Jest chujowo ale stabilnie.

Jest chujowo ale stabilnie, kocham to zdanie! Kolejny rok mija. Kolejny, w którym nie jestem jakoś szczególnie bardziej bogata, nadal nie odkryłam leku na raka, nie mam mniejszego tyłka i nie opanowałam odwracania procesu starzenia. Jak do tego doszło, sama nie wiem! 

Nadal nie jestem kwiatem lotosu, stabilny ale jednak lekki wkurw towarzyszy mi na co dzień i wciąż nie wiem, dlaczego z każdym bombelkiem doba matki nie wydłuża się proporcjonalnie o dodatkową godzinę. I ile dzieci, tyle dodatkowych rąk! Koniecznie!

Nadal mam pokój pieszczotliwie zwany pierdolnikiem, w którym bywają takie chwile, że niebezpiecznie jest otworzyć drzwi, żeby nic nie spadło na łeb, nadal na samą myśl o frytkach dostaję cellulitu nawet na uszach i nie rozumiem jak można prowadzić dom bez darcia ryja. Czy tylko pod pod moim dachem homo sapiens nie ogarniają czynności w stylu powieszenie mokrego ręcznika czy wymiana zużytej rolki papieru toaletowego?

Jest chujowo ale stabilnie, bo znowu jest listopad, zbiór poniedziałków z całego roku, kaprys natury, wyjątkowa złośliwość losu i kara za wszystkie grzechy lata. Wyjątkowo dotkliwa, bo po listopadzie nadchodzi piękny grudzień, który jednak zawsze nas zaskakuje i zawsze jest za krótki, a potem nadchodzi styczeń i znowu stwierdzamy to, co wiemy od lat – jest chujowo ale stabilnie, na żadnych swoich błędach niczego się nie uczymy. Wiadomka, człowiek, najgłupsza istota pod słońcem, dąży do tego, co mu szkodzi i włazi ciągle do tego samego potoczku zwanego: codzienność.

Listopad to pauza w życiorysie, na listopad nic się nie planuje, bo wiadomo, że w listopadzie nic nie wyjdzie, grudzień to świąteczny kołowrotek, ohoho, w tym roku wała, nic nie robię, ale potem wszyscy wpieprzają od 15 grudnia jarzynową tą co to niby na święta, myją po nocach okna i stoją w zakręcanej kolejce na myjnię, bo przecież dla Jezuska wszystkie okna muszą lśnić, nawet te w gruchocie.

I tak po tych dwóch totalnie wyrąbujących w kosmos miesiącach, cały na biało (to znaczy, chciałoby się, ale globalne ocieplenie mamy i zamiast śniegu w styczniu może być i plus 15, tego nawet Górale nie są w stanie zrozumieć, a co dopiero przewidzieć) wjeżdża styczeń.

Ma być Nowy Rok, nowa ja, zero alko (po zapijaniu szarych smutków w listopadzie i piciu z radości w grudniu, wątroba mówi NIE), zero tłuszczu (a wjeżdżał, wjeżdżał serniczek, makowczyk, a jakże, dupa nigdy nie zapomina), będzie fit rewolucja!

Akurat. Cokolwiek żeście sobie tam zaplanowały Halinki, nie czarujcie się. Za rok będzie to samo, staniecie sobie przed lustrem i westchniecie jest chujowo ale stabilnie, no może nie? Który to już rok tak sobie obiecujemy, że tym razem to nie, jak zapytają, czy może winka, powiem, nie nie, ja to tylko woda, ziółka, no ewentualnie meliska, a potem oczywiście, że tak, dolać, co taki mały kieliszek? Czy ja chora, czy jak? Czemu mi żałujesz????

To samo z dziećmi. Niby wszyscy tacy zakochani w tych małych stópkach, ale jak te stópki robią się większe od Twoich, rosną o rozmiar w ciągu jednego weekendu, śmierdzą jak po dniówce na budowie w upalny dzień i młodzież chce je nosić tylko w modnym obuwiu, wtedy to już jest inna historia.

Bombelki skutecznie zniechęcają nawet do jednej z niewielu przyjemności*, jaka pozostała rodzicom, która nic nie kosztuje i można oddawać się jej w domu, bez wydawania miliona monet na nianię, bez organizowania wolnych wieczorów i bez obaw, że jak już raz na ruski rok chcesz wyjść z chaty, gówniak dostanie o 19:45 podejrzanej wysypki i gorączki, a potem jeszcze zwymiotuje, aby podkreślić fakt, że plany to Ty mogłeś sobie mieć zanim zdecydowałeś się rozmnażać. Nawet spać już mi się z tego wszystkiego nie chce, bo i tak zaraz trzeba wstawać, poza tym jak się śpi to się człowiekowi robota zbiera!

A jakby sobie tak podarować? Olać to wszystko i wyluzować. W końcu wiadomo, że choćby nie wiadomo co i tak będzie chujowo ale stabilnie, lepsze jutro to było wczoraj, więc nie oszukujmy się, wypijmy za błędy i już.

Lepiej, nie?

*Nie wiem o jakich przyjemnościach żeście sobie tu pomyśleli, ja o spaniu. 

Photo courtesy of Gratisography