8 nieznanych faktów o mnie.

Niedawno była taka zabawa, aby osoby obecne w mediach społecznościowych zdradziły 8 nieznanych faktów o sobie. Czytałam niektóre i robiły mi dzień, więc dziś 8 nieznanych faktów o mnie. Pośmiejcie się, a co mi tam.

Kiedy miałam bodaj 5 lat, pojechałam późnym popołudniem, razem z mamą, autobusem, spać do mojej mamy chrzestnej i kuzyna. Podróż autobusem, godzinka, siedzimy u ciotki drugą godzinkę, a ona mnie nagle pyta: Dagusiu, a co Ty żujesz? Ja? Kotlecik. Z obiadku. Do dziś mi się zdaje, że mama wymyśliła tę historię, żeby mnie pocieszyć, że naprawdę był kiedyś czas w moim życiu, że byłam niejadkiem.

Przed ślubem, w drugi dzień szusowania w Dolomitach, 29 grudnia, złamałam rękę. Ta miejscowość była jakaś pechowa, wszędzie naokoło widzieliśmy kogoś z gipsem lub zabandażowaną głową. Potem wszyscy mówili, że do wesela, które było w maju, się zagoi. Się zagoiło, choć nie ułatwiałam sprawy – nawet jeździłam autem ze złamaną prawą ręką, nie było czasu na litowanie się nad sobą. To było moje czwarte złamanie. Dwa razy miałam złamane żebra, raz nogę. Nogę złamałam sobie jako dziecko, w domu, spadła mi na nią umywalka, kiedy trzymając się z jednej strony pralki, z drugiej umywalki, próbowałam wykonać skok na bombę do wanny. A żebra raz złamał mi mąż w dość dwuznacznej sytuacji, a drugi raz orczyk – próbowałam ratować córkę, która wypadła z trasy. Kiedyś napiszę więcej. O tym orczyku. ?

Zawsze najbardziej podobali mi się bruneci. Mało brakło, a rzeczywiście wyszłabym za przystojnego bruneta, w dodatku z kanadyjskim paszportem. Ostatecznie mam kurna blondyna, całe życie pod górkę.

Byłam totalnym kujonem. Prawo jazdy zdałam za pierwszym razem, choć wtedy padały rekordy i ludzie podchodzili po kilkanaście razy. Liceum skończyłam ze średnią 5.4, a na studiach, na które dostałam się od kopa, brałam stypendium naukowe. Jedyny przedmiot, który położyłam, to rachunkowość. Mam z niej 4 pały w indeksie. Był moment, że bałam się, że będę musiała powtarzać rok. Mój mąż twierdzi, że te pały z rachunkowości wiele tłumaczą w kontekście naszego wspólnego budżetu. Teraz żałuję, że tyle kułam. Szczególnie na studiach. Miałam kupę czasu, który mogłam spożytkować lepiej, a studia tylko, brzydko mówiąc, „zaliczyć”.

Nigdy nie miałam PMS. Nie wiem o co kaman i dobrze mi z tym. Czasem oczywiście ściemniałam na początku staremu, że mam „te dni” i korzystałam z uroków donoszonych pod nos herbatek i pierwszeństwa w wyborze filmu na wieczór, niestety, po kilku latach się wydało.

Nie znosiłam wuefu. Podejrzewam, że moja nauczycielka z podstawówki nie uwierzyłaby, gdybym jej powiedziała, że przebiegłam maraton i codziennie biegam. Mogłaby sobie podać rękę z moją nauczycielką od polskiego w podstawówce, która też raczej nie uwierzyłaby, że żyję z pisania.

Na dziekance w USA, trzeźwa jak prosiak, o 19 z minutami, po powrocie z zakupów, wyrzuciłam do śmieci swój paszport razem z opakowaniem po sześciopaku Corony. Nigdy go nie odnalazłam. Żeby móc wrócić do Polski, musiałam wyrabiać nowy w Ambasadzie. Podejrzewano mnie o nielegalne przekroczenie granicy, na szczęście trochę mi pomógł fakt, że nie kumałam po hiszpańsku i nie wyglądałam jakbym przedzierała się przez meksykańskie chaszcze i szybko wykluczono taką opcję.  

Na studiach mieszkałam w akademiku, paliliśmy fajki i piliśmy majony grapefruitową Dobrawą spirytus. I fajki i spiryt z przemytu z Ukrainy. Potwierdzam plotki – jedynymi trzeźwymi na AGH jest tych czterech, co stoją przed budynkiem A0. Żeby dostać miejsce w akademiku, miałam lewe papiery na rozmaite choroby, które uniemożliwiały mi podróżowanie komunikacją miejską, musiałam mieszkać blisko uczelni, a że akademik był po drugiej stronie ulicy to jakby konieczność była, hihi. Niczego nie żałuję. Moja wątroba jest odmiennego zdania.

I co? Pojawił się uśmiech?

https://gratisography.com/photo/colorful-socks/