Beztroskie dzieciństwo.
Pod wpisem o pozwalaniu dzieciom na bieganie nago, pojawiły się głosy, że dzieci są teraz bardzo ograniczane i zabiera im się beztroskie dzieciństwo. O ile nie rozumiem analogii wystawiania intymnych części ciała na widok publiczny do rzekomej utraty dzieciństwa, o tyle bliski jest mi sentyment za beztroską “naszych czasów”.
O dziwo, ta wolność i bieganie po osiedlu z bandą dzieciaków, spędzanie całego dnia pod blokiem i na trzepaku, to wcale nie najlepsze moje wspomnienia z dzieciństwa. I nie są nimi też pierwsza lalka Barbie, miś wielkości człowieka, ani nawet kupione w Pewexie Lego. Najlepsze wspomnienia z dzieciństwa to dla mnie te momenty, kiedy rodzice luzowali. To ten dzień, kiedy tata nie zezłościł się, gdy wybiłam nielubianym sąsiadom okno (powiedział dobrze im tak i załatwił szybę). Beztroskie dzieciństwo to dwa dni ferii zimowych, które spędziliśmy we trójkę, oglądając nielegalnie skopiowane filmowe hity (w dwa dni obejrzeliśmy 10 filmów, aż się video przegrzało). To bieganie po śniegu do momentu, kiedy był nawet w majtkach. To ten dzień, kiedy dostałam paczkę gum Turbo i wszystkie od razu odpakowałam (a potem przez chwilę byłam królową podwórka). To wakacje nad rzeką, gdzie kąpaliśmy się w misce i nie mieliśmy prądu (mieliśmy za to karty). To zbieranie cały dzień jagód, aby potem ulepić z nich 100 całkiem nieidealnych pierogów i zjeść z litrem wiejskiej kremówki. To pierwszy w życiu arbuz, którego przez Medykę przytargałam z Bułgarii, a potem całego, lekko sfermentowanego, sama zjadłam. Strułam się nim tak, że byłam chora trzy tygodnie (ale kto wtedy wiedział, jak ma smakować arbuz, tym bardziej sfermentowany). To niedzielna kolacja – jedzona przed telewizorem, smażona na oleju kiełbasa i maczany w oleju chleb (Gluten! Olej nie z pierwszego tłoczenia! Smażone! Bajki! Gdzie był MOPS w tamtych czasach?). To nie wychodzenie cały dzień z basenu. Odrapane kolana i blizna na czole jako efekt wjeżdżania rowerem do piwnicy. To jedzenie czereśni prosto z drzewa (bez mycia i bez zaglądania do środka w celu poszukiwania mięska).
Moje najlepsze wspomnienia z dzieciństwa, to wszystkie te momenty, kiedy nie padło musisz, pamiętaj, tak nie wypada, nie możesz, a nie mówiłam.
Inaczej teraz chowa się dzieci. Dzieciństwo to inwestycja, wyścig szczurów, który zaczyna się już w przedszkolu. A może walka o przetrwanie, chęć zapewnienia im lepszego startu? Na pewno zaspokojenie naszych ambicji i wyciszenie wyrzutów sumienia. Niby chcemy pozwolić dziecku na beztroskę, a jednak ma być czyste i ułożone, bo przecież grzeczne dzieci takie właśnie są. Wszędzie widzimy zagrożenia, nawet tam, gdzie ich nie ma.
I choć ciężko jest mi pozbyć się wizji, czarnych scenariuszy i zwykłej ostrożności, pozwalam moim dzieciom na wolność. Mają siniaki i otarcia. Odkąd nauczyły się chodzić, na placu zabaw nie trzymam ich za rękę. Mamy dni bez prysznica. Bywają obiady jedzone rękami. Nieograniczone kąpiele w lodowatej wodzie. Pierwsze huśtanie w piżamie, na boso i w rosie.
Mam apetyt na więcej luzu. Niech Dzień Dziecka bywa nie tylko raz w roku. I nie tylko dla dzieci. Spontanicznie zrobienie czegoś poza sztywnymi regułami to najlepsza terapia. Odskocznia od wszystkich muszę i trzeba.
Oto jest radość, proszę Państwa, najlepszy prezent, jaki możesz podarować swojemu dziecku. Zapamięta ją lepiej niż wszystko inne.
Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i
- Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
- Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
- Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
- Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!