Niegrzeczne dziecko, czyli jakie?
Cały czas zastanawia mnie ometkowanie dzieci kategorią „niegrzeczne”. Nadal nie wiem co oznacza ten termin. Niegrzeczne dziecko, czyli jakie? Czy takie, które nie zachowuje się tak, jak chcą tego dorośli? I czy aby na pewno Ci wszyscy dorośli są aż takim wzorem postępowania, aby wyznaczać dzieciom drogę?
Żyjemy w trudnych czasach zmierzchu autorytetów i tradycyjnych ról. Jako rodzice wiemy już, że idee, w które wierzyło poprzednie pokolenie „Co wolno Wojewodzie, to nie Tobie smrodzie”, „Dzieci i ryby głosu nie mają” i tym podobne, są błędne. I jesteśmy rozdarci pomiędzy założeniami kindersztuby, a nowoczesnym podejściem do dziecka jako takiego samego człowieka jak dorosły, tylko małego.
Powszechnie wiadomo, że obcy ludzie wiedzą lepiej, co dla Twojego dziecka jest lepsze, wiedzą też na pewno i bardzo dokładnie JAK powinno się ono zachowywać. Widzą Cię w supermarkecie, Twoje dziecko głośno prosi o Mambę. I znajdzie się taki, co powie „Jakie niegrzeczne, rozwydrzone dziecko”! Ten wszystkowiedzący nie wie jednak, że dziecko miało dzisiaj rano wyjątkowo nieprzyjemne badanie. Po kilkudziesięciu minutach wrzasku, dało się uspokoić obietnicą nagrody, którą będzie sobie mogło samo wybrać. Wybrało Mambę.
Jednym z zachowań, których dzieciom zazdroszczą dorośli, jest radość i spontaniczność. Dlaczego więc te reakcje najczęściej przysparzają dzieciom etykietki „niegrzeczne”? Dziecko, które na placu zabaw krzyczy, jest podekscytowane, piszczy i zachowuje się głośno, zwykle zostaje uciszane, ktoś podnosi brew, ktoś palec na ustach kładzie i robi bezgłośne ćsii. Tylko po to, żeby kontynuować swoją nic nie znaczącą konwersacje przez telefon, chociaż przecież plac zabaw jest miejscem wolności dzieci.
Czy dziecko, które coś upuściło, wylało, rozbiło to dziecko niegrzeczne? Czy tylko wtedy, kiedy widzisz, że zrobiło to specjalnie? I skąd ta pewność? Czy jeśli moje dziecko odbierze Twojemu zabawkę jest niegrzeczne? Czy jednak zależy to od kontekstu – czyja była zabawka, lub kto się nią akurat bawił?
Czy „Bądź grzeczny” to codziennie znaczy to samo? Czy jednak są miejsca i dni, kiedy odpuszczasz, bo w domu są goście, albo akurat jesteście w parku i można zjeść loda nie martwiąc się poplamioną bluzką? Czy ta grzeczność jest łatwa do opisania? Czy Ty umiesz ją zdefiniować, czy zależy codziennie od innych czynników? Czy bywają dni, kiedy chcesz, aby dziecko cieszyło się wspólnym posiłkiem, który ktoś mozolnie przygotował, a w inne znowu popędzasz go do zjedzenia kolacji szybciej?
Czy sam codziennie jesteś grzeczny? Zgoda, nie rozlewasz jedzenia, nie bijesz kolegów i zakładasz co rano buty bez marudzenia. Czy to jednak oznacza, że jesteś „grzeczny”? Czy na pewno jeździsz samochodem zgodnie z kodeksem drogowym? Nigdy nie przekraczasz prędkości i nie parkujesz w niedozwolonych miejscach? Czy na pewno jesz grzecznie? Jeśli tak, to pewnie pamiętasz codziennie o nowej piramidzie żywienia, obliczasz kalorie i procentowy skład pożywienia? Czy jako człowiek dorosły wypełniasz wszystkie swoje zobowiązania względem rodziny, przyjaciół, szefa, siebie samego? Nigdy nie masz gorszych dni, w których zdarza Ci się postąpić inaczej, niż oczekuje od Ciebie tego świat? Gratuluję w takim razie – jesteś chodzącym ideałem!
Prawdopodobnie jednak popełniasz błędy, co niechybnie oznacza, że jesteś normalnym człowiekiem, jak my wszyscy. Mimo znanych nam kanonów zachowania, reguł i zasad panujących na świecie, zdarza nam się świadomie lub mniej je podeptać i wybrać drogę na skróty, lub rozwiązanie, które dyktują emocje, a nie rozsądek. Codziennie testujemy rzeczywistość i nasze w niej możliwości.
Stawiając się w sytuacji dziecka, które nie potrafi jeszcze w pełni panować nad swoimi emocjami, nie rozróżnia wszystkich niuansów, czyli kiedy coś można, a kiedy absolutnie nie, świat wydaje się bardziej skomplikowany. Do tego dochodzi jeszcze rodzic, który często grzeszy niekonsekwencją, byciem niekonkretnym, zniecierpliwionym i interesownym. Za niegrzecznym dzieckiem zwykle stoi dorosły, któremu brakuje siły, kompetencji, często czasu. A przede wszystkim jasnego przekazu. Co dokładnie masz na myśli mówiąc do dziecka „bądź grzeczny”?
Dajemy naszym dzieciom możliwości, zabawki, zajęcia, ciuchy, wakacje, o których sami mogliśmy tylko pomarzyć. W zamian oczekujemy, że to dziecko będzie jak szwajcarski zegarek, od najmłodszych lat chodziło tak, jak mu zagramy, że będzie grzeczne. A jeśli nie jest, wpadamy w popłoch, w rosnące poczucie winy, w zgubne porównania naszych dzieci z innymi dziećmi, a w konsekwencji jeszcze większy rygor.
Wszystkie nasze zachowania są wyrazem potrzeb. Potrzeby poznawania świata, zabawy, spontaniczności, a także akceptacji, zwrócenia na siebie uwagi. Za komunikatem „bądź grzeczny” również stoi potrzeba rodzica do wychowania dziecka w sposób bezpieczny, zgodnie z przyjętym wzorcem, w świetle panujących zasad. Wszystko, co robimy jako rodzice, wynika z chęci wychowania dziecka najlepiej jak umiemy. Bywa jednak, że nasze komunikaty stają się puste. Bywają podobne do tych, które słyszeliśmy od naszych rodziców. Są nieprecyzyjne, niezgodne z nowoczesnym modelem rodzicielstwa bliskości i wcale nie zwiększają możliwości zbudowania z dzieckiem głębokiej, opartej na uczuciach i szacunku relacji. Warto przeanalizować to, co mówimy do naszych dzieci. Poznać prawdziwą rodzicielską intencję, która kryje się za danym przekazem. Czego chcę w tym momencie nauczyć moje dziecko, jaki skutek chcę osiągnąć? Czy moje polecenia są jasne? Czy jestem konsekwentnym rodzicem? Czy jestem godnym naśladowania przykładem? Co mam na myśli, kiedy proszę dziecko, aby było grzeczne? Czy kiedy nie zachowuje się po mojej myśli, robi to celowo? Zwykle nie, to przecież dziecko, które nie knuje intryg.
Od kiedy bliżej przyglądam się moim dzieciom, widzę, że bywam bardzo niesprawiedliwa nazywając ich „niegrzecznymi”. Zwykle to moja ułomność, brak wystarczającej uwagi, deficyt cierpliwości doprowadza do tych sytuacji. Coraz częściej wychodzę z założenia, że jestem towarzyszem dzieci, przewodnikiem po świecie i traktuję je z szacunkiem. Uczę się od nich, a one ode mnie. Pozwalam na okazywanie, a nie tłumienie emocji. Nie jestem wszechwiedząca, moje dziecko może mi się sprzeciwić, może się rozzłościć, być smutne. Przestałam wierzyć, że mam władzę absolutną, a moim jedynym celem jest podporządkowanie sobie dzieci. Pozwalam na walkę, ale wyznaczam granicę „Rozumiem, że jesteś zły, ale musisz pozbierać te zabawki”. Zamiast zabraniać, wyjaśniam w pozytywnych słowach, jakie zachowanie jest przeze mnie pożądane. Wyjaśniam, jakie zachowania są społecznie akceptowalne.
Może w zamian za gadżety i ciągłe oczekiwania, podarować dziecku i sobie odrobinę uwagi, poświęcić więcej czasu? I przyjrzeć się zachowaniu, które czasami wydaje się „niegrzeczne”, a jest niczym innym, jak prawem dzieciństwa do bycia spontanicznym, do śmiania się głośno, do zabawy i robienia psikusów.
Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:
- Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
- Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
- Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
- Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!