Kto lata na wakacje w pandemii i jak śmie??

Do zwyczajowej krytyki życia innych osób, w ostatnim roku doszło krytykowanie pandemicznych zwyczajów. Krytykujemy spotkania z rodziną, podróże w trakcie pandemii. Bo ja się nie spotykam. Bo ja z domu nie wychodzę. Kto lata na wakacje w pandemii i jak śmie??

Ja chyba jestem z innej gliny, ani mnie to ziębi ani parzy, że ktoś poleciał do Tulum, czy na inne Malediwy. Nie za bardzo przejmuję się też tym, co ktoś sądzi o moim wyjeździe w góry na Wielkanoc. Przecież nie chcesz, to nie jedź. Wiem, że nie każdy ma takie opcje, ale czy to znaczy, że wszyscy musimy ze wszystkiego rezygnować, bo kogoś nie stać, bo nie ma rodziny w górach, bo się boi, bo w końcu nie chce? Oczywiście, że jest coś takiego jak odpowiedzialność zbiorowa, ale mimo najszczerszych chęci, aby nie przenosić wirusa, musielibyśmy siedzieć cały czas w domu, bo pięć minut po otrzymaniu negatywnego wyniku testu, możemy znowu mieć covid, którym zarazimy się od pani w recepcji, która akurat nam go sprzeda.

Nie kumam antyszczepionkowców, foliarzy, płaskoziemców, koronasceptyków i innych miłośników spisowych teorii. Ale nie kumam również ciągłego dopierdzielania się do każdego o wszystko. Kwestia zdrowia, czy ryzykowania tego zdrowia, jest mocno indywidualna. Jedni są szczęśliwi siedząc w domu, inni potrzebują wyjazdu, przestrzeni, a w końcu rodziny. Samotność, depresja, poczucie permanentnego lęku i stresu, mogą naprawdę pogorszyć zdrowie psychiczne, które obok fizycznego stanowi prawdziwy problem aktualnej sytuacji. W mojej rodzinie dwie najbardziej zagrożone osoby są zaszczepione, po dwóch dawkach. Z jakiego powodu mają się od kogokolwiek bliskiego izolować?

Jestem wdzięczna za wiele rzeczy, teraz również jestem wdzięczna za to, że pandemia nikogo mi nie zabrała, że przeszłam to gówno łagodnie, że mój mąż, w grupie ryzyka, w ogóle nie zauważył, że ma koronę, mam pracę, mój mąż ma pracę, mamy ciepły, bezpieczny dom, który nas chroni i cieszy w tym debilnym czasie. Mamy siebie, jakoś to przeżyjemy, wspólnie. Nie straciliśmy nikogo bliskiego, nie chorowaliśmy ciężko, nie straciliśmy dorobku naszego życia, nie musieliśmy zwinąć biznesu, w który latami wkładaliśmy kapitał finansowy i ludzki, nie musieliśmy nikogo zwolnić. Widzę tak wiele ludzkich dramatów, które przez ostatni rok przybrały masową postać, że naprawdę mam wiele różnych przemyśleń, dużo głębszych niż to, czy ktoś siedzi na dupie, czy lata po świecie i czy spotka się z rodziną czy tylko z połową swojej dzielni w kolejce po chleb. Sorry ale taki ogrom absurdów jaki nam teraz towarzyszy ciężki jest do objęcia umysłem. Wiem, że na początku sama kiepsko radziłam sobie z tym, co się wydarzyło, po roku jednak zupełnie inaczej do całej tej sytuacji podchodzę. Cały czas jednak miałam problemy ze sobą, a nie z tym, jak pandemię traktuje jakaś obca mi osoba.

Widzę jak bardzo pandemia odbiła się na moim zdrowiu psychicznym, na samopoczuciu moich dzieci, które skazane są na zdalną szkołę, na relacjach z dalszymi znajomymi. Jeśli miałabym się czymkolwiek przejmować i cokolwiek analizować, to właśnie te kwestie spędziłyby mi sen z powiek, nie kolejna celebrytka opalająca się w wielkich oksach. Każdy radzi sobie z pandemią tak, jak umie. To nie jest dla nikogo łatwy temat.

Osobiście uważam, że dużo bardziej zagrożona zarażeniem wirusem jestem w Lidlobiedrze, gdzie nadal klienci nie mogą wytrzymać w kolejce do kasy i pchają się, aby koniecznie wbić mi łokieć w żebra, niż kiedy w styczniu byłam na Fuercie. Bo tam były pustki, na wyspie mało zakażeń, a wszyscy wjeżdżający z negatywnym testem.

Piszę o tym, bo kilka dni temu wyświetlił mi się post jakiejś kobitki, która ZNOWU miała czelność polecieć gdzieś pod palmy. Jak mogła. Nie wiedziałam kto to w ogóle jest, a obserwuje ją jakaś chora liczba tysięcy osób, więc wpisałam w necie jej nazwę. Jesus Mariusz, co mnie tam wyskoczyło. Skąd ma, za co ma, z kim sypia, ciągle tylko sfrustrowana, wszystkich wkurza, na bank chleje na umór, bo zdjęcie z winem wrzuciła, co ona tak naprawdę robi, widać, że jest sfrustrowana, za późno wstaje, jakie oczywiste braki w uzębieniu, wiedzy i zadowoleniu z życia, stary to widać, jaki jest nią znudzony, no ale nic dziwnego, skoro ta wywłoka tak na nim żeruje, a dziecko tylko filmuje, zabrała mu prywatność, wolność, twarz, spokój, niech prawa rodzicielskie odda, bo się nie nadaje, a w ogóle to dlaczego ona znowu gdzieś jest, jak ludzie na świecie nie mają na chleb!

Witki mi opadły. Niby wiem, że o mnie są podobne strony, niby wiem, że świat pełen jest zazdrośników, frustratów i Kubusiów Fatalistów, a jednak za każdym razem bardzo mnie tego dowody zaskakują. Serio, skąd ludzie mają na to czas, ochotę? Skąd mają w sobie tyle złości, nienawiści, czasochłonnego interesowania się obcą babą w Internecie. Nie lubię, odlubiam, kasuję, jadę dalej. A nie wchodzę na kolejną stronę hejować.

Ma, to ma. Jedzie, to jedzie. Każdy żyje własnym życiem. I nie, pokazywanie tego życia nikomu nie daje od razu przyzwolenia na krytykę i opinię. Opinię to można mieć o swojej fryzurze, nie wyborach życiowych drugiego człowieka, szczególnie wtedy, kiedy nawet nie wiemy dokładnie jak ten człowiek się nazywa. Mamy naprawdę poważniejsze problemy niż to, na którym boku i na której plaży ktoś swój tyłek smaży.

Klasycznie proponuję zajmowanie się własnym życiem, własnym zdrowiem, własną kuwetą i podwórkiem. Możliwe, że jak sobie dobrze na nim posprzątamy, odkurzymy, wywalimy śmieci i przestawimy meble, też znajdzie się energia i przestrzeń do życia, którego w końcu nie będziemy musieli innym zazdrościć, niezależnie od pandemii, czy płaskości tego łez padołu.

Photo by Meghna R on Unsplash