Matki są jakieś dziwne…

Chciałabym żeby czasami poklepał mnie ktoś po plecach i powiedział poleż sobie, spoko, ja tu dzieci ogarnę, zupę zrobię i to zalegające w pralce pranie powieszę.

Tak, jak większość matek na świecie, ogarniam swoją gromadkę. Ale są takie dni, w których fajnie by było, gdyby ktoś to mnie ogarnął i coś mnie pod nos podstawił, pod głowę styraną podusię podłożył! Spoko, siedź, powiedział. I żeby to dla mnie choć jeden malutki raz była gdzieś w przestrzeni kosmicznej luka na gorszy dzień, drobny kryzys, który mogą mieć wszyscy. Oprócz matek oczywiście.

Z pozycji matki dla mnie nieważne jest to, czy osobą, która ogarnie, będzie teściowa, sąsiadka, kuzynka, niania, czy mąż. Zupełnie jest mi to obojętne.

Bo to jest tak. Ojcom wybacza się wszystko. No bo już przecież tacy są. Teściowe, wiadomo, dla świętej zgody, trzeba tolerować. Jak nikt nie widzi oczami przewracać, ale w towarzystwie rodziny udawać, że wszystko jest super i o niech mamusia jeszcze kawałek serniczka zje, choć i ona i Ty wiecie doskonale, że skrytykuje, nawet gdyby go sama Gessler upiekła. Dzieci sfochowane znosić i grzecznie zagadywać, czy aby nie zmęczone czasami, a może głodne? Oczywiście, że mamusia kanapeczkę zrobi kochanie. O każdej porze zrobi, oczywiście. Natychmiast. A, nie chcesz z serkiem, bo miała być z serkiem? Oczywiście, już Ci zrobię z tym innym serkiem.

I tak wkoło Macieju. Do usranej śmierci. Żeby choć raz ktoś coś sam z siebie załatwił, bez milionów przypomnień i ciągnięcia za uszy! Za matkę. 

Nam się te bateryjki nigdy nie wyczerpują. Bo wszystko musisz, trzeba, zrobisz, ogarniesz sobie na spokojnie. Kto to widział, żeby ona siedziała, a on za dziećmi latał! Kto to widział, żeby gary w zlewie na noc zostawiła, a spać poszła, leniwa. Kto to widział, żeby nie pamiętała, że teściu to nie słodzi, a dla szwagierki to lura, bo serducho wysiada. 

A jakby tak nie? Jakby tak na kolację w piątek wprowadzić regułę – jesz to, co w lodówce upolujesz? Jakby tak nie wyprać spodni ściągniętych razem z majtkami? Jakby tak nie zauważyć, że skończył się papier toaletowy? Jakby nie sprzątać w pokojach, dopóki sami nie zauważą, że coś podejrzanie wali?

Fajnie by było, nie? Siedzieć sobie na luzaku z kawką w dłoni i zobaczyć własną rodzinę w panice w kibelku? Gorączkowo szukającą czystych gaci? Przerzucającą wszystko w pokoju w poszukiwaniu źródła smrodu? Fajnie by było, nie? 

.

Ale kogo ja oszukuję, moja droga. Przecież my matki to uwielbiamy! To przeświadczenie, że bez nas by umarli, zdechli z głodu i zginęli z brudu. Uwielbiamy. Bo to jest kod wpisany w bycie matką. Nagle wszystko wiesz, cel życia staje się przejrzysty, wszystko widzisz, potrafisz przewidzieć i nawet w domu wszystko znaleźć. Bo matki już tak mają! Uwielbiamy przynależność do tego sekretnego klubu. To, że wszystkie nie ogarniamy, nikt nic nie wie, ale chociaż wiemy, że nie wiemy wspólnie. I wcale nie chcemy, żeby nam ktoś tę palemkę odebrał. I w życiu byśmy się na nic innego nie zamieniły! 

No. To do roboty matki! Bez szemrania, bo i tak wiadomo, że to uwielbiasz. 

  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Zapisz się do Newslettera. Dzięki temu prosto na swoją skrzynkę dostaniesz info o nowościach i będziesz zawsze na bieżąco.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i plaży.