Nie bójmy się mówić o ciemnej stronie macierzyństwa.

Pomiędzy kłamliwymi, wyidealizowanymi obrazkami macierzyństwa pojawia się fałszywa nutka. Ta nutka dźwięczy jak dzwon Zygmunta w czterech ścianach, w których rozgrywają się macierzyńskie dramaty. O tym się nigdy nie mówi. Bo wstyd, bo to przecież instynkt, zaszczyt, chwała. Miliony kobiet na świecie przechodzą przez to codziennie i jakoś sobie radzą. Ty nie? Co z Ciebie za matka? Ale nie bójmy się mówić o ciemnej stronie macierzyństwa.

Ponad wszystkimi marzeniami i pragnieniami matek dominuje zwykle to największe, nieosiągalne – chcemy mieć więcej cierpliwości. Bo wszystkie wiemy, że ta odrobina cierpliwości więcej prawdopodobnie pomogłaby nam przeżyć kolejny dzień, czy przeżyć choćby kolejną godzinę, do mitycznej 20, kiedy usłyszymy miarowy oddech śpiącego dziecka. Bo są dni, w których wcale nie śmiech naszego dziecka jest najpiękniejszym dźwiękiem, a właśnie ten oddech, kiedy w końcu uśnie.

Na bycie matką nic i nikt nie potrafi nas przygotować. Za każdym razem, kiedy rodzi się człowiek, pojawia się przecież wyjątkowy egzemplarz, więc nawet gdybyś przeczytała wszystkie poradniki, wychowała kilkoro i była zaklinaczem dzieci, może się zdarzyć (i na pewno się zdarzy), że dziecko Cię zaskoczy.

Wszystkie chcemy być jak kwiat lotosu, opanowane, kochające, nastawione na zaspokajanie potrzeb naszego dziecka, dbające o jego rozwój i przyszłość. Takie wyidealizowane obrazki macierzyństwa mamy w głowie. Do momentu, dopóki po czterdziestej pod rząd nie przespanej nocy, po piątej z kolei niesamowitej historyjce mającej nakłonić dziecko do umycia zębów, słuchamy od piętnastu minut jęków kilkulatka, którego ewidentnie poddałyśmy torturze założenia butów. A czas płynie. I pot po tyłku też.

Ile można mieć zapału do ciągu identycznych dni, w których proste czynności wydają się wyprawą na Mount Everest? Płacze o byle co, histerie o pierdoły, fochy, nierealne prośby, negocjacje i „nie” w odpowiedzi na każde pytanie. Bunt dwulatka, który kończy się wtedy, kiedy zaczyna się bunt trzylatka. Ile można tego znieść? Jak długo można zaspokajać potrzeby dziecka, jednocześnie czując, że Twoje potrzeby nie są i nie będą zaspokojone przez kilka najbliższych lat? Ile razy udaje się zagadać, uspokoić, opanować złość i kolejny wybuch? Z tym, że do końca się nie da, bo nawet jeśli dziecko ten raz nie wybuchnie, wybuchniesz Ty. I zostaniesz ze swoją porażką sama.  

Nie ma trudniejszej rzeczy od wychowania człowieka. Oczywiście, nie budowałam autostrady w 45 stopniowym upale, nie musiałam uczyć się kaligrafii, nie walczyłam nigdy o wodę i pożywienie i nie robiłam miliona innych trudnych rzeczy. Wiem jednak, że większość tych czynności kiedyś ma swój koniec. A bycie matką nie. Od tego nie ma ucieczki, urlopu i chwili wytchnienia. Bo matka to stan umysłu i nawet jeśli jesteś tysiące kilometrów od dziecka, masz to w głowie, pod skórą, czujesz to każdą komórką. I jeśli w swoim mniemaniu zawalasz, nigdy nie odpoczywasz, nawet w pięciogwiazdkowym spa męczą Cię wyrzuty sumienia.

I absolutnie nie wolno Ci narzekać. Bo przecież kiedyś matki miały gorzej, nie miały pralki i bujaczków, są kobiety, które nigdy nie będą matkami, więc nie narzekaj, bo doświadczasz przecież cudu, ktoś na pewno ma gorzej niż Ty i moje ulubione – było nie rodzić, skoro teraz tak Ci ciężko. Dzieci są wspaniałe, to z Tobą coś jest nie tak. Kiedyś zatęsknisz, więc doceń to, co masz. Staraj się bardziej! Zrób coś. Tylko k…a co, kiedy, za co, jak? Ciśnie Ci się na usta, kiedy kolejny raz przegrywasz mini walkę z kilkulatkiem na podłodze supermarketu. Masz przecież dziecko, masz być silna, masz sobie dawać radę, wszyscy na około Ci wmawiają, że tak właśnie ma być. Nie przesadzaj, nie szukaj dziury w całym!

Wymiotować mi się chce, kiedy słyszę te porady. To wytykanie błędów, to święte nawracanie do pionu przez idealnych, bezproblemowych, wszystkowiedzących, słodkopierdzących. To nie jest coś, co ja chcę usłyszeć, kiedy kolejny raz ponoszę klęskę. I wiem, że to jest rzeczywistość w milionach domów. Każda z nas to przeżywa, zna lub widuje. Matkę w sklepie, która szturcha swoje dziecko. Sąsiadkę za ścianą, od której krzyku na dzieci puchną uszy. Siebie samą wyrzucającą słowa, które bolą. Kobietę, która w parku syczy do dziecka kolejne groźby.

One tego wcale nie chcą. Nie robią tego celowo. Jeśli dobrze się przyjrzysz, są tak samo przerażone i zagubione jak to dziecko. Bezradność. Porażka. Strach. Wstyd. Poczucie winy. To są uczucia, które towarzyszą Ci codziennie. Znasz teorię. Co wieczór przepraszasz, głaszcząc małą główkę, już nie będę, nienawidzisz siebie, bo ta prosta czynność, natura można powiedzieć, nie wychodzi Ci za dobrze. Rano układasz plan, wstajesz z mocnym postanowieniem, że będzie lepiej. Codziennie czytam Twoje wyznania. Wiem, że kochasz nad życie, że nienawidzisz siebie za to, że po tym, jak sto razy powtórzyłaś „nie wolno”, krzyczałaś, bo musiałaś na kolanach zmywać podłogę w całym domu, bo znowu „się wylało”. Samo się, ale posprzątać musisz Ty. A przecież Ty wtedy miałaś być oazą spokoju, pieprzonym kwiatem lotosu na tafli jeziora, miałaś malować kolorowe motyle, budować zamki z klocków i robić dzieła sztuki z ciastoliny. Chciałaś dobrze, miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle. Teraz podłoga, za chwilę trzeba zupę podgrzać, a po drodze przebrać pieluchę.

O tym nikt nie mówi. Przecież wszystko samo się zrobi. Ty masz zajmować się dzieckiem. TYLKO. Masz wrażenie, że obraz matki kreowany w mediach jest wyrwany z kontekstu. Bycie matką to nie jest z maślanymi oczami spacerowanie po parku w letni dzień, z bobaskiem słodko gaworzącym w designerskich becikach.

Kiedy przestałam sobie radzić? Jak przestać krzyczeć? Jak naprawić tą sytuację? Przecież kocham. Chcę najlepiej. A jednak bywam matką, którą kiedyś pogardzałam, matką, którą kiedyś zarzekałam się, że nigdy sama nie będę. Zamiast z miłością, cierpliwością i łagodnością – reaguję złością, zniecierpliwieniem i pogardą. Pogardą do własnego, ukochanego dziecka! Te myśli kołatają się w Twojej głowie niemal codziennie.

Co robić, kiedy wyegzekwowanie każdej, nawet banalnej, codziennej czynności, wymaga powtarzania, kombinowania, używania forteli i przedstawiania w atrakcyjnej formie, tworzenia zabawnych historyjek i odwracania uwagi? Co jeśli po kilku latach bycia dobrą wróżką zamieniasz się w straszną wiedźmę? Masz świadomość, że tak nie chcesz. Ale jak można inaczej? Wpadłaś w labirynt, z którego nie można się wydostać.  

Niestety nie wiem do końca, czy w ogóle inaczej się da. Wiem, dlaczego tak się dzieje i skąd pojawiają się takie zachowania – mamy za dużo obowiązków, odczuwamy ogromną presję i odpowiedzialność za nasze dzieci. Codziennie zdarzają się sytuacje, które wymykają się spoza naszej kontroli, jesteśmy spóźnione, niewyspane, sfrustrowane, nie potrafimy sięgnąć ideału, nie tylko tego gdzieś tam, wykreowanego, który przy odrobinie zdrowego rozsądku dawno wybiłyśmy sobie z głowy. Nie potrafimy być takie, jakie chciałybyśmy być. Nieustanny strach o dziecko, potrzeba kontroli, brak wsparcia, brak zrozumienia. To wszystko narasta, pulsuje, bulgocze, a w końcu wybucha.

Można próbować wielu metod, możliwe, że któraś z nich przyniesie skutek.

1.       Zaspokojenie własnych potrzeb. Matki są sfrustrowane, bo 110% siebie oddają dzieciom, ignorując lub całkowicie zapominając o sobie. Może czas zrobić coś dla siebie? Nie da się wszystkiego. Na przykład burdel w domu to rzecz przy dzieciach niezmienna. Przyzwyczaj się.

2.       Przyczyna krzyku. Często bywa tak, że wściekłość pojawia się na skutek zmęczenia, depresji lub zbyt dużego napięcia. Przeanalizuj i postaraj się wyeliminować przyczyny złości. W 90% przypadków okażą się niezwiązane bezpośrednio z dzieckiem.

3.       Pomoc. Prośba o pomoc nie jest niczym wstydliwym. Lepiej głośno przyznać, że się nie daje rady, niż stać się matką z koszmarów, fundując swojemu dziecku dzieciństwo, z którego będzie musiało się leczyć.

4.       Wyjdź. Wyjdź do innego pokoju, jeśli nie możesz dalej. Na chwilę do toalety. Na balkon. Na zakupy. Szukaj nowej perspektywy, świeżego spojrzenia i metody załagodzenia konfliktu. Zatęsknij.

5.       Przeanalizuj priorytety. Czy to, o co się wściekasz będzie jutro ważne? Rozlało się, no i co? Podłogę się umyje, bluzkę można wyprać. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.

6.       Oczekiwania. Czy Twoje dziecko, pozostali domownicy, rodzina, są w stanie spełnić Twoje oczekiwania? Czy dobrze komunikujesz swoje potrzeby? To, co może zrobić dziecko w wieku szkolnym, może okazać się niemożliwe do osiągnięcia dla dwulatka. Może ono nadal nie wie jak, mimo, że powtarzałaś już sto razy? Może nie wie dokładnie po co?

7.       Odpoczywaj. Nie bądź jak z anegdoty o aucie. Czy jeśli widzisz brak benzyny, klepiesz swój samochód po masce i mówisz – dobre autko, pojedziemy jeszcze ze dwieście kilometrów i wtedy dostaniesz w nagrodę paliwo? Nie. Tankujesz od razu, bo wiesz, że inaczej staniesz gdzieś w szczerym polu. Taka sama analogia występuje w byciu matką. Nie zajeżdżaj się. I tak pewnie nikt nie podziękuje. Bez ciepłego posiłku, prysznica i kilku godzin snu nie da się egzystować.

8.       Planuj. Twoje dziecko źle znosi wyprawy do sklepu? Nie zabieraj go ze sobą albo zaplanuj coś, co odwróci jego uwagę – zabierz ze sobą nowe kredki, obiecaj wyprawę na plac zabaw po zakupach. Zawsze bądź przygotowana na najgorszy scenariusz. Z czasem staniesz się mistrzynią w zapobieganiu katastrofom.

9.       Analizuj. Spisz i przemyśl sytuacje, w których podnosisz głos, w których tracisz nad sobą kontrolę. Jeśli istnieje wspólny mianownik – wyeliminuj go. Dla mnie zbawienne okazało się wyeliminowanie pośpiechu. Pracuję nad tym każdego dnia. Wstaję 10 minut wcześniej, ale dzięki temu nasz dzień zaczyna się o wiele spokojniej.

10.   Odreaguj. Jeśli moje dziecko od 10 minut strzela focha, bo za przeproszeniem niebo jest niebieskie, a do szkoły nie możemy pójść nago, wpadam w głupawkę. Dosłownie błaznuję. Odwrócenie sytuacji w żart pomaga. Głównie mnie, ale dziecko też czuje, że pękły jakieś lody. Bardzo często, kiedy wytłumaczę i wyczerpię już argumenty, kiedy opanuję emocje swoje i dziecka, zostawiam sytuację samą sobie. W tym temacie powiedziane już zostało wszystko, powtórzyliśmy scenariusz i każdy argument kilkakrotnie, życie toczy się dalej. Zwykle czas pomaga.

Tak naprawdę nie wiem, co robić. Szukam odpowiedzi na to pytanie już sześć lat. Z zadowoleniem liczę dni, kiedy udaje mi się być taką, jaką chcę być. Biczuję się za każdą przegraną. Szukam nowej drogi i celebruję małe zwycięstwa. Codziennie budzę się z nadzieją, że będzie lepiej. Ale bywa gorzej, bo problemy rosną z dziećmi. Czasami zaciskam pięści, lecą łzy bezsilności. Jestem tylko człowiekiem. Czy kiedyś sobie wybaczę, że brakowało mi cierpliwości?  

I, parafrazując jedną z moich ukochanych piosenek, może kiedyś moje dzieci na wspomnienie tego, że cierpliwości mi brakowało „I kilku chwil, kilku dobrych chwil” powiedzą „to niepotrzebne słowa”. A może wcale nie.

Nigdy się o tym nie mówi, ale nie jesteś sama. Wiem, że jest Ci ciężko. Agresji być może i nic nie tłumaczy, ale matka to wachlarz emocji i uczuć, od ekstazy po udrękę. Nie bójmy się mówić o ciemnej stronie macierzyństwa, z którą każda matka się kiedyś zetknęła. I każda musi sobie poradzić. Trzymam za Ciebie i za mnie kciuki.

Zdjęcie: źródło.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!