesz docenić tego szczęścia. Jeśli Twoje dziecko jednak nie jest cudowne, jesteś porażką rodzica. Na pewno to z Tobą coś jest nie tak!
Rozdałam wszystkie poradniki, szczególnie te dotyczące ciąży i pierwszych miesięcy życia dziecka. Nieustannie pojawiał się na mojej twarzy wyraz bezbrzeżnego zdziwienia – czy autor w ogóle widział noworodka? A ciężarną w ostatnich tygodniach, kiedy wykonanie jakiejkolwiek czynności to wysiłek? A kilkulatka, który właśnie przeżywa atak złości w zatłoczonym hipermarkecie? A ojca, który czuwa przy łóżeczku i zaklina ćśiii, ćśiii (w myślach “śpij już do cholery, błagam”), bo wie, że jutro ciężki dzień w pracy, a on o 3 nad ranem jeszcze nie zmrużył oka?
Ale przecież o sobie mówimy mało, nie wolno się skarżyć. Bo o ile kobieta w ciąży jest wszystkim, to z momentem przyjścia na świat dzieci staje się nikim. Temat zastępuje dziecko, a matka niepostrzeżenie znika. To samo dzieje się z ojcem. Z kogoś ważnego w domu, staje się wykonawcą kolejnych obowiązków. Ale bardzo trudno się do tego przyznać. Lepiej wszystko oblać lukrem i samemu kurczowo trzymać się wyświechtanych sloganów. Jest cudownie!
Czas przerwać tą zmowę milczenia. Pisać i głośno mówić o tym, jak jest. Nie w celu powstrzymania kogokolwiek przed posiadaniem dzieci, ale uprzedzeniem, że tak właśnie jest i jeśli Tobie się to zdarza, to nie dlatego, że jesteś beznadziejnym rodzicem, a dlatego, że dzieci po prostu takie są. I zanim wypłyniesz na szerokie wody i zaczniesz ogarniać temat rodzicielstwa, musisz zjeść beczkę soli, wypłakać razem z ząbkującym, kolkującym dzieckiem morze łez, nie przespać 365 nocy, powitać setkę weekendowych świtów i zużyć tira mokrych chusteczek. To normalne.
Normalne jest mieć wszystkiego dość i marzyć o kilku godzinach nieprzerywanego snu. Całkiem normalne jest mówić, że to, co się dzieje Cię przerasta i że nie tak sobie to wyobrażałeś. Że przyjmiesz każdą pomoc i że jedyne na co masz ochotę to chwila bez dziecka. Normalne jest przyznać, że Twój związek przeżywa kryzys, a Ty masz nadzieję, że musi być źle, zanim będzie dobrze. Zupełnie oczywiste jest to, że nie wiesz jak sobie poradzić.
Nie ograniczajmy się do “zobaczysz jak to jest”, “sam się dowiesz”, “wszystko przed Tobą”, “musisz sam to przeżyć”, “jak będziesz mieć dzieci to się przekonasz”. Kiedy ktoś pyta mówmy wprost – jest przekichane! Pięknie, wzruszająco ale i cholernie ciężko! Bo dziecko to mikstura w tym samym momencie radości i znudzenia, entuzjazmu i smutku, zmęczenia i przebojowości, rutyny i jednocześnie gotowości na wszelką ewentualność, a przede wszystkim na przemian udręki i ekstazy.
Zmowa polega też na tym, że rodzice wierzą w mit, że Ci, którzy dzieci nie mają tak naprawdę nie marzą o niczym innym jak je mieć, a Ci, którzy głośno mówią, że nie chcą, na pewno jeszcze bardziej chcą, tylko nie mogą. I to śmieszne przekonanie, że przecież dzieci to początek życia. I na pewno rodzicielstwo potrafi wynagrodzić wszystkie uroki utraconego życia. To, że wcale tak nie jest 95% czasu na początku życia potomka, jakoś wszyscy wymazują z pamięci. No bo jak by to było tak głośno się do tego przyznać? Przyznać się do tego, że zostaliśmy omamieni wizją malutkich kaftaników i dziecka, które jest mniejszą ale za to słodszą wersją nas, a rodzicielstwo to nic innego jak zabawy na kocyku z małym, bezzębnym słodziakiem, który wesoło gaworzy. Mając już dziecko szybciutko zauważamy, że te słodkie to są tylko chwile, a poza nimi rodzicielstwo to ciężka harówka.
Nikt nie chce nikogo dołować, bo jeśli już wskoczysz do tego szamba, po uszy topiąc się z innymi szczęśliwcami, którzy nie mogąc nic innego zaoferować, przynajmniej starają się pocieszać. I tak w odpowiednim czasie dowiesz się o co tak naprawdę chodzi. Poza tym przecież zawsze możliwa jest opcja, że akurat trafi Ci się lepszy model. To też element zmowy. Bo w rzeczywistości nikomu się nie trafia. Każde dziecko “coś ma”. Jedno jest niejadkiem, inne nie potrafi skumać obsługi toalety przez długie miesiące, jeszcze inne jest chodzącą demolką.
I nawet jeśli był poród bez znieczulenia, karmienie piersią przez trzy lata, przecierane, domowe jedzenie z eko produktów, godzinami szuranie po podłodze razem z maluchem, dbając o jego prawidłową stymulację, basen od szóstego miesiąca i angielski od roku, Twój kilkulatek i tak wróci z przedszkola i powie dupa kupa i cholera.
Męczące, notoryczne porównywanie, stawanie, mimo własnej woli, do olimpiady. Czy ona już… To on jeszcze nie… Moje w tym wieku… Pytania o dziecko, a jednak oskarżające rodziców. Chwaląc się dzieckiem rodzic przecież łechta własne ego i podbudowuje swoją samoocenę. Moje już chodzi! Test na ojcostwo zdałem na piątkę (a Ty nie)! Ha! Pęd szczurów, którzy sami w imieniu naszych dzieci rozpoczynamy od pierwszych chwil nowego życia. Jest 10 punktów skali Apgar! Wow.
Możliwe, że rodzice, sami nienawidzący dobrych rad, a po kilku miesiącach życia z dzieckiem, rad w ogóle, nie chcą ich dawać. Krytyko-pytania, podejrzliwość i wszechwiedza, rażą bardziej niż wizja nieprzespanych miesięcy. Wiedzą, że i tak mitu wspaniałego rodzicielstwa nie da się wykrzewić, a wszelkie próby jego odlukrowania spełzną na niczym, bo zawsze znajdzie się klan matek, którym standardy i IQ znacząco się wraz z porodem obniżyły. Zdolność logicznego myślenia wyparły kaszki i radosne gugu-gaga. Po co więc tracić czas, skoro z limitowaną edycją “nad-matek”, tych idealnych, których dzieci od urodzenia rodzą się wytresowane, nie wygrasz.
Nikt nie pokazuje potarganych matki i ojca obudzonych o trzeciej w nocy, na zmianę bujających, huśtających, ubierających, rozbierających, karmiących i przewijających, aby cokolwiek zadziałało, co uciszy wyjącą syrenę i pozwoli na odrobinę chociaż snu. Nikt nie pokazuje rozwalonego ciążą brzucha matki. Nikt nie fotografuje domu, przez który przetoczył się kilkulatek. Nie znajdziesz w poradnikach porad na temat odpychania wścibskości i dobrych rad. Ani tych jak czytać pięćdziesiąty raz tą samą książeczkę z wciąż rosnącym entuzjazmem. Nikt nie pisze o micie, jakim staje się na wiele miesięcy (lat może nawet) seks. Notoryczny brak sił i czasu sprawia, że rodzice bardzo szybko dowiadują się, dlaczego coś, co kiedyś było przyjemnością, nazywane jest “obowiązkiem małżeńskim”. Trójkąt Bermudzki, po którym właśnie przeszło tornado i po długich, a ciężkich wypluło człowieka, raczej nie nastraja na romantyczne figle. Psychiczna udręka permanentnego stresu, zmęczenia i testowania cierpliwości nie pomaga.
Czas zdrapać lukier. Rodzicielstwo to nie jest wesoła przygoda ze słodkim bobaskiem. Nie ma co robić z nikogo idioty i ukrywać faktów, niby dla jego dobra. Nie bójmy się głośno mówić o rodzicielskich frustracjach. Nie twórzmy iluzji nieskazitelności. Rzeczywistość przecież nijak nie przypomina pięknej wizji stworzonej na potrzeby propagandowych poradników.
Nie wierzę w idealnych rodziców. Nie wierzę w tych oburzających się, że wszędzie tylko narzekanie, to rodzicielska ściema. Nie wierzę w ludzi, którzy mówią, że rodzicielstwo jest natchnione i bezproblemowe. Nie wierzę w końcu w tych, którzy określają je tylko błogim i radosnym. Nie lubię osób, które nie pozwalają na narzekanie. Wolę takich, którzy głośno przyznają – jest masakrycznie ciężko, frustracje sięgają zenitu, ale jednocześnie, albo pomimo tego, jest też pięknie, miłości, którą czujesz do dziecka nie da się opisać słowami, ona aż boli, a związek z mamą lub tatą dziecka przechodzi na cudowny, głeboki etap prawdziwej rodziny. To wszystko jest niewyobrażalne. I taka jest prawda.
I niech będzie, że płynę pod prąd lukrowanej rzeki, którą oblana jest ciąża, poród, połóg, niemowlęctwo, a potem każdy kolejny etap życia z dziećmi. Widzę, że pod prąd płynie bardzo wielu z nas.
Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i
- Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
- Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
- Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
- Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!