Złe matki nie sprzątają i nie gotują.

Kiedy zaczęłam coraz głośniej o tym mówić, że nie do końca wszystko ogarniam, poczułam ulgę. Praca, dzieci, dom, coś musi kuleć, Czy tylko złe matki nie sprzątają i nie gotują?

Nagle się okazało, że koleżanka, która kocha sprzątać, idealny weekend to dla niej weekend spędzony na porządkach, przed i po praniu myje pralkę, a do obiadu nie siądzie, kiedy w zlewie jest choćby jedna brudna łyżeczka, nie potrafi zrobić nawet dobrej jajecznicy. Wszystko zamawia, kupuje gotowe, a i tak zdarza jej się odgrzewane danie przypalić. W piekarniku, odkąd wprowadziła się do domu, ma wciąż instrukcję obsługi. Od 5 lat. Nie zaprasza na kolację, bo nawet makaronu nie umie ugotować.

A znowu druga ma Panią do sprzątania, za to codziennie studiuje książki kucharskie, przegrzebuje Internet w poszukiwaniu przepisów i nie wyobraża sobie, że mogłaby karmić swoją rodzinę czymkolwiek innym, jak domowym jedzeniem. Porządek za to ma w nosie, ważne żeby jakiś, czasami, był, nie musi być własnymi ręcami.

Trzecia stawia na karierę, w domu bywa gościem, wszystko deleguje, od opieki nad dziećmi, przez wywiadówkę, po porządek w domu. Uważa, że została stworzona do wyższych celów niż szorowanie kibli.

Znam też kobiety, które w moich oczach miały idealne życie, a potem, na moich oczach, to życie rozsypywało się jak domek z kart. Bo się okazywało, że dobrze to było tylko jednej stronie, że muru, który pomiędzy nimi wyrósł, nie dało się już zburzyć niczym, że cele się rozminęły, uczucie zgasło.

Pomiędzy jest cała masa kobiet, które nie sprzątają i nie gotują, które gotują i sprzątają czasami i wszystkie inne kombinacje. I to jest ok. Która z nich robi dobrze? Czy tylko złe matki nie sprzątają i nie gotują? Która z nich wybrała najlepszy model życia? Każda i żadna, a gdybyśmy wyszli na ulicę z taką ankietą, nie dałoby się wyciągnąć z niej żadnych wniosków. Za dużo opinii, za dużo niewiadomych. I to jest ok. Każda z nas podąża inną ścieżką i tylko czasami te ścieżki biegną równolegle. I choć czasami chciałabym, żeby tak było, porządek i trzydaniowe obiady wcale nie stanowią o dobrych matkach, a ilość czasu dla dzieci ma się nijak do jakości tego czasu.

Nie jest ok nie czucie się z tym ok, porównywanie się do innych i nakazywanie innym jak mają żyć. Bo ta, która ma wylizane wszystkie kąty, nie ma prawa krytykować tej, która ma Panią do sprzątania. Może sobie pomyśleć, „ja to bym tak nie mogła” ale wyrażony na głos taki komentarz jest formą krytyki. Osoba, którą krytykujesz nie potrafi za to zrozumieć, że marnujesz życie na sprzątanie. Kumasz, o co chodzi? Jeden lubi sprzątać, drugi nie. Jeden lubi kawę białą, drugi kawę czarną. Kumasz, nie?

Możemy sobie teoretyzować, komu jest gorzej, możemy próbować wczuć się w sytuację drugiej osoby, ale tak naprawdę, dopóki nie wejdziemy w buty drugiej osoby, nie będziemy wiedzieć. Nikt z samej teorii nie wie, jak się żyje w związku, w którym jest przemoc, nikt nie wie, jak to jest mieć chore dziecko, bliźniaki, czy być samotną matką.

Oczywiście, że możemy uważać, że są ludzie, którzy rodzą się zorganizowani, pedantyczni, świetni w kuchni, w biurze i brylujący w towarzystwie. A w dodatku mają zadbane, mądre i ułożone dzieci, które nie sprawiają kłopotów. Są oczywiście piękni i zadbani, w kwitnącym związku. Możliwe też, że nie widzimy tego, że wstają 2h wcześniej, żeby to wszystko ogarnąć. Możliwe, że nie widzimy w jakim stresie żyją. A może wstyd im się przyznać, że mają pomoc, bo nie chcą wyjść na nieporadne? Może boją się krytyki? Może żyją w takim chaosie, że tylko ten dom jak pudełeczko zapałek uporządkowany, przynosi im ulgę? Możemy sobie myśleć, że nie tyją, a wcale nie wiedzieć o tym, jak restrykcyjna jest ich dieta. Ktoś może wydawać nam się turbo ogarniaczem, a nie zauważamy tego, że w środku ta skorupka jest popękana. Może nie wiemy, że babcia często przywozi im wałówkę i stos pierogów, gotowych do podania na stół. I tak dalej. To, jak wygląda czyjeś życie, jest skomplikowaną wypadkową sytuacji, miejsca, charakteru, możliwości.

Wiem, że porównywanie się do innych jest głupie, wiem też, że jest naturalne i choćbym nie wiem co tutaj napisała, będziemy i tak to robić. Taka już nasza natura. Lubimy też innym zazdrościć, choć nie wiemy jaką cenę zapłacili za to, czego aktualnie im zazdrościmy. Czy były to wyrzeczenia, praca, czy wydatki, czy cholera wie co jeszcze. Będziemy też innych oceniać, tak już jest.

Chcę jednak napisać coś, co do mnie doszło na kolejnej terapii. Jeśli Cię cieszy błysk w domu, nikt Ci nie broni sprzątać do upadłego. Ale nie biczuj się, jeśli Tobie akurat porządek w szafkach wisi. Czyjeś standardy nie muszą stawać się naszymi. Miejmy do siebie więcej dystansu. To jesteśmy w stanie wypracować. Pobłażajmy sobie. Niby wiemy, że wszystkiego się nie da, niby kumamy, że nagród w tym wyścigu nie ma, ale ciągle: ja sama, sama, ja zawsze wszystko, ja zawsze wszystko sama, najlepiej na wczoraj, a jak mi pół godzinki czasu zostanie, to od razu może by jakąś szafkę przemyć albo podłogę odkurzyć, czy może poćwiczyć?

A weźmy się puknijmy w głowę, Zosie Samosie, Wielkie Ogarniaczki, Paniusie Nigdyniesiadam. Można się nauczyć picia kawy i spoglądania przez brudne okno. Można uciszyć głos, który mówi: musisz. Można nie zapraszać kogoś, kto przychodzi tylko skontrolować i skrytykować.

Możemy w końcu zauważać swoje zasługi i same sobie wyznaczać za nie symboliczne nagrody. Możemy wyliczyć, co robimy, a co delegujemy innym (rodzinie też!). Możemy się zastanowić, co jest dla nas ważne, a co olewamy. Wszystkiego się naprawdę nie da na 100%. To jesteśmy w stanie wypracować. Jesteśmy w stanie uciszyć wewnętrznego krytyka. Zanim padniemy na pysk i zabawa w rodzinę przestanie zupełnie nas bawić, a życie stanie się nużącym ciągiem obowiązków.

To co, zaczynamy obalać tezę, że tylko złe matki nie sprzątają i nie gotują? 

Zdjęcie: https://gratisography.com/photo/love-yourself/