Jak zmienić jeden nawyk i stać się lepszym rodzicem?

Jak zmienić jeden nawyk i stać się lepszym rodzicem? Czy to jest w ogóle możliwe? I jak trudne to może być? Czy za sprawą jednej zmiany można w ogóle stać się lepszym rodzicem? Można. Doświadczam tego właśnie na własnej skórze. Jedna mała zmiana spowodowała, że żyje mi się lepiej. A jeśli mnie żyje się lepiej, to i lepiej wypełniam wszystkie swoje role. W tym tą najważniejszą – rodzica.

Jeśli jesteś rodzicem, prawdopodobnie jednym z Twoich malutkich marzeń jest dodatkowa, 25 godzina na dobę. Jest to nieustannie coś, czego życzę mamom, świeżym rodzicom i sobie! Och, jak mnie by się przydała taka godzina. Wcale nie na to, żeby prać, prasować i jechać na szmacie przez mieszkanie. O nie! Poświęciłabym ją sobie. Tak bez żalu i wyrzutów sumienia, że obiad jeszcze nie pyrka, a ja czytam. Ups. Spędziłabym tą godzinę na robieniu czegoś, na co teraz czasu wiecznie mi nie starcza. Poleżałabym w wannie, pomalowałabym oko, poczytałabym książkę, przeszłabym się bosą stopą po ogródku, nawet mogłabym ruszyć kilka razy nogą w towarzystwie Ewki.

Jestem jednak już bardzo dużą dziewczynką i nie wierzę, że ktoś mi w życiu coś podaruje, że zrobi się samo. Nie czekam już też na żaden cud. Tą dodatkową godzinę postanowiłam sobie stworzyć.

Prawdopodobnie miałam już dość tych poranków, kiedy zwlekałam się z łóżka obudzona kuksańcem jednego dziecka z łokcia w sam środek brzucha, palcem drugiego włożonym w oko i okrzykami trzeciego, który jako Mała Blada Stopa postanowił obudzić dzisiaj dzikimi nawoływaniami wszystkich Indian w naszej wiosce. Poranków, kiedy marzę o kawie wypitej bez towarzystwa trzydziestu ośmiu pytań „a dlaczego dzisiaj jest środa, a nie sobota”. Poranków, kiedy mogę postać pod prysznicem, a małe rączki nie szarpią za klamkę i nie wołają „chcę kupę”. W końcu poranków, kiedy mogę przez kilka minut zastanowić się jaki jest dzień tygodnia, zanim będę musiała wejść z pięciolatkiem w dyskusję o tym, dlaczego codziennie nie jest weekend.

Brzmi znajomo? No jasne. Widzę przecież innych rodziców codziennie rano. Większość ma krzywy makijaż, niedoprasowaną koszulę, rozlaną w torebce wodę i grymas zniecierpliwienia na twarzy. Nie ma jeszcze 9, a większość wygląda, jakby stoczyła wojnę, a nie tylko bitwę o pasujące skarpetki i zrujnowanie komuś życia źle pokrojonym tostem. Wszyscy są lekko poddenerwowani, a dziecko z płaczem na końcu nosa. Nikt nie zaczyna tego dnia dobrze. Naukowcy uważają nawet, że to dlatego ludzie nie lubią poranków. Podświadomie nie kojarzą im się dobrze, więc i organizm niechętnie budzi się do życia, co w efekcie powoduje efekt błędnego koła. Kiedy stajesz się rodzicem, Twój gorszy poranek przekłada się na gorszy poranek Twojego dziecka, a w efekcie jeden wielki poranny dramat.

Widuję jednak rodziców przyprowadzających dzieci do szkoły spacerkiem, z uśmiechem na ustach, warkoczem na głowie i w kompletnym ubraniu. Od niedawna to też i ja. Odkryłam, że moje poranki po prostu źle się zaczynały. Nigdy nie mam wystarczająco dużo czasu, ale kiedy biegnę nerwowo przez poranek i zamiast proaktywnie, reaktywnie wypełniam po kolei wszystkie punkty programu, brak czasu jest dla mnie wyjątkowo dotkliwy. Jestem wykończona, zanim mój dzień się w ogóle porządnie zacznie. Opanowanie trójki poddenerwowanych dzieci to tylko wisienka na torcie.

Odkąd zostałam mamą, moje poranki przypominają Dworzec Główny w Sajgonie. Dzieci zawsze zaskakiwały mnie swoją pobudką, otwieraniem na siłę mojego oka, a od momentu, kiedy postawiłam stopę na podłodze, ciągnęły mnie każde w innym kierunku. Zawsze o świcie jest idealna pora na chęć pokazania mi czegoś, co muszę w tym momencie zobaczyć, pokłócenia się o to, czyja racja jest bardziej święta i zrobienie awantury o strój kąpielowy, w którym nie można w środku zimy pójść do szkoły.

Jaki jest więc sekret? Jak zmienić jeden nawyk i stać się lepszym rodzicem?

Odpowiedź jest bardzo prosta, choć jej wykonanie może okazać się trudne.

Wstań godzinę wcześniej.

Zamiast wierzyć w cuda, wstań godzinę wcześniej i wykorzystaj ją zgodnie ze swoimi upodobaniami. Robię tak w tygodniu, bo w weekend moje dzieci potrafią wstać prze piątą, a ja a bardzo nie wyobrażam sobie wstawania przed nimi i na przykład picia sobie w spokoju kawy o 3 nad ranem. No chyba, że byłby to kieliszek wina, ale nie o takie zmiany mi tutaj chodzi. J Poza tym w weekend jest czas na odespanie i polecam nasz sposób na spanie na zmianę – w sobotę rano do dzieci wstaje mama, tata śpi do oporu, w niedzielę wstaje tata, mama zalega w łóżku.

Do tej zmiany, jak do każdej innej trzeba się przygotować. Mnie pomogło kilka kroków:

1.       Myślenie pozytywne. Wstaję dla siebie, w nagrodę, nie za karę.

2.      Wstaję, kiedy zadzwoni budzik. Nigdy nie byłam śpiochem, ale jak typowa sowa, zarywająca noce, ponad 30 lat byłam osobą, która przestawia zegarek co minutę i zapada w kolejną drzemkę, aż w końcu wstaje, żeby stwierdzić, że zaspała. Koniec z wleczeniem się do kuchni i mruczeniem jak wściekły jaskiniowiec, dopóki nie zadziała kofeina. Naprawdę da się!

3.       Wykorzystuję ten czas na coś, co lubię, co sprawia mi przyjemność, lub na coś, co sprawia, że mój dzień lepiej się zaczyna i w konsekwencji jest później przyjemniejszy i prostszy. Nawet gdy są to obowiązki, wiem, że zaoszczędzony czas spożytkuję lepiej, a poczucie bycia na bieżąco bez zaległości ,jest warte tej porannej chwili.

4.       Nie zmuszam się. Są takie poranki, kiedy nie ma mowy, aby wstać wcześniej. Na przykład po trudnej nocy. Odpuszczam, bo ta godzina ma być ułatwieniem, a nie przeszkodą. Ma być czymś przyjemnym, a nie katorgą.

5.       Chodzę wcześniej spać. Ograniczam czas, który wcześniej wykorzystywałam na buszowanie po necie i po prostu kładę się wcześniej. Kiedyś byłam osobą wszystko ogarniającą wieczorem, kiedy dzieci usną. Teraz często miewam takie popołudnia z dziećmi, że dosłownie padam nieprzytomna i zdarza mi się o 21 już leżeć w łóżku. Nie mam wieczorami tak otwartego umysłu jak rano. A jeśli dzień był kiepski, to i moje myśli są negatywne. Poza tym zagaduje mnie albo mąż, albo jakiś telewizor w tle. O poranku cisza jest zbawienna. I tylko moja.

Stworzenie tej dodatkowej godziny sprawia, że dzień lepiej się zaczyna. Ten czas jest dla mnie. Można go wykorzystać na wiele sposobów.

Medytacja. Chodzi tu bardziej o to zebranie myśli w ciszy i spokoju, nawet jeśli za oknem jest jeszcze ciemno. Stworzenie planu dnia, bez ciągłego odrywania się, bo mamo to, bo tato chodź tu.

Kradzież momentu dla siebie. Na prysznic, na kawę lub inną drobną przyjemność dla siebie. Zanim podporządkujesz swój dzień dzieciom, szefowi i masie obowiązków, te kilka chwil o poranku to czas, który możesz zupełnie bez wyrzutów sumienia poświęcić dla siebie. Może przeczytasz stronę książki, która wywoła uśmiech na twarzy? Napiszesz kilka słów do dawno niewidzianego znajomego? Posłuchasz ulubionej piosenki?

Docenienie piękna świata, życia, rodziny. Popatrzysz na dom, na śpiące dzieci, na zdjęcia. Warto docenić co się ma i ile w tym życiu szczęścia. Zdarzało mi się wychodzić na trawę i pić kawę gołą stopą w rosie. Cudowny początek dnia.

Dbanie o formę. Idzie wiosna. Niewiele rzeczy tak doskonale budzi jak ruch. Warto wyjść po prostu z domu, zanim małe rączki przyczepią się do nogi. Wyjść, popatrzeć w niebo, zaczerpnąć odrobinę powietrza. Przejść energicznym krokiem lub truchtem kilka kroków. To wspaniała rozgrzewka i dodatkowy bonus dla zdrowia. Fakt, że zamiast dogorywać, zmobilizujesz się do pobudki, rewelacyjne działa na motywację do działania. Można też wstać w jakimś celu, na przykład, żeby wyprowadzić psa, czy kupić świeże bułeczki na śniadanie. Zdarzało mi się chodzić w zimie biegać, kiedy jeszcze było ciemno. Wracałam po wschodzie słońca i byłam psychicznie innym człowiekiem.

Ogarnięcie śniadania. A gdyby tak w końcu zjeść śniadanie bez pośpiechu? Zaskoczyć bliskich parującą herbatą? Nakrytym stołem? Ulubioną kanapką?

Zen. Kto z nas ma miłe poranki? Szczególnie wtedy, jeśli zaśpimy? Wszystko wkurza, niczego nie można znaleźć, a w pośpiechu i nerwach trudno się skoncentrować. Jeśli wstaniesz wcześniej, ogarniesz się szybciej, a przede wszystkim Twoje potrzeby zostaną zaspokojone, takie jak kawa, plan dnia czy prysznic bez towarzystwa. Łatwiej wtedy wykonać wszystkie inne, nawet te nielubiane, obowiązki. Kiedy ja zaczynam dzień spokojnie, emanuje ode mnie cierpliwość, którą momentalnie wyczuwają moje dzieci. Bo ja mam wtedy dla nich chwilę, a nie tylko krzyk i popędzanie.

Porządek. Nie znoszę wychodzić z domu, w którym wszędzie jest bałagan, a ja mam byle jak związane włosy, nie mogę znaleźć butów, a dzieci kwiczą, bo słyszały tylko zaraz wychodzimy na przemian z pośpiesz się i nie teraz! Kiedy wstanę wcześniej, mogę ogarnąć siebie, dom i mieć moment na przeczytanie szybkiej książeczki czy zbudowanie wieży z klocków. Ten moment poświęcony dzieciom jest rewelacyjną inwestycją i zwraca się z nawiązką.

I jeśli nawet nie udaje się codziennie tej pełnej godziny spędzić w samotności, jeśli nawet obudzi się dziecko czy mąż, nie jestem wściekła i zaskoczona. To jest też fajny moment, kiedy cały dom śpi, na popatrzenie sobie w oczy, przytulenie małego ciałka, powiedzenie czegoś miłego szeptem. Kiedy ostatnio robiłeś coś takiego o poranku? Tak więc jak zmienić jeden nawyk i stać się lepszym rodzicem? To proste. Wyczaruj dodatkową godzinę na ogarnianie rzeczywistości. Polecam, u mnie działa cuda.  

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!