Matka i córka. Najważniejsza i najtrudniejsza relacja.

Zabrałam mamę na jej 60-kę do Bangkoku. W moich obszernych relacjach z tego wyjazdu pojawiały się różne obrazki, od szalonej jazdy w tuk-tuku, przez wiśniówkę pitą na tajskiej wyspie. Kobiety słały mi przeróżne wiadomości – od ale super, też tak robię z mamą, po – zazdroszczę, ze swoją mamą mało co mnie łączy. Pisałyście – poradź, napisz jak mieć z mamą fajną relację.

Tak naprawdę nie wiem, jaki jest złoty środek. Między matką, a córką zawsze będą spięcia. Albo w trakcie dojrzewania, albo przy wyborze ścieżki życiowej, przy okazji ślubu, na tematy dotyczące wychowania dzieci. Zawsze. Wydaje się to nieuniknione i niezależne od wieku, sposobu wychowania, czy kultury. Matki zawsze będą chciały dla córek najlepiej, czasami za bardzo, po swojemu, nachalnie, często nie będą umiały odciąć pępowiny. A przecież kobiety wiedzą. Po prostu wiedzą. Nawet jak nie wiedzą, to i tak wiedzą. Dlatego często córkom ciężko jest przyjąć opinię matki, wyrażoną zwykle jako mądrość życiową, która nie podlega sprzeciwom. Jeśli dodasz do tego fakt, że większość ludzi nie znosi dobrych rad, masz mieszankę wybuchową. Jedna radzi, druga chce po swojemu, a wychodzą z tego wielkie emocje. Matka i córka – mikstura wybuchowa. 

Wydaje mi się, że jak zwykle – do tanga trzeba dwojga. Matka w pewnym momencie musi zrozumieć, że ma do czynienia z dorosłą kobietą, również matką, żoną i ona ewentualnie może coś delikatnie podpowiedzieć, poradzić, pomóc, być obok, a nie NAKAZAĆ. Te czasy, kiedy miała taką moc, już dawno się skończyły i żadne fochy, obrażanie, kłótnie ich nie wrócą. Córka musi zrozumieć, że matka, choćby nowoczesna, nie do końca musi wszystko akceptować i styl życia córki może różnić się od tego, co sobie dla niej wymyśliła mama i ona nie musi na każdym kroku oczekiwać aprobaty matki. Córka może wysłuchać krytyki, ale finalnie zrobi po swojemu. Mamę ciężko zmienić, więc trzeba zaakceptować pewne jej przyzwyczajenia, obawy, styl. Nasza mama popełniła wiele błędów. My też popełnimy ich masę. Wypominanie ich sobie nawzajem do niczego dobrego nie prowadzi. Tak już jest i nie ma co z tym walczyć. Jednym słowem – relacja przechodzi do głębszego partnerstwa, a nie zależności dziecko-rodzic. 

Jest dla mnie kilka zasad, którymi się kieruję w związkach. Nie tylko z mamą.

Żeby wziąć ślub, trzeba najpierw wziąć rozwód.

Zasadę tę przyszło mi poznać na własnej skórze. Z moim obecnym mężem ślub brałam 9.5.2009. Pierwszy ślub miał być 9.9.2006. Miał być, no ale nie było. Z góry powodów, dla których się rozstaliśmy z wydrukowanymi zaproszeniami w rękach, z jego strony królował jeden – wydawało mu się, że bierze ślub nie tylko ze mną, ale i z moją rodziną. Zajęło mi to sporo czasu, żeby zrozumieć, że chcę założyć nową rodzinę, chwilowo dwuosobową, gdzie decyzje podejmujemy we dwoje, bez udziału osób trzecich, choćby one były nam najbliższe. Mnie, jedynaczce, zawsze blisko z mamą, było to ciężko zrozumieć. Wiem doskonale, że wiele kobiet ma taki sam problem. Nie chce nikogo urazić, więc swoje małżeńskie dylematy roztrząsa z mamą. Spytam przewrotnie – gdyby to stary Wasze problemy pragnął przedyskutować najpierw z teściową, to co byś mu urwała? Jaja czy głowę? Narzekamy, że rodzice za bardzo się wtrącają, a sami ich do tego wtrącania zapraszamy! Tak więc – żeby wziąć ślub, trzeba najpierw wziąć rozwód z rodzicami, z mamą, z siostrą. 

Jeśli siedzisz komuś w kieszeni, szybko z niej wychodź.

Niezależność od rodziców to fantastyczna sprawa. Nie da się jej jednak zdobyć, jeśli to rodzice kupią Ci auto, mieszkasz u nich pod jednym dachem, czy prosisz o pożyczkę na wczasy. No nie da się. Najlepiej więc jak najszybciej stanąć na własne nogi. Tylko wtedy masz szansę uciąć komentarze dotyczące rozrzutności, bogatej kuchni, kolacji na mieście, czy nowej torebki. Wydajesz swoje, więc nikt nie ma prawa się do tego wtrącać. Jeśli jednak jesteś finansowo zależna od mamy, czy rodziców w ogóle, nie dziw się, jeśli będą sobie rościli prawo do decydowania o Twoim życiu. W końcu to oni je częściowo finansują!

Brudy pierz w domu. 

To jest zwykle tak, że ona dzwoni do mamusi, kiedy jest wkurzona, zdenerwowana, poirytowana. Przedstawia jednostronną wizję, maluje go w czarnych barwach, jaki to zły, niedobry. Matka nie zna kontekstu, ani nie widzi całego obrazka. Oni się szybko pogodzą, ale matka do ósmego pokolenia będzie pamiętała i wypominała, co on w środę, 31 października 2018 powiedział o 20:13. Związek to intymność. Coś osobistego. Mama nie musi o wszystkim wiedzieć. Bo się będzie martwiła, niepotrzebnie analizowała. Nie musi wiedzieć o imprezach, na które poszłaś z koleżankami, szczególnie wtedy, jeśli sama nigdy tak nie wychodziła. To Twoje życie, Twoje sprawy. Nie musisz się spowiadać z każdego kroku, jakbyś nadal była w liceum.

Wnuki się rozpieszcza, nie wychowuje.

Wspaniale jest mieć wnuki, mieć dla nich czas i cierpliwość, której nie mają rodzice. Nie można jednak oczekiwać, że nasi rodzice wychowają nasze dzieci. Dlaczego mieliby to robić? Mogą pomóc, jasne. Ale dlaczego mają rezygnować ze swojego życia, jeśli my postanowiliśmy się rozmnożyć? Przecież czasy wstawania po nocach, negocjacji o kolejny gryz kanapki i rundki wkoło bloku, mają już dawno za sobą? Jeśli jednak Twoja mama opiekuje się Twoimi dziećmi, abyś Ty mogła pójść do pracy, do szkoły, czy na imprezę, oczywistym jest, że będzie musiała czasami podejmować decyzje dotyczące Twoich dzieci. I jeśli wcześniej nie przedyskutujesz niektórych ważnych dla Ciebie spraw, możliwe, że podejmie decyzje po swojemu, bez pytania Cię o zgodę. To wcale nie jest tak, że matka, czy teściowa, chce zrobić na złość. Po prostu – kobiety wiedzą. A skoro wiedzą, to nie czują, że muszą kogokolwiek pytać o zgodę czy opinię. A nawet jeśli nie wiedzą, wszyscy wiemy, że opieka nad dziećmi rządzi się swoimi prawami i czasami nie ma czasu się po tyłku podrapać, a co dopiero dzwonić i pytać, czy dziecko może o 11:15 zjeść ciasteczko, szczególnie jeśli babcia właśnie go z tym ciasteczkiem, na wpół wdeptanym w dywan, na wpół pożartym, zastała na gorącym uczynku.

Komunikacja. 

I tutaj wjeżdża, cała na biało, najważniejsza zasada KAŻDEJ udanej relacji, nie tylko z mamą, z którą wiąże nas krew, przeszłość, przyszłość i całe życie. Trzeba umieć rozmawiać. Na spokojnie i bez nerwów. Nie ma co zakładać, że ktoś się domyśli, wyczyta w myślach, czy z fusów. Nie trzeba konfrontacji i kłótni. Potrzeba rozmowy. Jeśli na przykład nie chcę, aby moje dzieci jadły cukierki, proszę aby dziadkowie im ich nie dawali. Bardzo często dziadkom czy teściom jest ciężko zrozumieć co mogliby kupić dziecku zamiast słodyczy. Pokazuję, tłumaczę, podsyłam pomysły. Kolorowanka, kredki, długopis z pomponem, figurka lego. Wszystko w tej samej cenie co czekolada. Jeśli nie chcę, aby mama, kiedy zostaje z moim dzieckiem, nosiła je na rękach, czy pozwalała siedzieć przed tv – rozmawiamy o tym. Unikam przy tym rozmowy na zasadzie szef – pracownik, co ma miejsce w wielu domach. Nie myśl sobie moja droga, że mama Ci pozwoli sobą rządzić, czy pouczać! Ewentualnie przyzna Ci rację, ale musisz ją jakoś wytłumaczyć, żeby nie skwitowała słowami “jakaś tam głupia moda, co ona tam wie, gówniara”. 

Mama będzie u mnie teraz trzy miesiące. Koleżanki śmiały się pod nosem – rany, ze swoją bym trzy dni pod jednym dachem nie wytrzymała. Znam wiele takich relacji matka i córka, gdzie ledwo się znoszą. Na szczęście mamy to za sobą. Jak coś będzie nam nie pasowało, to się dogadamy. Przecież, to, że coś komuś nie pasuje, od razu widać. Zamiast kisić żale jak ogóry po upalnym lecie – trzeba od razu powiedzieć co i jak, nawet jeśli obrażona strona tego nie potrafi, można ją do tych zwierzeń zachęcić. Szczególnie, że starsze pokolenia mają problem z asertywnością. Nie warto sobie psuć humoru. W końcu przecież to matka! A matkę ma się tylko jedną!

Wiek ma swoje prawa. 

W pewnym wieku doszło do mnie, że moja mama nie będzie ze mną stale. Mało tego, nawet kiedy mieszkałam od niej 45 min drogi, nie widywałyśmy się codziennie. Nikt nie ma na to czasu. To dlatego, wspólny czas celebrujemy. Mama pomagała mi zawsze, odkąd mam dzieci. Pomagała jak umiała, czasami to był domowy, gotowy do odgrzania obiad, na wagę złota, czasami zagrabione liście, czasami opieka nad dziećmi. Nie zapraszam jednak mamy do siebie na robotę, nie oczekuję, że wyrobi 200% normy, mój dom to mój problem, to mój cyrk. Zapraszam na kawę, do kina, do teatru. Kiedy mnie na to stać, funduję mamie atrakcje i przyjemności – spa, fajną torebkę, wyjazd. Jest dla mnie przecież kimś wyjątkowym. Wykorzystuję czas, który nam pozostał, najlepiej jak umiem, bo wiem, że kiedyś jej zabraknie, a przecież nie ma to jak mama. 

Nie wiem, czy komuś coś to da. Mnie pomaga. I z mamą się nie użeram. Wręcz przeciwnie. Dobrze się razem bawimy, choć nie zawsze tak było. 

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Nie masz na nic czasu, w szczególności dla siebie? Kup moje autorskie produkty, które pomogą w ogarnianiu rzeczywistości. Stworzone przez matkę trojaczków – to działa! SKLEP.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Zapisz się do Newslettera. Dzięki temu prosto na swoją skrzynkę dostaniesz info o nowościach i będziesz zawsze na bieżąco.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i plaży.