Rodzicielski trik, którego uczy nas rodzina królewska.

Uwielbiam zdjęcie, na którym księżna Kate, w niebotycznie wysokich obcasach, w ołówkowej spódnicy, z fascynatorem na głowie, z dzieckiem na rękach, kuca przed małym Georgem. Zawsze sobie wtedy wyobrażam, że cedzi mu przez zęby coś na kształt „Cały świat na nas patrzy! Jak się natychmiast nie uspokoisz, zabierze Cię babka Ela”!  Lubię to zdjęcie, bo pokazuje, że rodzice na całym świecie mają podobne problemy. Nawet jeśli jesteś prawdziwą księżniczką, Twoje dziecko miewa zły dzień, nie współpracuje, jest zmęczone, głodne i na nie. Jest jednak jeden rodzicielski trik, którego uczy nas rodzina królewska.

Nie ma chyba na świecie nikogo, kto nie znałby rodziny królewskiej, w szczególności księcia Williama, jego pięknej żony i uroczych dzieci. Jako matkę, kobietę, żonę, szczególnie ujmuje mnie sposób, w jaki traktują dzieci. Oczywiście wiadomo, że te wystąpienia są wyreżyserowane, przemyślane i zaplanowane, bo przecież śledzi to cały świat. Dlatego najbardziej podobają mi się ich interakcje z dziećmi w chwilach, których nie da się do końca przewidzieć. W chwilach focha, którego miewają WSZYSTKIE dzieci na świecie, nawet jeśli w ich żyłach płynie niebieska krew, ich prababką jest Królowa Elżbieta, a gościem prezydent USA.

I od rodziny królewskiej możemy się sporo nauczyć w kwestii wychowania dzieci. Niestety nie wiem który serwis informacyjny i psychologowie z którego kraju pierwsi to wychwycili, więc nie mogę podać dokładnego źródła, ale pisali o tym tutaj, tutaj i tutaj. To nie jest odkrycie na miarę Nobla, ale warto zauważyć, że mówiąc do dzieci i William i Kate zwykle kucają. Tak, tak, ten post jest o kucaniu! Rodzicielski trik, którego uczy nas rodzina królewska to aktywne słuchanie. Niezależnie od okoliczności, komunikacja z dzieckiem jest priorytetem. I sztuczka z kucaniem daje zwykle najszybszy efekt. I najlepszy dla naszych wzajemnych relacji.

VIP.pt-14902-15073 8-JAN-Royal-International-Air-Tattoo

beznazwy prensesin-fotograflari-da-var,hBx0HJ9aI06k0Te6wcGsLw337333F100000578-3554403-image-a-111_1461355488294

Wydaje się to tak bardzo naturalne, ale sama złapałam się na tym, że wcale nie przychodzi mi to automatycznie, szczególnie w sytuacji, kiedy mam siaty w obu rękach, a mój kilkulatek ma atak złości na środku marketu. Obserwuję też wielu rodziców i wcale nie dla każdego jest to takie oczywiste.

Kiedy kucniesz i znajdziesz się na poziomie swojego dziecka, możesz patrzeć mu prosto w oczy, co jest jednym z filarów aktywnego słuchania, kluczowym w komunikacji z drugim człowiekiem, nawet (lub szczególnie wtedy) kiedy ma on około metra wzrostu.

Kucając jednocześnie automatycznie schodzisz z poziomu dorosłego do pozycji bardziej partnerskiej, empatycznej, z której łatwiej będzie osiągnąć porozumienie. Nie tylko tym, co wydobywa się z Twoich ust, ale i fizyczną postawą starasz się zrozumieć położenie dziecka. Jego świat, na poziomie Twoich kolan, wygląda, dosłownie, zupełnie inaczej.

Ten rodzicielski trik, którego uczy nas rodzina królewska, pokazuje dziecku, że to, co ono ma do powiedzenia, jest dla Ciebie ważne. Działa to w dwie strony. Kiedy Ty mówisz, zamiast wygłaszać reprymendę czy kazanie, podnosić głos i mówić z pozycji osoby silniejszej, zejdź do poziomu dziecka. Jest większa szansa, że Twoje słowa, wypowiedziane patrząc w oczy, trafią do dziecka bardziej.

Jako rodzice jesteśmy automatycznie zaprogramowani na pouczanie, grożenie, upominanie, sądzenie. Mamy niepohamowane zapędy do moralizowania, umniejszania wagi, zaprzeczania i ignorowania dzieci. Zamiast słuchać, dajemy rady. Zamiast akceptować uczucia dziecka, narzucamy mu swoje.

U mnie w domu sprawdza się to właściwie w każdej sytuacji. Nie tylko wtedy, kiedy to dziecko ma mi coś do powiedzenia, ale i wtedy, kiedy ja chcę mu coś przekazać, chcę, aby stało się za coś odpowiedzialne. Choćby wczoraj rzucone na placu zabaw „uważaj na inne dzieci” nie podziałało. Dopiero kucnięcie przy dziecku, spokojne zdanie „Kochanie, uważaj na inne dzieci, kiedy jeździsz na rowerze. Nie zrób nikomu krzywdy, dobrze?”, dało efekt. Im większe dziecko, tym bardziej takie rozmowy w cztery oczy do niego trafiają. Są osobiste, rzeczowe i wyjaśniają rzeczywistość lepiej niż każdy rozkaz. Idąc za radą specjalistów, łapię też zwykle dziecko za rękę, delikatnie podkreślając nasz wzajemny kontakt i akcentując moment wzajemnej komunikacji. Czasami też pod koniec się obejmujemy. I dzieciom i nam, rodzicom, jest to bardzo potrzebne.

Kucając przy dziecku, pokazujesz, że Twoja uwaga jest całkowicie skupiona na Waszej wzajemnej interakcji, co w dzisiejszych czasach, pełnych zagłuszaczy, gapienia się w ekran komórki czy telewizora, jest bardzo cenną chwilą.

Na aktywne słuchanie składają się przede wszystkim zwrócenie w kierunku mówiącego, utrzymywanie kontaktu wzrokowego, zachęcanie do kontynuowania (przytakiwanie, aha, to ciekawe co mówisz, rozumiem, mimika twarzy odpowiednia do słów dziecka – zdziwienie, uśmiech), nieprzerywanie. Choć my, dorośli, zwykle znamy dalszy ciąg historii i cały czas się gdzieś spieszymy, więc mamy pokusę przyspieszania, pozwólmy dziecku na opowiadanie nam swojego świata. Być może uda nam się usłyszeć coś bardzo ważnego.

Jeśli stosujesz tę metodę, ten post jest tylko przypomnieniem. Kto by pomyślał, że coś może nas łączyć z rodziną królewską? 🙂

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!