Raj to stan umysłu.
Raj to stan umysłu. Zgadzacie się? Ja bardzo w to wierzę, bo od lat powtarzam, że to, co niezbędne do szczęścia noszę przecież zawsze przy sobie.
Nie wiem, czy potrafię to wytłumaczyć, co od dawna siedzi w mojej głowie. Spróbuję może takim przykładem.
Siedzi sobie rybak nad rzeką, pali sobie papierosa i patrzy w dal. Podchodzi do niego mężczyzna w drogim garniturze, zerka na złoty zegarek, zauważa godzinę i pyta rybaka: co robisz?
– Cieszę się życiem. – odpowiedział rybak z uśmiechem.
– Skończyłeś już na dzisiaj połów? Przecież jest dopiero 8 rano, a Ty w sieci masz tylko 10 ryb. – spytał mężczyzna.
– Chciałem złowić 5, więc cieszę się, że dziś wyjątkowo połowy były udane.
– Skoro połowy były udane, powinieneś zostać na morzu i łowić dalej!
– Ale po co? – zdziwił się rybak.
– Gdybyś złowił więcej ryb, mógłbyś ich więcej sprzedać. Za zarobione pieniądze kupiłbyś sobie drugą sieć i mógłbyś jutro złowić dwa razy tyle ryb. Wkrótce mógłbyś sobie kupić lepszą łódź, którą wypłynąłbyś dalej w morze i złowiłbyś pięć razy tyle ryb. Potem mógłbyś zatrudnić pomocnika. Za zarobione pieniądze mógłbyś otworzyć swój sklep, w którym Twoi pracownicy sprzedawaliby złowione przez Ciebie ryby. Wkrótce miałbyś kilka łodzi i sklepów i wielu pracowników, którzy pracowaliby dla Ciebie. Mógłbyś przestać pracować i wtedy dopiero mógłbyś cieszyć się życiem.
– Ale przecież właśnie teraz to robię. – odpowiedział rybak.
Czy to opowiadanie, które nie pamiętam kto mi kiedyś opowiedział, nie jest kwintesencją czasów, w których żyjemy? Czasów, kiedy nic nas nie cieszy, nic nie jest wystarczająco dobre, zawsze trzeba więcej, dłużej, częściej, szybciej?
Mogłabym robić jeszcze więcej. Mogłabym jeszcze więcej chcieć. Ale po co? Przecież, jak ten rybak, mogę cieszyć się z tego, co mam. Kiedy widzę osoby, które biorą na siebie więcej, niż mogą ugryźć, a potem po nocach dopinają zadania po to tylko, żeby je zakończyć i odchorować wysiłek, wcale nie zazdroszczę spięcia pośladków. Współczuję, bo aż mnie głowa boli, kiedy pomyślę o wysiłku, który musiały włożyć w swoje dzieło. I mam szczerą nadzieję, że ten wysiłek im się opłacił, chociaż często wątpię, czy było warto aż tak.
Idą tym tokiem myślenia nie chcę się zarżnąć. To dlatego często zadaję sobie pytanie, czy dam radę pociągnąć kolejne zobowiązanie, kolejne wyzwanie. Zanim dodam kolejny punkt na mojej liście, sprawdzam, co się tam już znajduje i skreślam.
Ale nie tylko pracy się to tyczy, bo to samo mam jeśli chodzi o całe życie. Wróciłam z raju, bo w tym raju nie byłam u siebie. Nie mogłam się odnaleźć w gorącej Australii, dziura w sercu z tęsknoty za wszystkimi i wszystkim powoli nie pozwalała mi cieszyć się życiem. Wróciłam do zimnej Polski, w której dla wielu wszystko jest nie tak. A ja wiem, że tu jest mój raj. W mojej podkrakowskiej wsi jest mój dom, moje miejsce na ziemi, to tutaj czuję się u siebie. Raj to stan umysłu, a w mojej głowie to na tym kawałeczku ziemi rosną palmy i zawsze świeci słońce.
Całkiem niedawno jeszcze zastanawiałam się nad tym, co robić dalej z naszym domem. Pojawił się pomysł budowy. Pojawił się wiele lat temu, bo przecież trzeba budować, bo wszyscy budują, bo jak to tak. Odkładałam tę myśl, bo szczerze powiem, przerażała mnie. Ledwo ogarniam moją kuwetę tak, jak jest, nie miałam najmniejszej ochoty dodawać sobie do całego zamieszania jeszcze budowy. Ale pomysł powrócił po kolejnej parapetówce w świeżo wybudowanym domu przyjaciół, po oglądnięciu ładnej działki, po zobaczeniu kilku projektów i wkurzaniu się na ciemną kuchnię. Powróciły też koszmary budowlane. A potem sama siebie popukałam po głowie. Lubię przecież swój dom. Może kiedyś przyjdzie taki moment, że będę gotowa się z niego wyprowadzić, może będę miała tyle siły, żeby pociągnąć budowę, żeby unieść na własnych barkach tak ogromny wysiłek. Może. A może nie? No dobrze, ale co z rzeczami, które tutaj mi nie pasują, a które włożyłam do skrzyneczki w głowie z napisem „olać, przecież będziemy budować”? Przyjrzałam im się z bliska i postanowiłam z nich też zrobić raj.
Najpierw poszła kuchnia, przedpokój i salon. Teraz czas na takie oto miejsce:
Piknie, co? Taki sobie składzik tutaj wyrósł, mieszka tu lego, mieszkają tu czasami goście, wszystkie nasze walizki, czasami pranie się suszy. Nie powiem, że mnie ten pokój nie denerwuje, bo jasne, że doprowadza mnie do szału, szcególnie, że przynajmniej dwa razy dziennie koło niego przechodzę po drodze z lub do naszej sypialni.
I w końcu pojawił mi się pomysł, aby przenieść się z naszego wielkiego poddasza do tego mniejszego pokoju i urządzić w nim naprawdę przytulną, puchową sypialnię. Jak na prawdziwą krakuskę przystało, marzy mi się coś w stylu plażowo – biało – piaskowym. Po prostu mały raj. Zaczęłam od galerii plakatów, bo zawsze wiedziałam, że będę ją kiedyś miała, marzyła mi się od dawna. Skoro więc w końcu podjęłam tą trudną decyzję o odłożeniu budowy na bliżej nieokreślone zaś, uczczę to właśnie spełnieniem jednego z wnętrzarskich marzeń.
Wiedziałam od dawna, że ta moja galeria będzie z Desenio, bo to tam jest największy i najpiękniejszy wybór, a w dodatku bardzo intuicyjne narzędzie do tworzenia galerii, czyli coś idealnego dla mnie, która w ładnych wnętrzach lubi mieszkać, ale nie ma pomysłów jak je urządzić. Jedno wiem na pewno, ta ściana wkrótce już tak wyglądała nie będzie!
Wlazłam na stronę Desenio, ale o Pani, chyba z tydzień grzebałam w plakatach, ramkach, oglądałam, mierzyłam, przymierzałam, zmieniałam, a potem zażarcie broniłam swoich pomysłów przed szanownym małżonkiem, który, powiedzmy delikatnie, wizję miał lekko inną. W końcu zdecydowałam się na cudną galerię. Pokażę Wam kilka plakatów, na które się zdecydowałam, bo są naprawdę przecudne. Podaję link, gdzie są wszystkie plakaty.
Plakat”paradise is a state of mind” na stronie Desenio – link.
Plakat “heart sign” na stronie Desenio – link.
Plakaty przychodzą w tubie, są dobrze zabezpieczone, podobnie ramki. Majlosek dzielnie pomagał przy układaniu plakatów.
Jeśli chodzi o całość galerii i tego pokoju, musicie jednak się uzbroić w cierpliwość, bo jeszcze nie wisi. Mnie się z tym projektem absolutnie nie śpieszy i mam zamiar zająć się tym na poważnie dopiero kiedy wrócimy do wrześniowego kieratu. Ale całe wakacje będę sobie patrzyła już na ten najpiękniejszy plakat, który aktualnie postawiłam sobie na najnowszej komodzie, która również była spełnieniem jednego z wnętrzarskich marzeń. Raj to stan umysłu.
Będę tak myślała przy kolejnych zakrętach, porażkach i niepowodzeniach. Mogę cieszyć się tym, co mam, reszta się sama naprawi, a jak nie to może przyjdzie mi ochota, siła i chęć nad tym popracować. A może, jak ta nieszczęsna budowa domu, jak wystarczająco długo poczekam, przejdzie, przestanie mi przeszkadzać?
Za każdym razem jak coś Ci w życiu zgrzyta pomyśl sobie, że raj to stan umysłu. ♥
Jako że ten post powstał we współpracy z Desenio, macie od nas kod zniżkowy. Na hasło CALARESZTA do 35% zniżki na stronie dostaniecie dodatkowe 10% zniżki na plakaty* w Desenio do 24.07!
*Kod nie obejmuje on ramek lub plakatów z kolekcji Handpicked/Personalizowane).
Więcej inspiracji plakatowych znajdziecie na profilu i na stronie Desenio.