Był ten dzień.

Mam plan. Mam plan, który staram się zrealizować, żeby był ten dzień poza pasmem takich samych dni.

Pobudka bladym świtem, siłownia lub 10km promenadą nad Oceanem, powrót, śniadanie, pogaduchy z dziećmi, czasami spontaniczne wygibasy, ale głównie bieg z przeszkodami przez poranek. Cztery pojemniki z jedzeniem na cały dzień, ten nie lubi sera, ta od dziś nienawidzi mandarynek. Spoko. Mam to. Sama jem śniadanie często w biegu, ale za to jak wychodzę z domu, mam naczynia w zmywarce i pranie w pralce. Czasami. Czasami zdarzają się dni, kiedy po prostu płynę na fali organizacji, a dzieci zgodnie unoszą się na tej fali razem ze mną. Świat spogląda na moje plany i odpuszcza, pozwalając mi je realizować.

A czasami wcale tak to nie wygląda. Są takie dni, że lista spraw do załatwienia się nie kończy. I kiedy właśnie z zegarkiem w ręce i długą litanią obowiązków wybieram te najważniejsze z tych ważnych, pogrążając się w niewygodnym przeświadczeniu, że doba powinna mieć 30 godzin, pojawia się telefon ze szkoły. I dupa, Panie. Nic dzisiaj więcej nie zrobię. Słyszę prawie dźwięk podobny jak w szpitalu, na ekranie monitorującym bicie serca. Zonk. Piiiiip. Nic. Cisza pustka. Będzie przerwa, wyrwa. Do widzenia. Sajonara zwykłe sprawy. Oto świat chichocze z moich planów.

Miałam ostatnio kilka takich dni. Zapakowanych do każdej sekundy. I nagle dwa dni w szpitalu, potem kolejny dzień spędzony na czekaniu pod drzwiami gabinetu na nagłą wizytę.

Złoszczę się zawsze, kiedy życie zmusza mnie do weryfikacji moich planów. Bo jestem mamą. Nikt za mnie tego nie zrobi. Nikt nie przytuli, nie wypierze, nikt włosów w kok nie ułoży, nikt nie kupi tej sukienki, o której ona marzy, nikt nie będzie tak jak ja bił brawa na treningu i nikt nie upiecze ukochanego bananowego chlebka. Możliwe, że źle to sobie wszystko ułożyłam, ale wiem, że jest nas takich więcej. Bo matka musi. I czasami po prostu takie jest dorosłe życie. Pasmo obowiązków, rutyny, kredytów i podcierania małych tyłków i gdzieniegdzie maleńka odrobina szaleństwa, bo matka to przecież i bywa, że „w sercu dobro, a w głowie trochę dzikiego porno*”.

Kiedyś złościłam się, kiedy moje dzieci chorowały, teraz złoszczę się na swoje niedyspozycje, wypadki, nieprzewidziane okoliczności, ludzi, którzy nie szanują mojego czasu, sprzęty, które się psują wtedy, kiedy ich najbardziej potrzebuję, samochody, w których kończy się benzyna i deszcz, który ma w nosie moje pranie na sznurku. Choć zawsze zakładam obsuwy czasowe, często się nie da. Bo z dziećmi wszystko jest niewiadome.

Chwilowo jestem niezastąpiona. Nie myślę o tym, co by się stało, gdyby, bo przecież życie będzie toczyło się dalej, nawet wtedy, gdy ja wysiądę z rozpędzonego wagonika. Nikt z nas nie jest niezastąpiony, choć matkom często tak się wydaje. Mnie też. W końcu matka jest tylko jedna.

Siedząc na fotelu w szpitalu pomyślałam sobie, że reszta poczeka. Może za dużo mam na głowie i życie zmusza mnie do przyjrzenia się z boku na to, co przed nosem. Może coś mnie omija. Może czegoś nie dostrzegam. Może moje priorytety źle ułożyłam. Może da się lepiej. Szpital uczy pokory.

Nie mam czasu na film, nie mam czasu na zdjęcie, nie mam czasu na powolne smakowanie życia. To nic. Na jedno muszę mieć czas. Ten dzień, dzisiejszy, w moim życiu mamy się nie powtórzy. Kiedyś się wyprowadzą, pomachają na pożegnanie i zapragną mojego towarzystwa jak same staną się rodzicami. A może nie. Dlatego reszta poczeka. Nie będzie idealnie, dziś będzie tylko zrobione. Może będzie śniadanie zamiast ciepłej owsianki, tylko w postaci batonika, a kolacja w Ikea. Może będzie pomięty T-shirt, może będzie ubranie z wczoraj, a śmieci zamiecione pod dywan. Może będzie tylko „byle jak, byle do jutra”.

Był ten dzień. Zbyt szybki, od gabinetu do gabinetu, z apteki do przychodni. Na wkurwie, bo w domu gary ze śniadania w zlewie, na blacie w kałuży mięso rozmrażane na obiad, którego nie uda się ugotować, sterta w połowie posortowanej góry prania, bo znowu padało, a w skrzynce maile, na które nikt nie miał energii odpowiedzieć przez ostatnie kilka dni. Jedna zła wiadomość za drugą, rozczarowanie i chwilowa niedyspozycja.

Był ten dzień. Półżywa odebrałam dzieci ze szkoły. Zamiast planu edukacyjno-rozwojowego, doskonalenia nauki czytania, liczenia i pisania, prac plastycznych i domowego, zdrowego podwieczorku, nakarmiłam krakersami, pozwoliłam na szkolnym placu zabaw zostać tak długo, dopóki sami nie zadecydowali, że mają już dość i idziemy do domu. Będzie. Wstąpiliśmy na kolację. Nie udawałam bohaterki, nie grałam super mamy, a przyznałam, że dziś nie mam siły. Były ukochane klopsiki w szwedzkim sklepie z meblami. Nie domowy obiad, ale i nie syfny burger. Będzie. Odpuścili, pogłaskali po głowie, jedno drugie uciszało. Wróciliśmy do domu, szybki prysznic, książkę przeczytał dzieciom lektor, bo i na tym nie mogłam się skupić. Był piękny dzień, a ja nawet na moment nie spojrzałam w niebo. Szybka decyzja, spakowałam dzieci i pojechaliśmy na zachód słońca na plaży. Opuściło mnie napięcie, przytulałam się do moich małych ludzi, podziwialiśmy piękno zachodu, muszelek do naszej domowej kolekcji, głośnego szumu fal. W głowie przejaśniało, jakby to zachodzące słońce dawało nadzieję, że jutro będzie lepszy dzień. Będzie. Jakoś to będzie. Przecież zawsze jakoś jest.

„Jesteś najlepszą mamusią na świecie”, szeptały zasypiając, choć w swoich oczach przegrałam ten dzień spisany na straty.

Był ten dzień, który po prostu przeżyliśmy. Nie pękło niebo. Czasem jest jakość, czasem tylko jakoś. Komuś dziś zaśmieje się w twarz los. Komuś dziś zabraknie ukochanej mamy, taty, dziecka. Jesteś. Dla bliskich cudem. Nawet, jeśli to nie będzie Twój najlepszy dzień.

*Parafraza sentencji autorstwa Ewy Stusińskiej „W sercu mieć dobro, a w głowie – trochę dzikiego porno”.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!