To wystarczy.

Mam trochę dość wiecznego wzdychania i ciągłych pytań “jak Ty to robisz”. Słyszę to zdanie wypowiadane często. Matki siedzące w domu mówią to do tych pracujących. Te w pracy dziwią się, że te siedzące w domu jeszcze nie zwariowały. Matki pojedyncze pytają multimamy jak one to robią. Matki starszych dzieci litują się nad matkami niemowlaków.

No cóż, w macierzyństwie nie masz za bardzo wyboru. Nie posiadasz luksusu budzenia się w poniedziałek z myślą “pieprzę to, dziś nie wstaję”. Wstajesz i robisz to, codziennie od nowa, z uśmiechem, lub tylko grymasem na twarzy. Robisz codziennie coś, czego nie widać. Jak Ty to robisz to często nie jest komplement. To porównanie. Do siebie. Zwykłe pytanie, które zadajemy same sobie. Bo jeśli Ty możesz, to może ja wcale nie daję rady. Nie wiem, często nie wiem po prostu jak to się dzieje. Kiedy ktoś zadaje mi to pytanie, jestem zbita z tropu. Przecież w sumie nic wielkiego nie robię. Po prostu, jak miliony ludzi na świecie, pcham swój wózek. Robię to, co muszę, a jak starczy czasu, to czasami jeszcze to, co chcę.

Kiedy jednak pada to pytanie, wpadam w panikę. Możliwe, że moje życie rzeczywiście jest zbyt wykańczające? Może powinnam nie dawać rady? Może powinnam częściej prosić o pomoc. Czy robię coś nadzwyczajnego? Zapominam o praniu w pralce, wkładam do zmywarki naczynia bez płukania, zatykam zlew, zapominam o rachunkach, idę na skróty. Puszczam bajkę i pozwalam dzieciom siedzieć do południa w piżamach. Tak samo jak Ty. Krzyczę, a potem żałuję. Jestem na diecie, a potem jem ze smakiem pizzę i popijam piwem.

Jak one to robią? Matki, w których domu lśni, mimo, że pracują, mają trójkę dzieci, a w środy chodzą na kurs szycia na maszynie. Matki, które urodziły miesiąc temu, a dziś bez obciachu rozbierają się na basenie. Matki, które zostały same. Matki, które mają wszystko pod kontrolą. Uśmiechają się i przymykają oko. I te, które boją się jutrzejszego dnia, bo wiedzą, że znowu braknie im siły i cierpliwości. I dwóch dodatkowych godzin na ogarnięcie wszystkiego.

Bycie mamą wystarczy. Mówię o zwyczajnym byciu mamą. O wstawaniu rano, oblewaniu twarzy wodą, patrzeniu w lustro, wzdychaniu, myciu zębów, wpychaniu prania do pralki, płukaniu kubka i nastawianiu wody na kawę. Bez szału. To Ty. Dajesz siebie. Minuta po minucie, aż te godziny zbiorą się w tydzień, a te w miesiąc, który tworzy lata, a te lata życie. Piękne życie wypełnione zwyczajnym byciem mamą.

W dzisiejszym świecie to nie wystarcza. Piękno zwykłych chwil gdzieś się zagubiło. A przecież bycie mamą wystarczy. Piękno i sens życia to ten całus na dobranoc. Buzia ubrudzona dżemem. Pobudka o piątej w sobotę. Pytania o BARDZO WAŻNE SPRAWY zadane dziecięcym głosikiem. Dziecko na środku pokoju udające, że się schowało, bo przecież jest pod kocem.  Wymyślanie jak robi sarenka. I prawdziwe dziecięce dylematy, czy wilk naprawdę był zły i czy można na śniadanie jeść lody.

Te chwile, kiedy nie dbasz o to pranie, a bardziej o rodzinę, która je produkuje. Wtedy dzieje się życie. Życie warte przeżycia. 80 minut spędzone w ciasnym kokonie chlipania na Królu Lwie w zimny niedzielny poranek. I ucieczka przed wężem ogrodowym w pierwszy ciepły wiosenny dzień. To te rzeczy, których nikt nie widział, nikt Cię za nie nie podziwia, nikt nie pyta “jak Ty to robisz”. Bo one same się dzieją. Nie usłyszą o nich media społecznościowe, choć to najpiękniejsze stylizacje.

Nikt nie widzi tego spojrzenia w lustro o poranku. Nikt nie widzi zapomnianego w pralce prania. I rozpakowywania zmywarki trzeci raz tego samego dnia. Nikt nie widzi na kolanach mytej podłogi i wybierania z dywanu ziarenek ryżu. Nikt nie słyszy jak liczysz do dziesięciu. Sto razy. Nikt nie widzi liczenia pieniędzy w portfelu i wybierania tańszego jogurtu. Nikt nie widzi o północy płaconych rachunków. Ojojania na niewidzialne rany. Nerwów przed lekarskim gabinetem. Zgarbionych pleców nad dokańczanymi nocami projektami. Wzdychania na za małe już spodnie. Okrywania kołderką dziesiąty raz. Z płaczem z ukochanej torebki zmywanego markera. Maratonu przebiegniętego pomiędzy kaszkami a kupą. W furii szukanego ukochanego misia. Stosów prania. Prasowania. Całego pudła niedopasowanych skarpetek, choć wyprane przecież parami. Ciasta robionego trzy razy, aż w końcu urośnie takie, jak lubią. Chichotów na słowo kupa. W pomidorówce przemycanej pietruszki. Kucyków, warkoczyków i tysiąca zgubionych spinek. Nocy spędzonych na trzymaniu za rękę dwulatka. Wieczorów, kiedy tylko lampka wina ukoi. I tych łez, stale ocieranych ukradkiem. Czasami z bezsilności, ale głównie z dumy. I tej miłości, która aż boli. 

Nikt nie widzi Twojego strachu. 

Lista matczynych rzeczy do zrobienia nigdy się nie kończy. Nie da się robić wszystkiego. Nie da się robić najlepiej. Nie ma listy do wykonania dla super mamy, bo one nie istnieją. Jest za to mnóstwo normalnych mam, takich jak ja i Ty. Mam, które przyznają głośno, że czasami brakuje im sił, a czasami po prostu olewają gary i uciekają do kina, żeby na chwilkę oderwać się od małych ludzi i kołowrotka niekończących się obowiązków, powątpiewania i obaw. Mam, które codziennie walczą, ale miewają dni, kiedy się poddają. Mam, które otwarcie proszą o pomoc i tych, które przed światem grają twardzielki. Mam, które głównie płyną z prądem, aby czasami zanurkować i walić głową w płytki w łazience. I ten 1% czasu pomyśleć, że bycie mamą wychodzi im dobrze.

To wszystko sumuje się w życie. Może inne niż to zaplanowane. Może wcale nie takie spektakularne. Ale wystarczające. Ważne. Życie mamy. Twoje życie. 

Nikt nie ma lepiej, nikt nie ma gorzej. Nie ma sensu ciągle tylko poszukiwać porównań. Każdy z nas pcha swój wózek. Dziś lżejszy, jutro pod górę. Absolutnie każdego można spytać “jak Ty to robisz”. A jednak wszyscy jakoś to robimy. Codziennie.

To wystarczy.

Opiekujesz się dziećmi i kochasz je do szaleństwa, choć bywają dni, kiedy wydaje Ci się, że oszalejesz, jeśli jeszcze jeden raz usłyszysz słowo maaaamoooo. Nie wiem jak ja to robię. Jak Ty to robisz? Jak my to robimy. Codziennie z taką samą energią i uśmiechem, nawet przez łzy. Bo dla dzieci wszystko przecież. Codziennie walczę, daję, dzielę, przytulam, dyscyplinuję, ojojam, uczę, okrywam, karmię. Tak jak i Ty. Dziś, jutro, wczoraj.

To wystarczy.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!