Lubię. Nie lubię.

Nie lubię, kiedy budzisz mnie o 5 rano w sobotę.

Nie lubię, kiedy się spieszymy, a Ty zaczynasz poszukiwania różowej kredki, która zgubiła się trzy lata temu.

Nie lubię, kiedy zrobisz dziurę w nowych spodniach.

Nie lubię, kiedy krzywisz się na obiad, który gotuję dwie godziny.

Nie lubię, kiedy na moje pytanie odpowiadasz „nie”.

Nie lubię, kiedy idziesz w swoją stronę.

Nie lubię, kiedy nie potrafisz czekać.

Nie lubię, kiedy prosisz o coś, co wiesz, że jest niemożliwe.

Nie lubię, kiedy chcesz na śniadanie jeść czekoladę, zamiast płatków.

Nie lubię, kiedy siedząc już w samochodzie, przypominasz sobie nagle, że chce Ci się siku.

Nie lubię, kiedy wbijasz mi łokieć w brzuch, gramoląc się do mojego łóżka w środku nocy.

Nie lubię, kiedy masz focha o nie-wiadomo-co.

Nie lubię jeszcze wielu innych rzeczy, które nie pozwalają mi na zrealizowanie wielkiego planu, na który kiedyś nakleiłam plakietkę z napisem „matka”.  

Piję czwartą kawę, pod nosem śmiejąc się żartów. Woda jest podstawowym składnikiem życia, bo bez wody nie zrobisz kawy, powtarzają matki. Mam włosy związane w kurek, to najnowsza wersja modnej fryzury o nazwie „mam dziecko”. Na samotnych zakupach odpoczywam jakby to był co najmniej weekend w spa. Reaguję na „Mamo”, które obce dziecko woła na parkingu.

Pakuję: drugie śniadanie do szkoły, strój na gimnastykę, zabawki do piaskownicy i zmywarkę.

Ojojam: niewidzialne rany, przyklejam magiczne plasterki, po których ból od razu przechodzi, uzdrawiam chore misie.

Noszę: plecaki, hulajnogi, zakupy.

Robię: pranie, kanapki i plastelinowe ludziki.

Kłamię: oczywiście, że jest Mikołaj, wróżka zębuszka i ciasteczkowy potwór, który nocami wyjada słodycze.

Wycieram: ośliniony całusem policzek, odciski małych rąk na samochodowych szybach, podłogę z lepkiego czegoś, co się samo wylało.

Siedzę na huśtawce pomiędzy ekstazą i udręką. Ciągle. Codziennie. Bez względu na wszystko i choćby nie wiem co.

Jestem niewyspana.

Jestem ciągle spóźniona.

Jestem jednym wielkim niedoczasem.

Jestem od lat na pełnych obrotach.

Bez dnia wolnego.

Bez ulgi.

Nie mam słów.

Nie mam czasu.

Nie mam siły.

Mam Ciebie.

Lubię, kiedy skaczesz ze szczęścia z powodu nieistotnego drobiazgu.  

Lubię, kiedy otwierasz ze zdziwienia oczy.

Lubię, kiedy głaskasz psa i całym sobą jesteś wtedy szczęściem.

Lubię, kiedy chwytasz mnie za rękę.

Lubię, kiedy słyszę Twój miarowy oddech.

Lubię, kiedy się śmiejesz.

Lubię, kiedy gramolisz się na moje kolana.

Lubię, kiedy podziwiasz każdy listek.

Lubię, kiedy pomagasz od siebie i po swojemu.

Lubię, kiedy przejmujesz się kotkiem, bohaterem książeczki.

Lubię, kiedy razem szukamy muszelek.

Lubię, kiedy uśmiechasz się do wszystkich.

Lubię, kiedy piszczysz na widok lizaka.

Lubię, kiedy cieszysz się na mój widok.

Lubię, kiedy naleśniki codziennie smakują Ci tak samo bardzo.

Lubię, kiedy wymyślasz niestworzone historie.

Lubię.

Lubię być mamą.

Lubię być Twoją mamą.

Choć to wykańczająca wspinaczka na Everest, w klapkach, bez mapy, po ciemku i w czasie burzy. 

Oby ta wyprawa nigdy się nie skończyła.

Mam wszystko.

 

Zdjęcie: źródło.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!