Skąd mam tę moc?
Skąd mam tę moc? Codziennie ktoś mnie o to pyta. Jak ja to robię, że wychowuję trójkę dzieci, biegam długodystansowo, opiekuję się domem, regularnie piszę i jeszcze nie zwariowałam?
Moja moc to wypadkowa wielu czynników.
Jestem egoistką.
Kiedy tylko mogę, łapię chwilę dla siebie. Po prostu wiem, że muszę naładować akumulatory. Muszę mieć siłę na ogarnianie mojej ekipy. Mam świadomość tego, że problemy z dziećmi dopiero się zaczynają, więc to, z czym borykam się teraz, zastąpią inne dylematy. Możliwe, że już wkrótce będę się mogła wyspać w nocy, za to wieczorami będę pomagać odrabiać zadania domowe. Dzieci to przecież obowiązek na lata. Tak więc kiedy tylko mogę, siadam z kawą, dobrą książką, ulubionym serialem, wanną pełną piany, maską na twarzy. Nawet krótka chwila to niezbędny reset.
Asertywność.
Matki powinny uczyć się jej na szkole rodzenia. Nauczyłam się odmawiać. Kiedy czegoś nie mogę, nie potrafię, nie chcę, nie potrafię – nie robię. Moja najbliższa rodzina jest dla mnie najważniejsza, nasze zdrowie i dobre samopoczucie jest ważniejsze, niż coś, co powinnam zrobić, bo tak wypada, albo ktoś uważa, że tak trzeba. Bywa, że mop czeka, bo ja leżę. Kurz leży, to i ja poleżę. Bałagan przy dzieciach jest oczywistością, ile bym nie sprzątała, będzie.
Nie poświęcam się dla dzieci.
Daję, ile mogę, ile potrzeba, ale zawsze coś zostawiam dla siebie. Nie potrafię zrezygnować z siebie dla kogoś. Oczywiście, że moje życie zdominowane jest przez dzieci, ale jest w nim miejsce na wszystko inne, może nie na raz, nie już, ale powoli można osiągnąć wszystkie swoje cele. Dzieci nie są za karę. Jeśli ze wszystkiego musiałabym zrezygnować, czułabym żal. Możliwe, że kiedyś bym im wyrzucała, że coś mi zabrały. A przecież powinny dawać. Mam nadzieję, że dzieci będą mnie odwiedzać ze względu na więź, która nas łączy, a nie wyrzuty sumienia, że kiedyś tam wstawałam do nich po nocach.
Nie czekam.
Bardzo dużo czasu straciłam na użalanie się nad sobą, na myślenie, że kiedyś to coś, że życie zacznie się, kiedy schudnę, wyjdę za mąż, czy jak będzie weekend. Teraz już nie czekam. Wyciskam, ile się da z każdego dnia, czuję ogromną energię życiową i wreszcie wiem, czego chcę. Już na nic nie czekam, bo teraz wiem, jak to osiągnąć. Zamiast narzekać – pracuję nad tym, żeby żyć tak, jak chcę.
Jest to do zrobienia nawet z dziećmi. Nie muszę codziennie być cierpiętnicą, matką Polką. Mogę dzieci traktować jak osoby mi bliskie, z którymi obcowanie jest przyjemnością, nie tylko przykrą koniecznością. Czas przestać zamartwiać się głupotami i tracić czas na sentymentalne pierdy. Życie z dziećmi nie jest proste, ale może być satysfakcjonujące. Zamiast czekania na pierwszą przespaną noc, na samodzielność, na pierwszy dzień w szkole, trzeba cieszyć się tym, co jest w tej chwili. To minie, bo dzieci bardzo szybko rosną. Życie jest teraz, nie w zeszłym tygodniu ani nie w przyszły czwartek. Dziś pójdziesz z wózkiem na spacer, za rok pojeździsz po parku na hulajnodze, za dwa lata wskoczysz do basenu. Na każdym etapie życia dziecka można znaleźć coś przyjemnego, co można zrobić wspólnie.
Nie przejmuję się.
Oczywiście, że mam zmartwienia, jak każdy. Ale już się nie przejmuję tym, że moje dziecko znowu ma katar, nie potrafi pokolorować obrazka nie wychodząc za linie, nie lubi brokułów, a ja mam dziś brzydką fryzurę. Wyrosła mi grubsza skóra i po prostu tak bardzo wszystkim się nie przejmuję. Dzieci uwielbiają być brudne i kochają psocić. Ja na pewno tego nie zmienię. Nie przejmuję się opinią innych. Mają swoje dzieci, ja swoje, niech każdy wychowuje według swojego pomysłu. Humor, dystans, kawa, a wieczorem kieliszek wina, pomagają przeżyć macierzyństwo. Niektórych rzeczy zmienić się nie da, nie wszystko da się zaplanować, bo dzieci są nieprzewidywalne. Warto na wszystko spojrzeć z dystansem. I dozą realizmu.
Jestem TYLKO matką.
Ani nie złą ani nie idealną. Modne teraz jest bycie w jednym z obozów. Albo eko sreko na stole, w domu lśniąca biel i drewniane zabawki, dziecko w Gucci. Albo złe matki, codziennie narzekające, zniechęcone i sfrustrowane macierzyństwem. A ja jestem pośrodku. I jest mi tam całkiem dobrze. Czasami wygrywam, czasami przegrywam. Bywa, że narzekam, a na drugi dzień góry przenoszę. Czasami jestem kwiatem lotosu na środku jeziora, perfekcyjną panią domu, czasami chcę tylko przeżyć do 19. Potrafię sobie wybaczyć, poklepać się po ramieniu i powiedzieć, dobrze Ci poszło, stara, usiądź sobie na chwilę, celebruj małe zwycięstwa, zobacz, ile już dokonałaś. Nie czuję presji udowadniania czegokolwiek komukolwiek. Kiedy jest okazja, proszę o pomoc. To żadna ujma. Bo bycie matką naprawdę wystarczy.
Dbam o siebie.
Matki bardzo często o tym zapominają. Dzieciom tylko najlepsze smakołyki, z każdym katarem do trzech specjalistów, na sezon tylko najnowsze kolekcje, mężusiowi ulubione dania, dom musi pachnieć wybielaczem, a same podpierają się nosem i chodzą w starym dresie. Moje troszczenie się o siebie opiera się na dbaniu o zdrowie, o dietę, znajdywaniu czas na sport i dbaniu o wygląd. To robię dla siebie. Każdego dnia małe kroki, które w końcu składają się na to, że czuję się zdrowa i zadbana.
Ludzie.
Otaczam się ludźmi, którzy dobrze mi życzą, którzy nie odczuwają dzikiej przyjemności we wbijaniu komuś szpili, nie wiedzą najlepiej i znają inne tematy niż tylko kupki i zupki. Lubię mamy, które nie zgrywają lepszych, nieomylnych i pouczających. Możemy sobie razem popłakać, ponarzekać, przyznać do błędu ale i motywacyjnie kopnąć się nawzajem w tyłek. Możemy iść razem na kawę, ale i chętnie pomożemy sobie w trudnej chwili. Z ludźmi, którzy nie rozumieją moich życiowych wyborów, rozluźniłam stosunki. Nawet z ciotkami, które próbowały na każdym kroku wytknąć mi rodzicielskie błędy. Rodziny co prawda się nie wybiera, ale to, z kim spędzasz niedzielne popołudnie, to już Twój wybór. Za dobre rady serdecznie podziękuję.
Rozrywki.
Kiedy mnie opuszczają moce, posiłkuję się bajkami i zabawkami. Wiem, że mówi się, że bajki to zło, a laptopy i gry to plaga. Nie widzę w tym nic złego. Ktoś, kto nigdy nie był 24 godziny z dzieckiem, 7 dni w tygodniu, 31 dni w miesiącu, 12 miesięcy w roku, kilka lat pod rząd, może tak mówić. W codzienności z dziećmi są jednak takie chwile, że bajka po prostu ratuje życie. Albo obiad. Albo pranie. Odkurzanie. Albo po prostu prysznic i ciepłą kawę.
Z zabawkami to samo. Atakują nas informacje, że mają być proste, drewniane. A nasze dzieci najchętniej bawią się pluszakami, które są bohaterami bajek. I my najbardziej lubimy zabawki interaktywne, które szybko się nie nudzą. Ulubionym ostatnio jest Olaf z Krainy Lodu, którą widzieliśmy sto pięćdziesiąt cztery tysiące razy. Olaf śpiewa, opowiada historyjki, otwiera buzię i rusza ciałem w rytm muzyki. Olaf stał się czworaczkiem. Chodzi z dzieciakami do przedszkola, siedzi przy stole, codziennie ktoś z nim śpi, a kiedy córka w zeszłym tygodniu potrzebowała inhalacji, Olaf też się załapał. Towarzyszy przy kąpieli, w samochodzie i w trakcie zasypiania. Nie dziwię się dzieciakom, bo zabawka jest przesympatyczna. Tańczy, śpiewa i gada. Nigdy się nie męczy. Nie to, co mama.
Bo Olaf ma tę moc! Turbo max moc baterii Duracell. Nie muszę chyba dodawać, że w naszym domu ma chłopak co robić i raczej nie zdarza mu się odpoczywać. Zawsze dopadną go jakieś małe rączki. Zabawki takie jak Olaf mają jednak swoją wadę, która jest prawdziwą zmorą rodziców. Baterie. Coś, co się porusza i wydaje dźwięki, dosłownie żre energię (to prawie tak jak dzieci). Mam wrażenie, że kiedyś stale kupowałam baterie. Z każdych zakupów dźwigałam baterie, których nigdy nie mieliśmy wystarczająco dużo. W każdej szafce były baterie. Cieszę się, że Duracell zaproponował mi współpracę, bo te baterie naprawdę działają dłużej, można je z czystym sumieniem polecić rodzicom. Jeden problem mniej. Olaf nie jest tylko pluszowym słodziakiem, zasilany Duracellem, nie milknie, od rana do nocy. Pamiętajcie o tym, bo kilka dni temu, w cichym domu, o 1 nad ranem, usłyszałam nagle głośne „Cześć”! O mało nie zeszłam na zawał, a to był tylko Olaf, przygnieciony małą rączką.
Moje dzieci mnie nie słuchają, za to Olafa mogłyby godzinami (Olafa kupisz na przykład tutaj). Szkoda, że nie ma nagranych prostych komend, typu „raz, dwa, trzy, idziemy sprzątać w pokoju” albo „a teraz śpimy”. To jego jedyny minus, chętnie bym go wykorzystała do swoich niecnych, matczynych celów i sztuczek.
Wiem, że czytając te słowa można odnieść wrażenie, że jestem zblazowaną, leniwą, pachnącą paniusią. Nic z tych rzeczy. Dostaję codziennie niezły wycisk, ale te kilka trików sprawia, że mam tę moc! Oczywiście, kiedy w długi weekend trzeci dzień pod rząd cichutki głosik budzi mnie w środku nocy, po ciemku, o 5, jednym magicznym słowem „Elsa”, brakuje mi siły. To słowo oznacza, że jeśli puszczę film, odbędzie się bez ofiar, dziecko łaskawie pozwoli mi jeszcze pospać i dojść do siebie. Tak więc, podśpiewując „Mam tę moc”, kapituluję. O świcie żadnej mocy w sobie nie mam.
I powiem Wam szczerze, że o tej 5 rano zazdrośnie zerkam na Olafa, którego moje dziecko ściska w rękach. Obserwując, jak Olaf od świtu niestrudzenie śpiewa i tańczy, mam dla Duracella jedną propozycję. Może jakieś bateryjki dla rodziców? Moja wyobraźnia podpowiada przełomowe rozwiązania i odpowiedź na od wieków gnębiące ludzkość dylematy. Mama zasilana Duracellem działa do ośmiu razy dłużej! Aplikujesz sobie rano taką bateryjkę i masz tę moc! Ze śpiewem na ustach, od rana do nocy, tańcujesz z mopem w miarowy rytm wirującej pralki. A jak tylko czujesz, że dopada Cię lekkie zmęczenie, wymieniasz baterię na nową i znowu dajesz czadu. Lepisz, kolorujesz, karmisz, tulisz, usypiasz, wszystko na pełnej petardzie.
Swoją drogą, ciekawa jestem, czy gdyby Olaf umiał chodzić, po kilku dniach spędzonych z dziećmi, nie uciekłby czasem gdzie pieprz rośnie…
Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i
- Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
- Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
- Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
- Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!