Lekarze są bezlitośni. Jeśli Twoje dziecko to zje, umrze!
Czekasz npołowę lodówki, od jutra omijać sklepowe półki, z ulgą głaskać oseska myśląc, uff, było blisko tragedii? Co też może to być, czego zjedzenie jest tak bardzo niebezpieczne? Wiesz, jak to działa? Jasne, że wiesz. Jeśli dam tytuł artykułu „Jeśli Twoje dziecko to zje, umrze”, mam gwarantowane kliknięcia. Statystyki szaleją, reklamodawcy ustawiają się w kolejce. Zaniepokojeni rodzice czytają, kręci się spirala obłędu. I to wszystko byłoby fajne, ale tylko wtedy, jeśli tekst nie jest rankingiem kaszek dla dzieci, słono opłaconym przez sponsora, w którym nawet nie pojawia się rozwinięcie szokującego tytułu.
Nie czytam w ogóle clickbaitów. Żal mi na to czasu i energii. Tytuły z dupy, bez gramatyki, bez związku z tekstem, byle zaszokować, byle zaciekawić, byle przestraszyć, byle nabić cyferki, nie są dla mnie. Nie lubię po prostu jak ktoś mnie robi w… konia. Żeby nie powiedzieć okrada z cennego czasu, którego już mi nikt nie zwróci.
Słowo clickbait powstało z połączia dwóch angielskich słów: click – kliknięcie i bait – przynęta i oznacza zazwyczaj odnośnik do strony (czasami odnosi się także do nagłówku artykułu, tytułu filmu itp.), który swoją treścią ma zmylić i wprowadzić w błąd użytkownika i sprowokować kliknięcie. Treść takiego odnośnika zazwyczaj ma niewiele wspólnego z faktyczną treścią strony, do której on prowadzi, a celem jest tylko zwiększenie liczby odwiedzin na stronie, a tym samym przychodów z reklam*.
„Najczęstszy błąd popełniany przez rodziców”
„Jeśli to robisz, szkodzisz swojemu dziecku”
„Lekarze ostrzegają: Świnka Peppa nie jest bajką dla dzieci”
„Jeśli tego nie zrobisz Twoje dziecko znajdzie się w niebezpieczeństwie”
„Nigdy nie rób tego ze swoim dzieckiem”
„Ta matka odwróciła się tylko na chwilę”
„To co babcia podała wnuczce stworzyło zagrożenie jego życia”
„Chusteczki nawilżane przyczyną nieodwracalnej choroby”
„Drobne zmiany doprowadziły do zgonu noworodka”
„Nie kupuj tych śmiertelnych zabawek”
„Zobacz co zrobiła ta opiekunka”
„Czy to dziecko nie jest za małe na TAKIE rzeczy”
„Mężczyzna zaczepiał dzieci w parku w centrum miasta”
„Zdjęcie dziecka, które matka zamieściła w Internecie, spowodowało tragedię”
„Ojciec całe życie będzie żałował tego, co wydarzyło się na spacerze”.
Tych kilka nagłówków pochodzi z polskiego Internetu kilku ostatnich dni. Winne są nie tylko blogi, ale i gazety szukające sensacji, portale, które uwielbiają tanią rozrywkę i inne szmatławce. W większości tekstów opisany problem jest niewspółmiernie do tytułu błahy i nic nie znaczący. Artykuły są zmyślone, nie ma zdjęcia, źródła, to wyimaginowane historie, które nigdy się nie zdarzyły, a służą tylko wzbudzeniu sensacji i kliknięciu w link. Facet w parku był w Toronto, jakie to ma znaczenie dla Twojego życia?
Dla wielu osób ten clickbaitowy model wypowiedzi stał się retoryką rozmowy. Coraz częściej posługujemy się samymi szokującymi nagłówkami. Po co czytać cały nudny wywód, skoro wystarczy zapamiętać, że Świnka Peppa to najgorsze zło, które może spotkać Twoje dziecko. Po co trzeźwa analiza, skoro lepiej wysnuć wniosek, że opiekunki są podejrzane. Wszystkie.
Spotykam się z tym na co dzień. Rzadko kto czyta w całości tekst, w najlepszym wypadku przeskakuje co kilka linijek. Ale już komentarz? Proszę bardzo! Oczywiście, że mam opinię! Nie znam się, ale się wypowiem. Tak, jakbyśmy stali się nagle specjalistami od wszystkiego. Jakie to jest męczące!
Znam dwie osoby, które były zatrudnione przez plotkarskie portale. Ich zadaniem było pisanie historii, które się „klikną”. W praktyce wyglądało to tak, że spędzały dużą część czasu przeszukując net w poszukiwaniu zdjęć gwiazd. Kiedy już znalazły potencjalnie interesujące zdjęcie, dopisywały do niego historię. Ta historia nie miała nic wspólnego z prawdą, była wytworem wyobraźni autora. W połączeniu z komentarzami rozentuzjazmowanego tłumu, to było lepsze niż niejeden kabaret. Wszystko na kanwie zdjęcia wyrwanego z kontekstu.
I o ile plotki na temat gwiazd ani nas ziębią, ani nas parzą, te dotyczące zdrowia naszych dzieci, mogą już mieć poważniejsze konsekwencje. Nie daj się nabrać. Bo te historie potem rosną w Twojej głowie do rangi problemów. A nie ma gorszego lekarza od doktora Internetu. Zwykły spacer staje się traumatyczny, bo w głowie plączą się myśli, że może udar, może ktoś porwie, może ukąsi śmiertelnie komar, może dziecko zawinie się nieszczęśliwie w kocyk. Paranoja goni paranoję. Matki czują lęk przed braniem dziecka na ręce po tym, jak media rozdmuchały zdjęcia Lewandowskiej i Siwiec trzymających w objęciach swoje dzieci. A bo to można zrobić krzywdę, a bo to kalectwo grozi, nie wolno, krzywo, nie tak, a bo srak. Wszystko to porady od „profesjonalistów” – autorów tabloidowej sieczki i wiernych im matek habilitowanych, specjalistek od internetowego wychowania.
Nie stwarzaj sobie problemów, myśl racjonalnie, a jeśli masz wątpliwości natury medycznej, poradź się lekarza. I nie powtarzaj głupot wyczytanych w portalach. Kiedy czytam te komentarze od zagubionych w przestrzeni pseudo „czytelników”, mam ochotę złapać się za głowę, a im odciąć dostęp do netu. Żeby dorosły człowiek wierzył w takie bzdury? Jak można na postawie samego, nawet niech będzie chwytliwego, tytułu, skomentować bez czytania tekst, który ma 800 słów. Jak można powtarzać informacje, które ktoś stworzył na potrzeby kliknięcia?
Jeśli Twoje dziecko to zje, umrze. Oczywiście chodzi o kawałek czekolady. Umrze, bo zakrztusi się orzeszkiem, podobno, może, chyba, gdzieś, kiedyś jest taka opcja. Prawda? Nie czytaj głupot, to strata czasu.
*https://www.miejski.pl/slowo-Clickbait
Zdjęcie: źródło.
Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:
- Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
- Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
- Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
- Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!