Dziecko to nie gadżet, który każdy musi mieć.

3 rano. Gdzieś, jakby w innej rzeczywistości, słyszę kroki. Ktoś wchodzi do łazienki, świeci za mocne, jak na tę porę, światło. Odpływam. Możliwe, że za minutę, możliwe, że za dwie godziny, budzi mnie odkręcana woda, myte, bardzo dokładnie, jak na tę porę, ręce. Odgłosy milkną. Odpływam.

Matki już tak mają, nawet przez sen i zupełnie nieświadomie, liczą dobrostan. Każda czynność musi się zakończyć, więc czuwają, całe życie w gotowości, bo pomiędzy niezakończoną czynnością możliwe, że ktoś, gdzieś, kiedyś, potrzebuje pomocy. Czekają, całe życie, aż padnie w końcu “mamo”. 

Przez sen czuję, że ktoś stoi koło mojego łóżka. Sto trzydzieści dwa centymetry osobistego synka. Mechanicznie robię miejsce, chętnie korzysta. Jestem zaspana, książka, którą czytałam do snu tak mnie wciągnęła, że niedawno skończyłam, a przecież za dwie godziny wstaję. Nie ma dziś szans na wycieczki do małego łóżeczka i negocjacje o miejsce spania. Bezgłośnie zapraszam, więc wskakuje bez namawiania. Chichocze, jakby udał mu się jakiś psikus. Zakrywa się kołdrą, zamaszyście, jakby chciał przypieczętować dzisiejszą wyjątkową ugodę.

I wtedy słyszę, jak na podłogę spada mój ukochany kubek. Słyszę, jak niefortunnie upada na kant przedłużacza, wydając ostatnie tchnienie ubitej porcelany. Słyszę, jak resztki niedopitej, zielonej herbaty, wsiąkają w strony książki, dobrej książki, przez którą zarwałam noc. Natychmiast się budzę. Ukochany kubek, zapaprana książka, oblany dywan.

Kilka lat wstecz na pewno bym się wściekła, szukała winnego. Teraz notuję w głowie, że radar się obniżył, chyba przez późną, nocną porę. Niedopita herbata? Przy łóżku, do którego zdarzają się w nocy pielgrzymki małych ludzi? Książka rzucona byle gdzie? Moje niedopatrzenia, ups. Ratuję książkę, na plamę z herbaty rzucam trochę papieru toaletowego, pomartwię się tym jutro, zbieram szczątki kubka, żeby nie były niebezpieczną pułapką. Przykrywam synka, zasypiam spokojnie. 

Ale zasnąć nie mogę. Pojawia się myśl, która z tej aferki z rozlaną herbatą staje się dla mnie metaforą macierzyństwa. Możesz na wiele rzeczy się przygotować, zabezpieczyć, ale wszystkiego nie przewidzisz. Musisz liczyć się z tym, że niektóre rzeczy zostaną zniszczone, zostaną Ci odebrane. Musisz przyjąć ze spokojem i dojrzałością to, że wszystko się zmieni.

Jesteśmy nowoczesnymi, wolnymi kobietami. Możemy zmieniać świat, obejmować stanowiska dotychczas zarezerwowane dla mężczyzn, możemy żyć po swojemu, wybierając niestandardowy, szalony styl życia. Dlaczego więc nadal tak wiele z nas decyduje się na macierzyństwo, choć ewidentnie nie jest nam ono pisane?

Dziecko to nie jest dla mnie gadżet, który każdy musi mieć. Dziecko to nie jest punkt do odhaczenia na liście życiowych osiągnięć. Dziecko to nie jest klej, który zwiąże nieudany związek. Dziecko to nie jest projekt, który wciśniesz na środę, pomiędzy 16 a 18, kiedy akurat będzie Ci pasowało.

Dziecko to ktoś, kogo powołujesz do swojego życia. Zapraszając je, robisz mu miejsce, siebie na zawsze, mimo najszerszych chęci i umiejętności logistycznych, plasując na gorszych pozycjach.

Oczywiście, że nie musisz ze wszystkiego rezygnować. Oczywiście, że nie musisz zapominać o sobie. Oczywiście, że musisz mieć swój świat, swoje hobby, pracę, czas bez dzieci, pieniądze, które wydasz na siebie. Nie musisz się poświęcać. Absolutnie nie!

Ale jeśli nie pogodzisz się z myślą, że odkąd masz dziecko, wszystko się zmieni, masz lekko mówiąc, pecha. Czeka Cię bardzo długa i strasznie trudna walka z wiatrakami i nieustanne rozdarcie. Rozdarcie między życiem, które kiedyś miałaś, a tym, którym teraz, nie całkiem z wyboru czasami, musisz się cieszyć. Matką się nie bywa. Matką się jest do ostatniego oddechu. Z perspektywy czasu większość matek żałuje czasu, którego nie spędziła z dzieckiem, niż tego, w trakcie którego od niego uciekła. 

Jeśli nie pogodzisz się z myślą, że najpierw swoje ciało, potem życie, czas i wszystko, co masz, będziesz odtąd dzielić, jeśli nie pogodzisz się z myślą, że ta herbata Ci się rozleje niejeden raz, stłucze Ci się ukochany kubek, książka się pomnie i pobrudzi, włosów nie zdążysz byle kiedy umyć, a życiowe plany będziesz czasami dostosowywać do drzemek i pór karmienia, może lepiej kupić sobie drogą torebkę, zamiast dziecka, które niczego nie potrzebuje, oprócz jednej rzeczy – Ciebie.

I to siebie oddanie bez żalu, to jak kolejna z życiowych tajemnic. Jeśli Cię nie boli i Cię nie uwiera – wygrałaś.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Nie masz na nic czasu, w szczególności dla siebie? Kup moje autorskie produkty, które pomogą w ogarnianiu rzeczywistości. Stworzone przez matkę trojaczków – to działa! SKLEP.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Zapisz się do Newslettera. Dzięki temu prosto na swoją skrzynkę dostaniesz info o nowościach i będziesz zawsze na bieżąco.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i plaży.