Dzień świstaka.
Kolejny dzień. Krótko spałam, poranki to bardziej zmartwychwstanie, niż pobudka. Codziennie chcę położyć się wcześniej, ale nie wiem jak, skoro życie upycham w dwie godziny między położeniem dzieci spać, a zaśnięciem. Od rana brakuje siły, pokłady cierpliwości dawno się już wyczerpały. Codziennie te same sytuacje, każdy dzień podobny do poprzedniego. Mój dzień świstaka trwa już kilka lat. Proszę, ubierz buty, nie bij siostry, odłóż ten flamaster, umyj zęby, daj buziaka, wychodzimy, no chodź.
Rozglądam się po pustym domu i mam szczerze dość. Kredkami pomazana ściana, rozrzucone zabawki, gary w zlewie. Od czego zacząć? Dzień poświęcam na zabawę w dom. Pranie, sprzątanie, gotowanie, rachunki, niekończąca się sekwencja, efektu żadnego nie widać. Nic dla siebie, chociaż przecież siedzę w domu, piję gorącą kawkę i powinnam być mamą na miarę Mary Poppins – ocean cierpliwości i kwiat lotosu na środku jeziora.
To jest dorosłość. Bywają piękne dni. Bywają, bo codzienność jest często szara i byle jaka. Marzenia? Mam, też. Niektóre nieosiągalne, jak to o wolnym weekendzie, żeby zebrać myśli. Nawet gdybym fizycznie uciekła na chwilę z domu, psychiczne dalej w nim będę. Nie wiem co gorsze – jechać, tęsknić i mieć wyrzuty, czy jednak zostać, podpierać się nosem, ale jednak być. Bo matką jest się do ostatniego swojego oddechu. Zawsze.
Człowiek, to brzmi dumnie. Chociaż dla drugiego, małego, przestałam na chwilę być sobą. Walczę o każdy moment, w którym mogę poczuć, że jeszcze jestem. Mogę czasami krzyknąć, złościć się, mieć dosyć i nie chcieć bawić się w chowanego. Mogę walnąć pięścią w stół i powiedzieć głośno dość! Wszystkim naokoło wybacza się błędy, dlaczego to mnie ciągle z jakiejś strony atakuje przykazanie o byciu ideałem? Bo ja matka. Mam rodzić, tak jak chcą, wyznawać jedyne słuszne prawdy i dziecko wychować tak, jak ktoś uzna, że akurat dobrze. I nie narzekać, bo to przecież zaszczyt. Nie wolno się buntować. Nie wypada, nawet wtedy, kiedy mam ochotę na chwilę uciec, rwać włosy z głowy, paraliżuje mnie bezsilność, a sił brakuje nawet na bezmyślne gapienie się w telewizor.
Mogę ten obiad olać, mogę bajkę puścić, mogę pójść na łąkę i codzienność na chwilę zatrzymać. Czasami nie warto, bo przez to jutro nawet na ciepłą kawę czasu nie starczy. Wyrzuty sumienia, że przecież sama chciałam, takie jest życie, zostaną. Jak długo można olewać? Przecież pranie samo się nie zrobi, a lodówka nie zapełni.
Patrzę na dziewczynę w czerwonych trampkach, która spogląda na mnie z lustra. Patrzę na nią czasami przez łzy. Kiedy ten czas zleciał? W duchu nadal 20 lat, chociaż na liczniku już prawie dwa razy tyle. Widzę, że ona czasami się boi, nie wie co dalej, chciałaby inaczej. Taki wysiłek, a nagrody może nie dostać. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Nikt nie mówił, że będzie aż tak ciężko. Bycie matką okaże się górską kolejką, z której nie można wysiąść. Jedziesz do góry, czekasz, wyjeżdżasz, a tam chmury i mgła. Nic nie widać i nie wiadomo dokąd pójść.
Codziennie walczę, żeby było zdrowe, dobrze wychowane, umiało kochać i żyć świadomie. Nikt za to nie podziękuje, ciągle mało, nie dobrze, za późno. Niezaliczony kolejny test, dwója z zachowania, bo język w przedszkolu pokazało. Sto razy dziennie przegrywam. Kiedy dentysta powiedział, że ma ładne zęby, bąknęłam, że to geny pewnie takie. Dopiero jak trzy razy powtórzył, uwierzyłam, że to jakaś moja zasługa, że coś zrobiłam jednak dobrze. Czułam się tak, jakbym wygrała w lotto.
Życie w pułapce codzienności, to nie tak przecież miało być. A może zawsze tak jest, tylko nikt o tym głośno nie mówi, bo inni też się boją. Lepiej udawać, że mogę wszystko. Ale dziś akurat nie mogę, ups. Od 15 muszę znowu grać swoją najważniejszą rolę, a widzów, którym sama kupiłam bilety, nie obchodzi mój gorszy dzień i marzenia o zobaczeniu kwitnącej wiśni.
Chciałabym, żeby czasami ktoś pomógł. Ale nawet jeśli pomaga, to i tak jest ciężko. Bo przecież ciężko jest w środku. Bo wiem, że często przegrywam. Ze sobą. Teorię znam doskonale, ale często nie mam już siły. Zapnij kurtkę, zjedz zupę, nie drap mnie, usiądź, poczytamy, już idę, zaśpiewajmy razem, usiądź prosto. Litania codzienna.
Może jutro mały uśmiech i drobne rączki odbiorą ciężar świata. Warto codziennie pchać syzyfowy kamień? Dziś nie warto, bo szaro i źle, a rano byłam niedobrą mamusią. Ale jutro? Jutro może będzie lepiej.
W pogoni tych samych dni o dzisiaj przecież zapomnę.
Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i
- Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
- Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
- Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
- Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!
Test
Napisałaś mój dzień…
A ja czekam na słońce, zapach wiosny, może wtedy będzie lepiej.
Ja też! I na pewno będzie lepiej bo można wyjść pograć w piłkę, czy poskakać na trampolinie, a nie tylko siedzieć wiecznie w domu.
Bo życie tak naprawdę wygląda. Mało kto o tym mówi, bo wszyscy to czujemy i dobrze wiemy. Mam podobne odczucia – każdy nasz dzień to pogoń. Szybko do żłobka i przedszkola, potem do pracy, bo szef nie lubi spóźnień, a na koniec z powrotem po dzieci i do domu. Czasami siadam o 22.00 na kanapie kiedy dzieci już śpią i dopiero od tej godziny zaczyna się czas wolny. Szkoda tylko, że jedyne na co mam siłę to sen 🙁
Ale z drugiej strony wiem, że są weekendy, czas kiedy nic nie musimy, jedziemy tam gdzie nas oczy poniosą. Na spacer, do sali zabaw, do piaskownicy, do kina czy na wystawę klocków. Podobno naukowcy udowodnili, że nasz mózg z czasem wymazuje te smutne wspomnienia, a zostawia te pozytywne. To taka reakcja obronna organizmu 🙂
Jasne, są weekendy, urlopy, wakacje, lepsze dni. Dlatego trzeba koronę poprawiać i zapychać do przodu. Bez wysiłku te dobre dni aż tak by nie smakowały, nie byłyby aż takie wyczekane.
i jeszcze te rady, żeby odpuścić niektóre rzeczy, bo przecież nie musisz mieć w domu sterylnie wysprzątane, nie musisz mieć wszystkeigo idealnie, tylko ja dużo odpuszczam, ale niektóre rzeczy po prostu muszą być zrobione, nie dlatego że chce być perfekcyjna panią domu, ale dlatego, że jak gary w zlewie zostana to ok, może mogą mi nie przeszkadzać, ale na następny dzień po prostu nie będzie gdzie zrobić kolejny posiłek, proste, jak nie odkurzysz to dziecko raczkujące będzie zjadać wszystkie śmieci z podłogi, kurcze dużo rzeczy w domu robi się nie po to żeby mieć błysk tylko, żeby po prostu funkcjonować, więc ja jak słyszę, że trzeba odpuścić bo nie trzeba mieć w domu idealne, to ja się zastanawiam co to znaczy, bo ja się muszę na maksa postarać, żeby mieć jakoś, a nie idealnie, no ale ja może trochę niezorganizowana jestem.
Poza tym słyszę też, że to super że mogę tak być z dzieckiem w domu. No super, ja wiem że tak jest, ale to nie zmienia faktu, że są dni, że już na maksa nudzi mnie zwyczajnie zwykła zabawa i wtedy oczywiście wydaje mi sie, że jestem złą matką.
Ale tak po tym to ogólnie jest super! i nie zamieniłabym swojego życia z nikim 🙂
Też bym się nie zamieniła, ale nie zmienia to faktu, że czasami miewam takie dni i myśli, że wcale nie jest różowo.
Nie wiem co napisac….to poprostu ja! Dobrze jest przeczytac, ze nie jestem sama z takimi myslami! 🙂
Pozdrawiam serdecznie! I zycze, zeby te male raczki rozwiewaly wszystkie watpliwosci i napelnialy serducho radoscia!
No coś Ty! Jaka sama? Jest nas większość takich normlanych, odczuwających podobnie, z idealnymi dniami tylko od czasu do czasu, a resztą taką sobie. Głowa do góry! Pozdrawiam!
Czytam Twój wpis i przypominam sobie mój własny, o podobnym tytule, mniej więcej sprzed półtora roku :). Chyba każdego dotyka ta powtarzalność- pranie, sprzątanie, obowiązki, dzieci i gdzieś tam po drodze my, matki. Lubię swoje życie, ale często przeraża mnie właśnie jego monotonia, jednak kiedy jest już ze mną naprawdę źle, powtarzam sobie, że zawsze mogło być gorzej. I działa :).
No jasne, że tak. Na mnie działa chwila przerwy, wyjście do ludzi, choćby na szybką kawę, bez towarzystwa też może być. Perspektywa i dystans zawsze działają.
Ten tekst jest o mnie!!! Myślałam, ze to ja jestem taka zła matka, która od kilku dni czeka tylko na wieczór jak małe pójdą spać,żeby herbatę wypić, nogi wyciągnąć, film obejrzeć czy poczytać. Obwiniam się o to, że moje dziecko krzyczy próbując coś wymusić, że gdzieś popełniłem błąd, skoro tak się zachowuje. Płakać mi się chce kiedy słyszę jak się do mnie odzywa, choć zdarza się to od czasu do czasu, po czym gdy widzi moja smutna reakcje przychodzi i przeprasza, bo zrobiła tak jak kolega w przedszkolu, że ona nie chciała,ale ze on tak robi, powtórzyła. Czasem zwykle sytuację bardzo mnie przytłaczaja, brakuje siły.
Weekend bieg – zyciowke. Jestem szczęśliwa;)
A zdradzisz jaki jest Twój czas na 10km??? 😉
Ewelina czas na 10 km najlepszy – 54 minuty, ja biegam dość wolno, a teraz w ogóle (jestem na diecie i dietetyk mi tymczasowo odradził długie dystanse). Zatęskniłam dzięki Tobie i jak tylko przestanie w końcu padać idę! Gratuluję życiówki, jaki czas? Mnie też dobijają pozornie bzdury, które w mojej głowie rosną do rangi problemu. Ech.
Mój czas 56 minut, dobry jak na mnie. Zwykle biegam koło godziny np 1,01 1,03. Wolniej,ale liczy się to,że realizuje swoje marzenia. Euforia po biegu trwała aż 3 dni. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, więc było warto 😉 jeśli o moje zachowanie chodzi, ratuje się książka Jaki być rodzicem, jakim zawsze chciałeś być. Wczoraj przeczytałam i dziś moje podejście wygląda inaczej, na szczęście dla nas wszystkich. Córka miała dziś w przedszkolu wizytę u specjalisty z poradnii pedagogiczno – logopedycznej i została pochwalona, taka pozytywną opinia i docenienie mojej pracy dodalo mi skrzydeł. Więc chcę Ci powiedzieć, że nasze starania zostają z czasem zauważone, a ja odkąd trafiłam na Twojego bloga zaglądam tu codziennie także wykonujesz swoją pracę perfekcyjnie 😉 Sposób podejścia do rozwiązywania problemów z dziecmi, mężem, pasję itp są mi bardzo bliskie. Mam nadzieję, że się teraz uśmiechasz do siebie 🙂 pozdrawiam
Dzięki Kochana! Cieszę się z podwójnego sukcesu – z biegu i z opinii, wiem, że dodaje skrzydeł.
A dzien doberek 😉 Przegladalam sobie zdj na Twoim instagramie, tyle, ze tam komentarza dodac nie moge 😉 My rolki planujemy kupic pod koniec marca, moze zajaczek przyniesie 😉 Ja mam , ale coreczka niestety jeszcze nie 😉 Pewnie bedzie to co u Was na wsi. Jak zaczelam biegac, to patrzeli na mnie jak na UFOOO 😛 Jak zorientowali sie, ze w miare regularnie udaje mi sie to robic sa zdziwieni jak ja przy dwojce tak malutkich dzieci daje rade. A jak bylam tydzien chora i nie wychodzilam wcale zastanawiali sie czy przestalam, no bo przeciez napewno nie moglam rdac rady :):):) Ahhhhhh ta wiesss 😉 Zawsze beda gadac, kazdy powod jest dobry 🙂 Serdecznie pozdrawiam i zycze aktywnej soboty 🙂
Co macie w planie robic ? U nas caly tydzien bajek nie bylo w tv, wiec teraz kiedy ja nadrabialam zaleglosci domowe i internetowe nadrobili 😉 zaraz obiadek, a zas spacer mimo lekko deszczowej pogody (przeciez mamy kalosze:)). pozniej poczytamy i porysujemy i juz wiem, ze mimo, ze niebo szare to bedzie to cudny dzien 🙂
Buziaki dla Was :*
Jeszcze jedno … Bardzo skutecznie walcze z nalogiem – mianowicie jestem uzalezniona od internetu. Raz dziennie godzinka i wiecej mnie tu nie ma 🙂 udaje mi sie tak trwac. Chwilo trwaj… 🙂 wczesniej wlaczalam laptopa , albo wifi w tel przy kazdej mozliwej okazji. Teraz okazuje sie, ze przeczytalam tyle ksiazek i obejrzalam tyle filmow , zaoszczedzilam czas i zyskalam wiecej 😉 ciesze sie i nie bede juz tego zmieniac 🙂
A wyzej pisalam o bieganiu, tyle samo osob dziwi sie kiedy z rozmowy wychodzi , ze ja moge nie tylko biegac, ale tez duzo czytac, czy z kinem byc na biezaco…
A przeciez wystarczy dobra organizacja , to wcale nie jest trudne 🙂
Ten Internet mnie boli ale też jak mogę to ograniczam i jakoś nic mnie nie omija. Mam w planie jeszcze bardziej ograniczyć, bo jakość życia gorsza i każde uzależnienie to choroba, z którą trzeba walczyć.
Hey Daga, syzyfowa praca nie ma końca, a ta przecież ma! Oczywiście, że nas wszystkich dopada, ja mam CODZIENNIE świstakowe skojarzenia przy zmywaniu po obiedzie, ahhh i rano, kiedy zawsze od kilku lat, nie możemy jak normalni ludzie bez stresu opuścić domu i zawsze spóźniamy się do szkoły – od 7 lat! Ale ostatnio choroba powaliła mnie na kolana, dosłownie, na kilka dni (i mojego męża w tym samy czasie) – nie było obiadów, nikt nie zrobił z nimi lekcji, do szkoły w poniedziałek poszły w niewyprasowanych mundurkach, całą sobotę musiały zająć się sobą, do tego być cicho …przeżyły… Dla mnie …? Czas się zatrzymał: pomyślałam, przemyślałam, zrozumiałam kilka ważnych spraw, znowu sobie przypomniałam, co ważne, a co nie ma zupełnie znaczenia, super.
Oczywiście, że ja doskonale wiem co jest w życiu ważne. Co nie znaczy, że nie mam takich dni, kiedy po prostu realia mnie przygniatają. Na szczęście umiem z tym walczyć no i… idzie wiosna, a wtedy na pewno wszystko będzie lepiej!
Taaak… syzyfowy kamień – i co dzień to samo. trzeba odskoczni choć raz na jakiś czas bo inaczej można zwariować
Oczywiście. Może za mało tych odskoczni ostatnio, pomyślę 🙂
Czekam na wiosnę by wyrwać się z letargu:)
Ja też i tą wstrętną pogodę obarczam winą za nastrój. ILE DNI POD RZĄD MOŻE NIE BYĆ SŁOŃCA???? U nas w Kraku non stop szaro i pada, z domu się wyjść nie chce.
Ej ja jadę w sobotę do Krakowa na wycieczkę jednodniową z synem. Maluchy zostawiam z tatą, a najstarszy jedzie ze mną. Kolorowe kalosze i parasol i jedziemy 😀
Może się spotkamy, bo mam zamiar zabrać dziewczynki do kawiarni 🙂 Cup cake corner znasz? 🙂
Nie znam. W sumie nie wiele znam, bo w Krakowie byłam ostatnio z 8 lat temu. A gdzie to jest? Może coś w okolicach starowki byś nam poleciła na obiad?
W okolicach starówki ciężko z dobrym jedzeniem niestety. Cup cake corner jest na Brackiej. Polecam Cafe Camelot w zaułku św. Tomasza, na ul. św. Tomasza (przecznica blisko Jana i kina Ars). Dobre sałatki, kanapki, zupy, tarty, makarony, pierogi, a przy tym świetny klimat, przystępne ceny i miła obsługa. Kultowa pizzeria Cyklop też fajna. Na Mikołajskiej 16 (obok Małego Rynku). Nie tylko pizza, ale i pyszne makarony. Udanej wycieczki!
Wycieczka była super. Syn od wejścia do pociągu cały czas był podekscytowany na maksa. Mimo, że tylko jeden dzień, to było po prostu super. Uwielbiam Kraków! Podziemia rynku – bardzo fajne. Małe rozczarowanie, że smok wawelski miał awarię i nie ział ogniem 🙁 ale Synek i tak był uradowany po uszy. Nawet się wdrapał do Dzwonu Zygmunta na Wawelu. Obiad zjedliśmy w Boscaiola. Bardzo smacznie i nam się tam spodobało i jeszcze dali nam ciasteczka na wynos 🙂 A potem “kapkejki” na Grodzkiej nieopodal Wawelu.
Wooow. Ale jestem pozytywnie nakręcona po tym szalonym dniu. Jednak zachwyt 5-latka nad wszystkim co widzi jest bezcenny.
Lubię Boscaiola, a cup cakes jadłaś w miejscu, które Ci poleciłam, tylko w innej lokalizacji 🙂 Super, fajnie, że się wycieczka udała!
No właśnie dzięki Tobie były “kapkejki” 😀 Dzięki!!!
Ja tydzień temu w Krakowie, a Ty dziś w Warszawie 😀 Gratuluję Tekstu roku!!! Super!!! Cieszę się bardzo z Twojego sukcesu!!!
Bardzo pięknie dziękuję!
Chodź niech cię uściskam siostro w niedoli. Mnie powtarzalność tak czasem dobija, że mam wrażenie, że łatwiej byłoby nagrać wszystko na dyktafon i tak dzieciakami sterować.
Przesyłam uściski Taaaak, często mam dni na autopilocie.
Daga, jak zawsze trafiasz w samo sedno sprawy 🙂
Czasem codzienność przytłacza, szczególnie przy takiej pogodzie, ale wystarczy trochę choć się oderwać i odpocząć i już jest lepiej 🙂
Jasne, że tak. Trzeba resetu, każdemu, choć myśli nie da się uciszyć, trzeba choć ciało na chwilę uspokoić.
Takie jest życie i nasze macierzyństwo, jak ten cały przysłowiowy marzec. Jak w garncu się tam wszystko miesza – i to złe, i dobre. Najważniejsze, żeby odpowiednie proporcje zostały zachowane – żeby dobrego było więcej, a satysfakcja z toczenia naszego kamienia przeważała nad frustracją, którą czasami czujemy. Jestem przekonana, że właśnie tak u Ciebie jest – i że to był po prostu trochę gorszy dzień, który każda z nas miewa od czasu do czasu i do którego mamy pełne prawo. Jutro NA PEWNO będzie lepiej! 🙂
Jest lepiej! Dziękuję! Ten blog to dla mnie forma terapii. Piszę i od razu jest lepiej, a jak jeszcze ktoś napisze, że sam coś przemyślał czytając, to podwójne zwycięstwo. Nie jest tylko różowo, ale warto, żeby w te gorsze dni jednak zobaczyć jakiś kolor, a nie tylko pustkę i odchłań.
Czy to mama siedząca w domu z dzieckiem, czy to tata codziennie pracujący od świtu do nocy – każdy może narzekać na monotonię i szarość życia. Każdego to dopada. Ważne chyba, by w tej codzienności umieć dostrzegać jakieś małe piękne rzeczy, które nas cieszą, chociaż niekiedy trudno je zobaczyć.
Jasne, że tak. Dziś już jest lepiej, a jak zaświeci słońce to w ogóle będzie pięknie. Ale nie ma co udawać i pozwolić sobie czasami i na smutek.
“Warto codziennie pchać syzyfowy kamień?”
Z perspektywy takiego np. Jowisza i nie uwzględniając wierzeń, jesteśmy zgrają mikrostworków biegających bez składu po niebiesko zielonej planecie. Istnieją punkty i kąty widzenia z których, jeśli spojrzeć, niewiele z tego co robią ludzie ma jakiś sens.
A tak wogóle, wogóle to jest taki świetny tekst. Polecam! Ma nawet szansę zostać tekstem roku:
https://www.calareszta.pl/juz-nie-pamietam/
Znasz?? Pomaga.
I jeszcze jeden:
https://www.calareszta.pl/niech-mi-lzej-nie-bedzie/
😀 😉
Z siedmiolatkiem jest mocno inaczej niż z cztero. Z trójką siedmiolatków będzie już pewnie mocno inaczej niż z trójką czterolatków. Też będzie dzień świstaka ale będzie miał już inne barwy. Trochę więcej już zrobią same, dużo mniej będą smarkać i kaszleć. Ci mówię. Obserwowanie tych zmian jest po prostu ciekawe.
“Kiedy dentysta powiedział, że ma ładne zęby, bąknęłam, że to geny pewnie takie. Dopiero jak trzy razy powtórzył, uwierzyłam, że to jakaś moja zasługa, że coś zrobiłam jednak dobrze.” – tak jest.
“Bo wiem, że często przegrywam. Ze sobą. Teorię znam doskonale, ale…” – tak jest.
Pięknie piszesz.
Krzysztof… Dziękuję. Tak, kiedy pisałam ten tekst i sobie troszkę pokapałam na klawiaturę, od razu przeczyatałam “Już nie pamiętam”, bo choć ten tekst jest nostalgiczny, jest w nim piękno rodzicielstwa. Jutro będzie lepiej, a może i nie, bo przecież “każdy dzień z nimi to święto”. Pozdrawiam.
Napisałaś to genialnie, poczułam Twoje emocje, jakbyś była obok.
Chyba każda z nas tak ma, każda z mam, zamkniętych w świecie, którego pragnęła, tęskniąc jednak za świeżym powietrzem. Nawet jak uda się złapać dystans i wystawić usta łykając coś innego… to i tak tylko na chwilę, bo myśli stawiają luz na baczność. Tak to już jest…
No jest. Takie po prostu jest życie. Raz dobrze, a raz dół. Mam nadzieję, że już za rogiem, już za chwilę znowu czeka na mnie słońce. I na Ciebie też!
Bo najgorsza praca to taka, za którą nikt nie dziękuje, nie płaci, nie docenia, i której efektu na co dzień nie widać. Aż w końcu sama siebie przestaję doceniać, choć codziennie staram się robić wszystko najlepiej.
Niestety. Musimy same sobie o tym przypominać, bo ta praca jest może i najważniejsza na świecie, choć tak często bywa niedoceniana.
Każdego dnia zrobić coś małego, ale NOWEGO. Niech to będzie drobiazg, jak chwilowa zmiana przedziałka, inny kolor szminki, kawa na inny sposób lub zupełnie inna trasa po to pieczywo do piekarni. Albo sms do kogoś, do kogo się od roku nie odzywam. Cokolwiek, co uczyni dzień zupełnie innym niż wczroraj.
Mnie to wyrywa z letargu 🙂
Mnie też i jeszcze każdego dnia mała przyjemność dla siebie. Czasami jest to maseczka, czasami kawa, czasami chwila z książką. Pomaga!