Gołego tyłka nie będzie.

My tu gadu gadu, a tymczasem minęły cztery lata, odkąd założyłam bloga. Tylko cztery, a może aż? Rzadko kiedy popełniam takie wpisy, bo wiem, że nikogo to za bardzo nie interesuje. Ale zapnijcie pasy, bo będzie prawda między oczy. Możliwe, że nawet trochę zastanowi, zaboli, zmusi do przemyśleń lub przetarcia ekranu. Ale bez obaw, gołego tyłka nie będzie.
Wielu moich konkurentów zachodzi w głowę, jak to zrobiłam, że po zaledwie czterech latach jestem w tym miejscu. Tak więc odpowiadam. Pokazuję jak jest rzeczywiście. Zdjęcie z plaży, robię śniadanie. Ktoś zauważył, że jajko brzydko się rozbiło. Mogłam robić dubel, żeby fotka przypominała nieskazitelny obrazek. Ale nade wszystko w życiu cenię sobie dystans, który zaczyna się od siebie. Lubię blogi, które nie kapią perfekcyjnością. Bo ta perfekcyjność po pierwsze jest dla mnie sztuczna. Serio? Wszystkie jajka w Twoim życiu są idealnie okrągłe? Serio? Po drugie: blog to nie jest reklama życia. To jakiś jego fragment, wersja. Moja wersja. W moim świecie ważniejsze od idealnego zdjęcia, jest miłe śniadanie.
Wszyscy lubią słodkie bobaski z koczkiem na głowie i w designerskich ciuchach. Wiem, bo widzę ich popularność. Widziałam na żywo jak powstają takie zdjęcia. Dzieci ich nie lubią. Dzieci mają je w nosie. Dzieci chcą się bawić, a nie pozować. Chcą się bawić z mamą. Mama nie może, bo mama ma w ręce dwukilowy obiektyw, na ramieniu torbę ze sprzętem, a w drugiej torbę z gadżetami. Bo nawet te idealnie na zdjęciach wyglądające dzieci się ślinią, robią kupę, brudzą się tym pięknie na fotce wyglądającym lodem. Ty tego nie widzisz. Nie widzisz łez, znudzenia, syfu. I fajnie. Bo po co to pokazywać? Oczywiście wiem, że od razu tu może być kontratak. Sama pokazujesz dzieci, czym to się różni? Różnica jest niewielka, ale jednak “prawie” robi wielką różnicę. Dzieci na blogach, które lubię, są bez filtra, z potarganymi włosami i miną nie na hasło “uśmiech”. Są po prostu dziećmi.
Nie przekraczam pewnych barier. Na moim blogu nigdy nie będzie fotela ginekologicznego, krwi, łóżka szpitalnego, chorób, wad genetycznych, ani żadnych innych rzeczy, które przekraczają barierę intymności. Nic co ludzkie nie jest mi obce, życie nie jest tylko różowe, wszyscy wiedzą, jak jest. No pewnie. Dlatego wszystkiego nie trzeba pokazywać, aby być prawdziwym.
Rodziłam, oczywiście. Zdjęcia z porodówki, zdjęcia dzieci w inkubatorze, zdjęcia z pobytów w szpitalu są prywatne. Za cenę lajków nikt nie będzie ich oglądał. Nie pokazałam ich nawet rodzinie i znajomym. Bo dla mnie to były momenty, w których nie myślałam o dobrym świetle i ustawianiu obiektywu. Na tych zdjęciach jesteśmy bezbronni, brzydcy, w bólu. I ja tych chwil strzegę przed obcymi. Nie krytykuję jednak ich umieszczania w sieci. Mało tego, wyciągam każący paluch. To wina czytelników, że relacje tego typu pojawiają się w sieci! Ciągle chcemy więcej, ciągle łamiemy tabu. Pokaż zdjęcie z usg, pokaż brzuch, pokaż ruchy dziecka, w końcu pokaż poród, a potem noworodka.
Lajki na dziecko i kontrowersje są stare jak świat. I to wcale nie blogerzy je wymyślili! Drażni mnie otwarta krytyka, bo czym różni się pokazywanie w sieci swojego dziecka, od pokazywania kota, drogiej torebki, białego dywanu, czy egzotycznych wakacji? Jaka jest różnica lajków na pieska czy ciasteczko od lajków na dziecko? To wszystko kwestia gustu i tego, co w Twoim życiu jest dobre i co chcesz żeby zobaczył świat. Nie chcę nawet pisać, że pragniesz, aby spotkało się to z uwielbieniem. Dla mnie to jednoznaczne. W końcu nikt nie wrzuca na swoją ścianę fotki, licząc na to, że ktoś go za nią zjedzie. Ja mam dzieci, dominują moje życie, wiec wiadomo, że i moje miejsce w sieci też. Ty masz pączka i fajnie.
Dla jednych przekroczeniem zasad moralnych jest zdjęcie dziecka, inni nie widzą nic złego w porodzie live. Co prawda, co się zobaczy, to się już nie odzobaczy, ale w necie masz opcję, ba! Nawet kilka! Możesz przestać obserwować. Możesz w końcu po prostu przesunąć palec w dół. I koniec. To takie proste. Abrakadabra nie ma już obrazka, który mierzi. Nadal nie mogę skumać potrzeby komentowania w stylu “kiedyś tu było lepiej, a inni to coś, a bo to jest fuj, a Ty jesteś do kitu”. Stara zasada głosi “Nie masz nic dobrego do powiedzenia, to milcz”, dlaczego tak rzadko stosujemy ją w Internecie? Nigdy nikomu nie pisz, że odlajkowujesz. Naprawdę nikogo to nie obchodzi, bo gdy liczba czytelników to ponad 100 tys. miesięcznie, każdy, kto publikuje coś ponad swój pamiętnik liczy się z tym, że nie każdy się z tym zgodzi. Ale takie publiczne informacje są lekko mówiąc żenujące.
Od początku do mojego blogowego domu zapraszam ludzi pozytywnych. Mam w nosie krytykę, bo sama przecież widzę, że mam zmarszczki, cellulit, a przez stres związany z ostatnimi miesiącami przytyłam. Lubię siebie i mam na to przysłowiowo wyrąbane. Moje poczucie wartości stoi twardo jak Giewont i żaden komentarz w sieci go nie ruszy. Mam miliony kompleksów ale umiem sama się z nich śmiać. Wyśmiewanie publiczne boli, oczywiście. Kiedy w 2016 przy okazji Bloga Roku, dwie blogerki wbiły mi przysłowiowy nóż w plecy, płakałam dwa tygodnie. Minęło, wiele się dzięki temu nauczyłam. Jestem wdzięczna, bo teraz jestem ostrożniejsza. Żeby istnieć w masowej świadomości, trzeba mieć grubą skórę. Nie powiem która blogerka zasłynęła kopiując moje teksty, a potem je publicznie u siebie na blogu krytykując. Nie powiem, kto notorycznie wypisuje o mnie bzdury w necie, choć bardzo się mną “inspiruje”. Po co? Mogę to załatwić prywatnie, albo po prostu zlać i zająć się czymś, co ma sens.
Mimo tego walczę z buractwem. Bo o ile można mi napisać “O Boże, aleś się wystroiła! Hahahhihi, pojechałaś, matka”, o tyle, kiedy puszczam przepis, nad którym siedzę pół dnia, żeby był ultra prosty i szybki, wyglądał pięknie i apetycznie, a ktoś mi napisze “No fajne ale ja robię lepsze”, to jest zwyczajne buractwo, od którego dostaję wysypki. A na nią jest jedno lekarstwo – ban. Nie wątpię, że robisz lepsze! Masz na pewno wszystko lepsze niż ja. I super. Zabierz to ze sobą do swojego lepszego życia, a mnie daj żyć. Nie interesuje mnie dyskusja z osobami, które żyją po to, aby innym uprzykrzyć życie. Ściągają mnie na dno kreatywności, psują nastrój. Kasuj, kasuj, przewijaj dalej.
Tworząc moje miejsce w sieci myślę też o innych czytelnikach. To ma być blog, który coś wnosi do życia. Merytoryczną dyskusję, żart, motywacyjny cytat, może pomysł, na obiad lub na zasypianie dziecka. To nie ma być kosz na wszelkie brudy i hejt. Widzę, że czytasz inne komentarze, czasami pocieszysz, napiszesz coś dobrego, śmiesznego. To wszystko sprawia, że stworzyłam ciepłe miejsce, w którym nie ma gnojenia. I dopóki ja tym miejscem zarządzam, będzie przyjemnie i kolorowo. Kasuję komentarze osób, które w 2019 roku nadal uważają, że matka nie ma prawa być kobietą, że dzieci to tylko cud, miód i orzeszki, gej to gorszy i wszyscy musimy na kolanach do Częstochowy zapychać.
Uważam, że moralnym obowiązkiem blogerów powinna być walka z hejtem, dlatego choćby nie wiem co się wydarzyło, nie wciągam czytelników w branżowe wojenki. Po co? Co Cię to obchodzi? Mnie by nie obchodziło w ogóle, plotek nie czytam, żal mi czasu. Dlatego o szczegółach sytuacji z Bloga Roku nikt nie wie, chociaż przecież mogłabym zorganizować igrzyska i ściągnąć skalp. Mam wrażenie, że wiele osób zapomina, że oczernianie kogoś zwyczajnie boli. Bo za blogiem stoi człowiek, który nie jest robotem. I nawet, jeśli robi coś, co dla Ciebie jest moralnie dyskusyjne, lepiej wyjaśnić to za kulisami, niż gnoić kogoś publicznie. Kij ma zawsze dwa końce.
Konstruktywna krytyka w Internecie dla mnie nie istnieje. Dlaczego? Dlaczego na nią nie pozwalam? Bo konstruktywnie skrytykować może mnie mama, przyjaciółka lub mąż. Te osoby łączy wspólny mianownik – znają mnie osobiście, znają moje podejście do życia, kontekst i przede wszystkim – życzą mi dobrze. I taka krytykę mogę wziąć do siebie, przemyśleć i być może zastosować. Opinie obcych ludzi na mój temat są powierzchowne. Są tylko opinią, a jak wiadomo, opinia jest jak dupa – każdy ma swoją. Cenię, ale jednak podchodzę do nich z dystansem. Dlatego czasami jakiś komentarz znika. Ale zerknęłam w statystyki – skasowałam około 50 komentarzy. Jak na blisko 700 tekstów to naprawdę niewiele. Hejterom przypominam – nie jesteś anonimowy. Jeśli umieścisz komentarz na blogu, mam Twoje dane – adres mailowy i adres IP. Podaruj sobie.
Mój blog to nie tabloid, szmatławiec i zapchajdziura. Nie wiem jak inni autorzy to robią, ale ja stawiam na jakość, dużo w tyle jest ilość. Nie mam czasu dbać codziennie o każdy kanał na którym publikuję. Musiałabym cały dzień pisać, obrabiać zdjęcia i kręcić filmy. No chyba, że teksty miałyby brzmieć “Kiedy ściągnęłam majtki zobaczyłam to…” nowy post, zapraszam. A w nim relacja z kąpieli w basenie. Bo taki tekst można napisać w 30 minut, taki do przemyślenia już nie. Liczby są miłe, tym bardziej cholernie dumna jestem z tego, że nie idąc na kompromisy i nie obniżając jakości, cyferki się u mnie “zgadzają”. A nawet jak przestaną – gołego tyłka nie będzie, do sypialni nie zaproszę. Sorry Winnetou! Nawet za cenę kampanii za miliony monet. Tym bardziej dziękuję za wyrozumiałość, kiedy tekstu nie ma.
Pieniądze to dla mnie nie wszystko. Wchodzę we współprace, których się nie wstydzę. I w które wierzę. Ale to ja. Dla mnie blog nie jest maszynką do zarabiania kasy. Nie mam ogromnego budżetu, za który sponsoruję wyświechtane memy, które zwiedziły już cały świat i wszystkie blogi w Polsce, po to tylko żeby się klikało. Prawdziwe bogactwo to dla mnie zgoda z własnym sumieniem, nie tylko zgadzający się hajs. Ale rozumiem tych, którzy blog traktują jak każdy inny biznes. Jest rozpisany plan, jest budżet na reklamę, jest koszenie konkurencji. Za wszelką cenę, nawet gówno burz i publicznego prania brudów. Odnoszą sukces, wspaniale. Każdy ma swój sposób. Zarabianie jest miłe, a blog kosztuje. Zrozum blogera, dla którego pisanie jest pracą. Daje Ci treści które motywują, zastanawiają, bawią. To praca, jak każda inna, a posty sponsorowane to jedna z najbardziej lukratywnych opcji zarabiania. Doceń to. Jeśli oglądasz telewizję lub słuchasz radia również jesteś “atakowany” reklamą. Tak to działa. Im bardziej ktoś popularny, tym reklamy więcej. Blog kosztuje, o czym pisałam już wielokrotnie. Hosting, strona, wsparcie techniczne. Nawet dobre zdjęcia nie są za darmo, bo sprzęt też trzeba kupić. Proste.
Błagam wszystkich autorów blogów – trochę chłodnej oceny sytuacji się przyda. Nie wymyślacie prochu! Każdy może napisać o odpieluchowaniu, buncie dwulatka, ciele po ciąży, czy stwierdzić, ze nie lubi swoich dzieci. Kłótnie o to, kto pierwszy wymyślił jakiegoś mema (lub ściągnął go z międzynarodowych stron), kto pierwszy napisał, że macierzyństwo to pole bitwy, a w modzie jest prostota, są dla mnie żenujące. Te sytuacje są w każdym domu! Nie tylko Twoje dziecko przeżywa pierwszy dzień w przedszkolu, nie tylko Tobie smakują faworki. Pisz dalej, zamiast żalić się całemu światu. A jak uważasz, że ktoś dopuścił się plagiatu – są od tego sądy. W przypadku kilku tekstów sama się konsultowałam z prawnikiem, to nie boli, a wyjaśnia spory na zawsze, bez niedomówień.
Mam zaangażowaną społeczność. Dla tych, którzy nie wiedzą, wyjaśniam. Zaangażowana, to taka, która angażuje się w życie bloga. Komentuje, lajkuje, podaje dalej, wspiera. Mój blog to pomysł na życie. Zmusza mnie do regularnej pracy nad sobą. To pasja. I chyba to Cię przekonuje. Ani jeden raz przez dwa lata blogowania nie prosiłam o lajki. Nie pisałam, że założyłam się z kotem, że jak pod wpisem będzie 500 lajków to coś tam, nie psioczyłam na facebookowe algorytmy i na to, że nikt mnie nie widzi, nie błagałam o machanie łapką i podnoszenie kciuka. Po co? Dziwi mnie to, że czytelnicy dają się na to złapać. Z małymi wyjątkami, zwykle “odlubiam” takie strony. Pokora i jakość są u mnie w cenie, a nie chodzenie na skróty. Lajk jest jak poklepanie po plecach, komentarz jak miły początek rozmowy, a przesłanie posta dalej to darmowa reklama mojej pracy. Fajnie, prawda? Ale nic na siłę! Żebro lajki nie są w moim stylu. Prosiłam raz, w trakcie wspomnianego wyżej konkursu, bo to było koniecznie do “wyjścia z grupy”. Niesmak pozostał do dziś, choć wtedy wygrałam. Jest jedna zasada, dla której niektórzy tego nie robią. Nie muszą. Jeśli wrzucą coś ciekawego, pojawia się zaangażowanie. Szacunek do czytelnika jest dla mnie na pierwszym miejscu.
Pytacie jak zacząć pisać, jak się wybić, z kim warto się kolegować. Z nikim. 🙂 Parenting w Polsce to takie małe szambo. Blogosfera jest wspaniała, pełna fajnych, inteligentnych, kreatywnych, mądrych ludzi, ale od piszących rodziców wolę znajomych w innych kategoriach. Oddzieliłam się zupełnie od tego światka, bo mnie zmęczył i znudził.
A jak odnieść blogowy sukces? To zależy, jakim blogerem chcesz być? Na pewno nie wybijesz się przez znajomości, ani afery i wierzenie, że jesteś naj po jednym dobrym tekście. Kiedy uznam, że jestem świetna, popularna i nieomylna, to będzie ostatni dzień tej popularności. Bo już za rogiem czai się ktoś głodny tronu. Dziś wielu świeżaków zepchnęło starą gwardię ze szczytu. To normalne. Kibicuję, po cichu wspieram, trzymam kciuki za rozwój blogosfery, za wytyczanie ścieżek. Ale wybieram moją wygodą przystań, jestem za stara na wyścigi o lajki. Droga do sukcesu według mnie jest zawsze w budowie. Wolę mozolnie układać kolejną cegiełkę i szlifować warsztat.
Przez ostatnie cztery lata pozostałam sobą, osiągając coś, co wydawało się nie do zdobycia. Ciebie. Przychodzisz, czytasz, kibicujesz. Jesteś siłą napędową i dopóki Tobie się będzie chciało tu zaglądać, będę pisać. Nawet wtedy, jeśli oznacza to zawalanie nocek po to tylko, żeby przespać się chwilkę i wstać o 5 na budzik, żeby dokończyć pewną myśl. Wiem, że warto. I po raz tysiąckrotny, dziękuję. Za każdy jeden dzień razem. Pomimo tego, że gołego tyłka nie będzie, jesteś tutaj. Pozostań w kontakcie, bo to dla każdego autora najważniejsze.
Co dalej? Szczerze powiem, że nie wiem. Marzy mi się powrót do pracy na etacie. Marzy mi się skończenie w tym roku mojej książki. Marzy mi się wycieczka na Mont Blanc. Marzy mi się rzucenie tego wszystkiego w pierony i przeprowadzka w Bieszczady. Dziś nie chce mi się pisać, bo mnie wkurza całe to cyferkowe podejście, upierdliwy czytelnik, czy brak kasy na koncie, a jutro będę pisała cały dzień. Taki urok. Jak żyć? 🙂 Wiem jedno. W poprzednim roku mój blog odwiedziło milion osób. MILION!!! Ten blog to jedno z moich najlepszych życiowych doświadczeń. Oprócz dzieci nic nie dało mi większej lekcji. Po prostu szczerze dziękuję.
Edit: Pierwsza publikacja tego postu miała miejsce 23 stycznia 2017 z okazji 2 lat bloga. W 2019 nadal te rzeczy są aktualne, dodałam tylko kilka przemyśleń.
Zdjęcie: źródło.
Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i
- Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
- Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
- Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
- Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!
Test
Jestes fajna kobita, i tyle! 🙂 jestes prawdziwa, sympatyczna, poprostu COOL! i za to Cie lubimy! 😀
Bardzo rzadko komentuje ale tym razem musze. Brawo za ten post. Pisz dalej prosze ☺
Amen!!!! P. S. Lubię Cię
Brawo!
Świetne ! Choć trochę liczyłam na ten goły tyłek 😉
Może się jeszcze doczekamy gołego tyłka (chociaż fragmentu) – ile w takim upale można się chować szczelnie w ciuszkach? :p
Mnie również irytują prośby o lajki – stało się to u wielu blogerów normą i myślę, że sporo na tym stracili. Z parentingowych blogów czytam już tylko Ciebie i z każdym postem moja sympatia rośnie jeszcze bardziej. Potrafisz stworzyć niesamowitą więź z czytelnikiem bez pokazywania intymnych relacji. Choć lajków nigdy nie daję, bo zwyczajnie tego nie lubię robić, to czekam z niecierpliwoscią na każdą nowinkę od Ciebie. Jak nikt rozbawiasz, motywujesz i pokazujesz, że nawet jak jest ciężko, to można być pozytywną osobą. Brawo za takie podejście do życia!
to jedyny blog jaki czytam – dziękuję za to że jest prawdziwy i normalny. i bardzo czekam na każdy nowy tekst !
Ja tylko gwoli ścisłości dodam, że spotkałem w swoim życiu już dwójkę dzieci, które uwielbiały kiedy robiło im się zdjęcia, uwielbiały pozować i się przebierać. Jasne, to będzie pewnie 1% wszystkich takich dzieci, ale chciałem tylko zaznaczyć, że one istnieją 🙂 Dla niektórych dzieci to jest właśnie definicja fajnej zabawy, tak jak dla innych jest nią rozwiązywanie zadań logicznych w książce od Mensy (wiem co mówię 😀 )
Przyznam, że wcześniej nie znałam i nie czytałam. Dzisiaj trafiłam na ten tekst i jest jak napisany na zamówienie dla mnie 🙂 Jak to się mówi “w samo sedno” . Kilka dni temu założyłam swojego bloga na fb, a nad tym na stronie www dopiero zaczynam pracować. Mam aż 70 polubień haha
Ja również kochana czytam tylko ciebie. I tak trzymaj. Mocno ci kibicuje 🙂
Dobro post, szczery i otwarty, jak każdy który piszesz, przemyślany i taktowny, bardzo lubię Twój sposób pisania i już nie raz mówiłam, że jesteś jedyną parentingową blogerką, której blog odwiedzam regularnie, bądź sobą i z pewnością grono osób, które cenią Twoją pracę będzie systematycznie rosło powiększając Twoją blogową “paczkę” 🙂 Ps. Powodzenia w szukaniu domu i zapisaniu trojaczków do szkoły 👍🏻
Masz we wszystkim tu racje, Daga! I wlasnie za Twoja autentycznosc i normalnosc Cie najbardziej doceniam i uwielbiam czytac. Czytam kazdy Twoj tekst i bardzo lubie Twoje zdrowe spojrzenie na swiat i wychowanie. Trzymaj sie wesolo i burakami nie przejmuj!
Tekst super. Proszę bądź dalej sobą i nie przestawaj. Uwielbiam Cię za autentyczność, codzienność . Trzymaj się cieplutko 🙂
jestem, czytam, uwielbiam 🙂
Czytam-bo warto
Ogladam-bo fajne
Lajkuje- bo lubie twoje texty,fotki itd
Udostepniam- bo dużo u Ciebie mądrości
Tak trzymaj 😘
Jakie to wszystko prawdziwe co napisałaś…
Niedobrze mi się robi jak widzę na co drugim blogu parentingowym lansujące się mamusie, 90% zawartości w mediach społecznościowych, to relacja tego co robię, gdzie idę, jakie cudowne pudełko do spania dla dziecka otrzymałam itd…
Z lupą trzeba szukać wartościowych testów….
Dziękuję, że jesteś Dagmara.
P.s czy to taki post oczyszczający po wyjeździe z PL?
Ja równiez czytam bo lubie.
Kilka razy rozmawiałysmy gdzies w naszej małej miejscowosci. Jestes sobą naturalna, otwarta bez zadzierania nosa. Bądz taka zwsze! Piszesz super i to się dobrze czyta. czasem …made up my day:) Trzymam kciuki i czekam na kolejne teksty.
Bardzo dziękuję! Ach, nasza mała mieścinka, będę tęsknić! Dziękuję za kciuki i za miły komentarz! Pozdrawiam dosłownie gorąco! 🙂
Ciekawe podsumowanie kawałka życia Dagmara. Dla świeżego blogera nieocenione. Czekam na kolejny rok – jest nowe życie to pewnie i trochę inne blogowanie będzie. Pozdrowienia dla Rodziny down under.
Będzie na pewno. I dobrze, im dalej, tym spojrzenie ostrzejsze. Myślę, że blog tylko na przeprowadzce do Australii skorzysta. Problemy rodziców na całym świecie są podobne. Pozdrawiam!
Szczerze? Jak mnie wkurza to błaganie o lajki!!! przez to przestałam czytać większość blogów 🙂 Jak pierwszy raz zobaczyłam post z serii: “czy mnie widzicie? fb taki okropny, że nie pozwala publikować, proszę pokażcie ile was jest” to myślę kurcze może rzeczywiście jest jakiś problem? Wszak sama bloga nie piszę to nie wiem. Jednak takie żenujące błagania przy okazji KAŻDEGO nowego wpisu to już przegięcie… A jest takich “gwiazdek” wiele, zwłaszcza wśród blogów parentingowych. Zawsze zastanawiałam się czy im zwyczajnie po ludzku nie jest wstyd tak żebrać? Chyba jednak nie, skoro robią to do dzisiaj.
Zdjęcie z porodówki też chyba wiem które masz na myśli… Burza była i wcale mnie to oburzenie nie dziwi. Tak jak piszesz, pewne sytuacje są zbyt intymne( i nikt nie mówi obrzydliwe czy wstrętne) by je upubliczniać w imię lajków i wzrostu zainteresowania blogiem. Ale każdy robi jak uważa. Problem w tym, że co się zobaczyło (a nie chciało!) to się nie odzobaczy :/
Kochana ale z tym zniżaniem się do Pudelka to wypraszam sobie! Zaglądam tam i nie czuję się przez to ani gorsza, ani głupia 🙂
Pisz dalej i nie oglądaj się na innych! Pozdrawiam
A może jednak tyłek? 😉 Bo ja tego cellulitu wyobrazić sobie u ciebie nie mogę… 😁
Trochę z innej bajki ale podobnej, trochę nawiązującej do poprzedniego tekstu o matkach. Zjawisko dla mnie żenujące. Chyba nawet bardziej niż zdjęcia z porodówki… Zdjęcia dzieci z imprez urodzinowych (oczywiście te najbardziej idealne), pod którymi są “serdeczne życzenia” od kochających rodziców, którzy jak się okazuje są nierzadko organizatorami imprezy, bo pojawiają się kilka zdjęć dalej razem z dzieckiem. “Wszystkiego dobrego Kochanie”. To już teraz życzenia dzieciom składamy na fb??? Jak dla mnie żal… Chyba że powstała nowa era 😉 – jubilat kilkulatek wchodzi na fb i klika “lubię to” 😉
oj wiele by można pisać, co jest denerwującego w blogach parentingowych … jedną rzecz, która mnie dopienia na maxa przytoczyłaś wyżej i znów jestem cała happy, że całareszta “istnieje” i ma podobny pogląd na życie jak ja … wiele razy ma człowiek chęć wtrącić się w jakieś komentarzowe przekomarzania (na tematy rzeka jak poród poprzez cc czy karmienie mm czyli twz. piany toczeniaki, na które każdy już napisał wszystko-Serio), ale NIE, nie dam rady się przebić z “nie masz nic dobrego do powiedzenia, to milcz”, gdyż teraz to każdy MUSI “się” wyrazić w internetach choćby miał człowieka złamać, a poza tym mi się nie chcę i obok głuży mój 2,5 miesięczny synek i to jest PIĘKNE życie (a nie jakieś sraki, co tylko czyhają, żeby dzień zepsuć) <3.
Za wiele rzeczy bym Ci podziękowała (za ubranka ze smyka, za zakupy z lidla, za motywację do aktywności fizycznej, za piękne zdjęcia na IG, za kolory Australii , za podpowiedzi jak wykończyć mieszkanie i gołe ściany), ale napiszę tylko jedno PISZ PANI DALEJ, PISZ!!! Uszanowanie 🙂
Dziękuję Dagmaro za ten tekst, dzięki niemu jestem jeszcze bardziej pod Twoim wrażeniem i jeszcze bardziej cenię to co piszesz i w jaki sposób piszesz.
Tak, jak już Ci kiedyś napisałam – nie mam dzieci i nie wiem czy kiedyś będę miała, ale wracam na Twojego bloga bo zwyczajnie lubię Cię czytać, jeśli Twój tekst poruszy we mnie coś szczególnego, podaję go dalej – choćby na fb.
Trzymaj się 🙂
Trafiłam tutaj bardzo niedawno i zostaję:) Szczerość nieoceniona:)
Dla mnie wiele blogów parentingowych jest zbyt “sekciarska” i mnie przytłacza. Mimo, że sama jestem mamą. Ale mam zbyt zdrowy dystans do wielu spraw, żeby dać się wciągnąć;)
O, i wreszcie przeczytałam, że jednak nie jest tak kolorowo w relacjach między blogerami;) Bo jak się czyta większość, to wydawałoby się, że żyjemy w jakimś innym, cudownym świecie samych wspierających się ludzi. I nie to, żebym sobie tego nie życzyła. Tylko wiadomo, że tak nie jest. Szczególnie, znając nasze narodowe charaktery 😉
naturalnie jest to przykre, że musiałaś doświadczyć nieprzyjemności. I na przyszłość Ci tego nie życzę.
Co do granicy, to pozbyłam się złudzeń, że takowa istnieje. Sporym szokiem są dla mnie przykładowo relacje na Instagramie. Pokazywanie wszystkiego jest na porządku dziennym. Do wielu osób się, mówiąc krótko, zraziłam w ten sposób, bo jednak miałam trochę inne o nich mniemanie.
Ale, tak jak wspominasz, zawsze można zamknąć, iść dalej i nie brać do głowy. A (niestety?) każda treść i przekaz znajdzie swojego odbiorcę.
Ale jak to… że gołego tyłka NIE BĘDZIE??? Zawalił mi się świat! 😀 😀 😀
ps. Hej dziewczyno, rób dalej swoje! Powtórzę się, ale… dla mnie konwencja calejreszty.pl wpisuje się idealnie w moje odczuwanie rzeczywistości – także literacko – pamiętaj o tym i nie zniżaj lotów… :* ucałowania dla Trojaków-słodziaków!
Mogę Ci przysłać na priv, jak już tak bardzo chcesz? 😀 Nie będzie zaniżania lotów, choć umarłabyś ze śmiechu Ty, polonistka, gdybyś zobaczyła jakie słowa sprawdzam w słowniku o 2 nad ranem. Nawet słowa typu “na pewno” budzą moją wątpliwość 🙂 Buziaki dla twinsów!
Twój blog jest jedynym który czytam regularnie. Uwielbiam Cię i cenię za autentycznosc właśnie! Jeszcze na drugi taki nie trafiłam! I mimo że moje życie totalnie różni się od Twojego to praktycznie we wszystkim się z Tobą zgadzam! Pozdrawiam serdecznie i dzięki że jesteś! 🙂
Dzięki wielkie. Jest kilka fajnych blogów, choć przyznam szczerze, że nie czytam, bo nie starcza mi czasu. Ale kibicuję i cieszę się z sukcesów innych. Nie musimy się we wszystkim zgadzać, choć miło jest pomyśleć, że ktoś ma podobne życiowe priorytety. Pozdrawiam i dziękuję za miły komentarz!
Zastanawiam się jak opisać Ciebie i Twoją pracę w jednym słowie… WYJĄTKOWA, po prostu wyjątkowa. Niepowtarzalna, jedyna w swoim rodzaju. Szczerze podziwiam Cię i szanuję za to, co robisz, po pierwsze dla swojej rodziny, po drugie dla nas czytelników. Ile dobra wniosłaś w nasze życie. Choćby małą iskierkę, która skłoni do refleksji, przemyśleń. Życzę mnóstwo siły, motywacji i inspiracji do dalszego pisania. Pozdrawiam serdecznie
Bardzo dziękuję! Staram się rzeczywiście, żeby nawet miłe i przyjemne teksty były zabawne, jeśli już nie stwarzają platformy do przemyśleń, niech chociaż bawią. Bardzo dziękuję za życzenia! Przyda się wszystko, więc oby się spełniło!
Matko nie będzie gołego tyłka ufffffff 🙂
a tak na serio uwielbiam Twoje teksty, każdy dosłownie każdy, rób dalej to co robisz tak jak to robisz do tej pory bo jak widać bo cyferkach które się u Ciebie “zgadzają” o to właśnie chodzi :):):) no i tego śniegu choć nierealne to życzę
Nie czytam innych blogów, więc nie mam porównania, ale Twój jest świetny, taki szczery i prawdziwy, że nie potrzebuję już nic innego. Od jakiegoś pół roku czytam każdy nowy tekst, a niektóre naprawdę zmieniły moje życie i podejście do synka, za co oboje Ci dziękujemy 😘
tak jak piszesz, jestem bo lubię. Choć akurat w tym słowie zawiera się bardzo dużo emocji. Ale wracam bo warto. Czekam na każdy post właśnie dla tego nieszablonowego podejścia.
Jestem u Ciebie “w gosciach” (mimo,ze nie mam juz malych dzieci)bo pięknie i mądrze piszesz.Dziekuje
OMG naprawde ktos skomentowal smazace sie jajko, ze zle rozbite?😂 🙈 zazdroszcze Australii, bo u nas padalo i wiaterek chalupka trzasl troche ☺
Bardzo ciekawy wpis. 🙂 W sumie ujęłaś w nim wszystko to o czym myślałam tworząc swojego obecnego bloga. Tzn. należy skupić się i przedstawić dany temat w odpowiedzialny i autentyczny sposób, w zgodzie z własnym sumieniem. Z tego co się zorientowałam (bo nie czytam Twoich wszystkich wpisów od deski do deski i trafiłam tutaj całkiem niedawno) skupiasz się właśnie na swoich doświadczeniach związanych z macierzyństwem oraz przedstawiasz spostrzeżenia odnośnie świata – nie reklamujesz natomiast swojego JA. A niestety, tak jak wspomniałaś, większość blogerów reklamuje swoje jestestwo, jednocześnie je tak mocno przekłamując Cieszy mnie to, że istnieją blogi tak oryginalne i szczere jak Twój. 🙂 Ja jeszcze nie jestem matką i w najbliższym czasie nie planuję, ale jak tak czytam te Twoje wpisy to już jestem jednego pewna – oj, będzie się działo! OBY. 😉 Pozdrawiam z (tak chłodnego dzisiaj) Krakowa
Ja też nie lubię takich idealnie wymuskanych zdjęć z dziećmi. Zdjęcia muszą być naturalne, ale ze smakiem i granicami intymności. Tego się będę trzymał. 🙂
Czytałam Cię (choć bardziej “z doskoku” jeszcze na blogspocie (pamiętam, że link wysłała mi moja szefowa Aga S. z komentarzem, że może mi się spodobać). Byłam wtedy na początku mej macierzyńskiej drogi. Po zmianie nazwy zrobiłaś gigantyczny krok w przód, krok siedmiomilowy, albo i lepiej. Zasłużyłaś na nagrodę. Brawo!
Podziwiam Cię za to, że faktycznie nigdy nie prosisz o lajki, nie poniżasz się w tej gonitwie o “sukces medialny”, jesteś autentyczna ale gdy trzeba kopniesz w tyłek. Taką Cię lubię. Miałam wielką nadzieję, że kiedyś może będę miała przyjemność poznać Cię osobiście.
Po cichutku jednak zazdroszczę, ale nie złośliwie tylko motywująco. Mam nadzieję, że pracą pracą pracą i pisaniem coraz lepszych tekstów, kiedyś uda mi się dojść do takiego poziomu, choć tak wysoko stawiasz poprzeczkę, że będziesz już pewnie miliomy kilometrów dalej.
Nie zmieniaj się tylko! I nie przestawaj pisać!
Pozdrawiam serdecznie!
<3 i to się ceni 🙂 :*
Rzadko… nie, nigdy nie znalazłam jeszcze kogoś, z kim zgadzałabym się w tylu procentach, co z Tobą, Twoim podejściem, Twoimi poglądami i doświadczeniami. Wchodząc tutaj do Ciebie czuję się, jakbym wracała do domu po ciężkim dniu, a tu: wygodny fotel, kocyk, dobra książka i kawka z ciachem, cisza i spokój. Jesteś moim hygge ;D niezależnie od tematu. Cieszy mnie to, że jest ktoś, kto myśli podobnie do mnie, choćby temat był już rozwałkowany do przezroczystości przez innych blogerów czy media, bo u Ciebie ma to zawsze jakąś wartość dodaną. Specjalnie nie czytam Cię na przykład przez tydzień, żeby potem móc przeczytać trzy wpisy pod rząd (odraczanie gratyfikacji, he he). Dzięki Twoim wpisom czasem udaję mi się spojrzeć na moją codzienność z zupełnie innej strony. Dziękuję 🙂
Dagmara chwyciłaś mnie tym tekstem i taką szczerością, luzem i spokojem.
Dzięki, bo myślę podobnie i bałam się, że jestem w tym sama.
Świetny tekst. Piszę bloga bardzo niepopularnego i kiedyś zdarzyło mi się usłyszeć, że ” żadna ze mnie blogerka i nic nie osiągne w tej sferze”. Argumenty? Moje dzieci (wtedy tylko syn) Nie biega modnie ubrany, zdjęcia robię ja, telefonem lub tym co mam pod ręką. Oczywiście błędem jest też to, że nie organizuje konkursów z masą sponsorów. Tak więc piszę sobie dla siebie i jakieś tam małej grupy czytelników, ale wiem, że blog jest taki jak ja, prosty i zwyczajny. Nie robię tego pod publikę a dla siebie.