Czy istnieje granica ostrożności w przypadku bezpieczeństwa, zdrowia i życia naszych dzieci? Odkąd jestem mamą, towarzyszy mi strach. Boję się, że coś się moim dzieciom stanie, że ktoś je porwie, skrzywdzi. Często uświadamiam sobie, np. będąc na zakupach, że skanuję ludzi, którzy znajdują się koło mnie. To zupełnie absurdalny, paraliżujący momentami odruch. Jakbym w swojej głowie ważyła, czy facet w czapeczce z daszkiem to pedofil, czy porywacz.
To była piękna słoneczna niedziela…
Jak zwykle wybrałam się z dziećmi do lokalnego parku. Moje maluchy, zakochane w starszych dzieciach, natychmiast zaprzyjaźniły się z dziesięcioletnim chłopczykiem. Zrobił na mnie świetne wrażenie, jaki ułożony i rozważny, jaka cierpliwość do małych dzieci, pomyślałam. Nagle moje dzieci wymyśliły, że koniecznie musimy zaprosić go do nas do domu w celu wspólnej zabawy. Jestem w fazie poznawania sąsiadów, więc ochoczo przystałam na tą propozycję, rozglądając się po parku w poszukiwaniu mamy chłopca. A to dziecko mówi, że on chętnie do nas przyjdzie, tylko musi iść do domu zapytać mamę o pozwolenie. Park otoczony jest domami, więc byłam pewna, że chłopak mieszka w jednym z nich, a przez okno pewnie dogląda go mama. Nic z tych rzeczy. Z parku wróciliśmy razem, chłopak poszedł w swoją stronę, my w swoją. Nie mieliśmy nic do pisania, nie mogłam więc zapisać mu numeru telefonu, ale zapamiętał naszą ulicę i adres.
Moje zdziwienie sięgnęło zenitu, kiedy za pięć minut chłopak zapukał do naszego domu. „Cześć! Jestem! Mama pozwoliła mi się u Was pobawić, tylko mam wrócić o 18 na kolację”. To dziesięcioletnie dziecko nie tylko było samo w parku, oddalonym kilometr od domu. Matka tego chłopca pozwoliła mu iść do domu zupełnie obcych ludzi, nie mając bladego pojęcia kim jesteśmy.
Przez te kilkanaście minut, kiedy bawił się z moimi dziećmi, opowiedział mi bardzo dużo o sobie, o swojej rodzinie, włącznie z adresem, pracą taty, nazwiskiem i marką samochodu. Do teraz nie wiem, co sądzić o tej sytuacji. Sama absolutnie nie pozwoliłabym dzieciom na takie wycieczki. Nie tylko do parku, ale i do domu kogoś, kogo nie znam i nie widziałam na oczy. Ale czy dziecko da się odizolować od wszelkiego zła? Czy nie narażając go na jakiekolwiek nawet pokusy, mamy pewność, że nic złego mu się nie stanie? Czy w końcu, jesteśmy w stanie uchronić go przed absolutnie wszystkim?
Możliwe, że mama chłopca, który nas odwiedził, wyszła z założenia, że wcale nie za każdym rogiem czai się ktoś, kto chce nam zrobić krzywdę? A nawet jeśli ktoś będzie chciał zrobić naszemu dziecku coś złego, to i tak to zrobi, bo zwykle jest to kwestią wypadku, zbiegu okoliczności i zwykłego pecha, a nie trzymania dziecka pod kloszem.
Jestem z pokolenia dzieci urodzonych w późnych latach siedemdziesiątych. Godzinami bawiłam się pod blokiem, a mama i tata wcale nie wyglądali wtedy przez okno. Biegałam po okolicy w tłumie innych dzieci, czasami daleko od naszego mieszkania, czasami po zmroku. Czy to, że teraz nie pozwalamy na to naszym dzieciom czegoś ich pozbawi? Przecież temat porwań i pedofilii nie jest nowy, tylko bardziej nagłośniony przez żądne sensacji media.
Czy przesadzam, kiedy nie pozwalam dzieciom na jeżdżenie na rowerze pod domem? Czy istnieje inny sposób na wytłumaczenie pięciolatkowi, żeby nie jeździł dalej niż skrzynka na listy, niż dość graficzne zilustrowanie wciągania do samochodu przez kogoś obcego? Czy można nauczyć dzieci być wyczulonymi na pewne sytuacje inaczej niż opisanie co i jak mają krzyczeć, kiedy ktoś złapie ich za rękę i będzie gdzieś ciągnął? Bo delikatne tłumaczenia często nic nie dają. Ten pan się tak ładnie uśmiecha mamusiu, a ta pani ma ślicznego pieska!
Czy kąpiel dziecka jest okazją do rozmowy o strefach intymnych i o tym, kto, kiedy i jak może nas dotykać? Czy to już przesada? W czasach, w których żyjemy każdy dorosły stał się podejrzany. W końcu, według statystyk, zwykle molestowanie dzieci odbywa się w domu, a sprawcą jest ktoś dziecku bliski, kto ma z nim stały kontakt i wzbudza jego zaufanie. Czy to znaczy, że nasze dziecko nie może zostać na noc u dziadków?
Czy na placu zabaw nasze dziecko może sobie nabić guza? Czy może wejść na drzewo bez naszej asysty? Czy może w końcu się oddalić? Bo ja mam wrażenie, że tak bardzo się boimy presji bycia blisko, zawsze i wszędzie, że mimowolnie krążymy jak te helikoptery koło naszych dzieci. A jeśli tego nie robisz, to inna matka, niby w powietrze rzuca “gdzie jest mama tego chłopca” (true story), kiedy tylko się zwyczajnie przewróci.
Czy to ja oszalałam uznając sytuację z mamą dziesięcioletniego chłopca, który przyszedł do mnie do domu za dziwną? Czy to ja jestem przewrażliwiona, kiedy rozmawiając z sąsiadką obie przyznajemy, że nie puścimy dziecka na kolonię, czy spanie u koleżanki? Chociaż obie jeździłyśmy na obozy i wycieczki? Czy to my oszalałyśmy, czy zwyczajnie świat przestał być przyjaznym miejscem?
Czy istnieje granica ostrożności? Gdzie jest granica absurdu? W zeszłym roku szukając niani, z polecenia dostałam kontakt do chłopaka, który opiekuje się dziećmi. Był nawet u nas w domu. Niestety, absolutnie nie potrafiłam się przemóc i nie czułam się w jego towarzystwie komfortowo, wiedziałam, że w życiu nie zostawię go samego z dziećmi, choć miałam świadomość, że w mojej głowie odbywa się walka głównie na stereotypy.
Coraz częściej czytam, że dziecko ktoś porwał z supermarketu, z placu zabaw, z parku. Czy to oznacza, że mamy nigdzie nie wychodzić, a jeśli już wyjdziemy, to ja w trakcie spaceru mam być jak policyjny patrol?
Nie piszę tego tekstu, żeby opowiedzieć się po żadnej ze stron. Po prostu czuję się zagubiona. Z jednej strony wiem, że dzieci to mój największy skarb. Moim najważniejszym zadaniem jako matki jest ich strzec. Co za tym idzie, przewidywać zagrożenia i eliminować wszelkie niebezpieczeństwo. W końcu, oprócz kilku zwyczajnych zwyrodnialców, żaden rodzic nie doprowadza do nieszczęścia swojego dziecka świadomie. Wszyscy chcemy dać naszym dzieciom spokojne i bezpieczne, szczęśliwe życie.
Czy w końcu powinniśmy uczulać nasze dzieci na to, że obcy nie równa się miły i przyjaźnie nastawiony? Czy istnieje granica ostrożności, za którą zaczyna się przesada i nasze dmuchanie na zimne staje się obsesją? Obsesją, która powoduje, że nasze dziecko na widok obcego mężczyzny mocniej ściska nas za rękę? To się dzieje nie tylko w moim domu.
Kiedy byliśmy w tym roku w Dubaju, w centrum handlowym starsza kobieta chciała sobie zrobić zdjęcie z jedną z moich córek. Sparaliżował mnie krzyk mojego własnego dziecka, które stało dosłownie kilka metrów ode mnie i wrzeszczało „pomocy”. Kiedy się obróciłam, zobaczyłam moją przestraszoną córeczkę, próbującą wyrwać się tej kobiecie z aparatem. Pochwaliłam córkę i wykorzystałam ten incydent do kolejnej pogadanki z dziećmi. Długo jednak analizowałam tą sytuację. Bo oprócz mnie, nikt inny nie zareagował na krzyk mojego dziecka.
Historie porwań są okropne. Bo to zwykle naprawdę jest dosłownie ułamek sekundy, odwracasz się i Twojego dziecka nie ma. Historie molestowania napawają obrzydzeniem. Wujek, babcia, kuzyn, niania. A przecież nie jesteśmy w stanie być wszędzie i zawsze z naszymi dziećmi. Czy można być zbyt ostrożnym, jeśli w grę wchodzi bezpieczeństwo naszego dziecka? Jak nauczyć dzieci otwartości do innych ludzi, ale jednocześnie zdrowej podejrzliwości?
Czy nam, dzieciom lat 80-tych żyło się lepiej, bo mogliśmy połazić po drzewach bez mamy trzymającej nas za rękę? Czy dzieciństwo z kluczem na szyi i samodzielnym wracaniem ze szkoły do pustego domu było rzeczywiście narażaniem życia? Czy kolonie to siedlisko pedofili? Jak rozmawiać z dzieckiem, aby nie bało się obcych, a było zwyczajnie ostrożne? Kiedy zbytnia czujność przeradza się w obsesję? Czy istnieje granica ostrożności, za którą zaczyna się przesada? Bycie rodzicem, ech. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo.
Zdjęcie: źródło.
Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i
- Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
- Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
- Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
- Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!