Pandemia najbardziej odbija się na dzieciach.

Pandemia najbardziej odbija się na dzieciach. Dorosłym jest ciężko, terapeuci są zgodni – pandemia uderza w nasze emocje, lęki, depresję, poczucie zagubienia, osamotnienia, frustrację.

To samo dzieje się z dziećmi, bodaj w każdym wieku. Pandemia najbardziej odbija się na dzieciach, bo one nie do końca rozumieją to, dlaczego nie mogą zobaczyć się z dziadkami, dlaczego ulubiony basem jest zamknięty i czemu urodziny są w tak małym gronie. Nie ma możliwości nadrobienia zaległości, a przecież w klasie uczniowie są na zupełnie innym poziomie.

Szkoła to nie tylko nauka. To zabawa, relacje, szkoła odpowiedzialności i samodzielności. To kompromisy, pierwsze miłości, to czas poza rodzicielskim okiem. To odkrywanie siebie w różnych życiowych sytuacjach. Strach pomyśleć jaką osobowość zbudują nasze dzieci w czterech ścianach i Internetem pod ręką. To dlatego pandemia najbardziej odbija się na dzieciach. W końcu kilkuletnie dzieci nie są jeszcze introwertykami, aby cieszyło je siedzenie na pupie w domu.

Widzę po swoich dzieciach, jak bardzo odbija się na nich brak towarzystwa, ulubionych miejsc i swobody. Coraz częściej są zniechęcone, rozleniwione, zasmucone, nie widzą większego sensu w kolejnych dniach, zadają mnóstwo pytań, na które nikt na tym świecie nie zna odpowiedzi. Kiedy to wszystko się skończy, czy pojedziemy na wakacje, kiedy zobaczymy dziadków, jak długo tym razem będziemy siedzieć w domu? Nie wiem. Nie wiem co powiedzieć. Nikt nie wie. Chcę dać im jakiś punkt zaczepienia, jednocześnie wiem, że mogą to być tylko mrzonki. Ta niepewność mnie już osobiście wyszła bokiem. Mam już dość uczestniczenia w tym eksperymencie.

Widzę jak bardzo miesiące domowej nauki zmieniły zupełnie rytm naszych wspólnych dni. Rutyna, nad którą pracowaliśmy miesiącami, legła w gruzach. Choć nadal rano jemy wspólne śniadanie i szykujemy się do wspólnego dnia, wszystko inne jest płynne.

Kiedyś uczyłam dzieci, że ekran to dawkowana przyjemność, dziś pozwalam im siedzieć przed komputerem 6 godzin dziennie. To nie jest normalne.

W klasie perturbacje, bo to, co jako grupa klasa wypracowała, teraz legło w gruzach. Kilka miesięcy w domu uczyniło spustoszenia w relacjach między dziećmi. Relacje w necie są zupełnie inne niż w prawdziwym życiu.

Mimo najszczerszych chęci, widzę regres w postępach moich dzieci. Nic dziwnego, ani ja ani mąż nie jesteśmy nauczycielami. Możemy wspierać, zachęcić i dopilnować, ale nie mamy umiejętności dydaktycznych. Ani czasu, aby je przyswoić, być na bieżąco z materiałem i odpowiednio zauważyć braki u każdego z trójki dzieci. To nie jest możliwe. Nie wyobrażam sobie jaki ból odczuwają rodzice, które terapii swoich dzieci poświęcili lata i ogromne środki, a teraz widzą, jak dzieci cofają się w rozwoju.

Moje dziecko z zaburzeniami integracji sensorycznej jest teraz zmuszane do siedzenia cały dzień w małym pokoju i gapienia się na ekran. Wulkan energii drugiego, kiedyś mogący się wyładować na wuefie, godzinie latania po parku i graniu w piłkę na korytarzu, teraz jest tłamszony na krzesełku przy biurku. Cały dzień. Dziecko, które nadal ma zaległości z polskiego przyznaje, że często się gubi i nie wie o czym jest lekcja. I tak pandemia najbardziej odbija się na dzieciach.

To był wykańczający rok. Przerażający, demoralizujący, siejący spustoszenie. Rok wielkiej próby. Rok, w którym wiele osób straciło bliskich, pracę, rozsypały się związki, przyjaźnie, nadzieje. Przestał istnieć balans pomiędzy pracą a życiem prywatnym, praca w domu skutecznie uniemożliwiła odcięcie się od spraw roboczych. Utraciliśmy możliwość ucieczki do kina, na weekend, do koleżanki, czy poza dom, w którym dzieci zostały z dziadkami. Wielu z nas długie miesiące nie widziało dziadków, rodziców, rodzeństwa. Zostaliśmy sami.

Jako rodzice jesteśmy zestresowani, zagubieni i zmęczeni, to napięcie również odbija się na naszych dzieciach. Jasne, że brakuje nam restauracji, kina, podróży. To są banały, bez których można jednak żyć. Tuż obok ludzi, najbardziej brakuje nam spokoju i przewidywalności kolejnego dnia.

Oczywiście, że boję się o nasze życie i zdrowie, ale od jakiegoś czasu boję się również o nasze zdrowie psychiczne. Jak sobie z tym wszystkim poradzimy. Jak poradzą sobie z tym moje dzieci. Czy sama będąc często na krawędzi, jestem w stanie długo jeszcze stawać na głowie, aby pandemia jak najmniej odbijała się na moich dzieciach? A my, rodzice? Ciągłe problemy, dom w pracy, praca w domu, ciężko nam wyczarować romantyczny nastrój, bo zwykle przygnębieni zasypiamy na kanapie. Nie wiem jak długo jeszcze pociągniemy w takim stanie. Nie wiem. Nikt nie wie.

I najbardziej boję się tego, że to dzieci zapłacą najwyższą cenę. Jedyne, co mogę zrobić, to pocieszać, przytulać odrobinę mocniej, tworzyć w naszym domu przewidywalny, spokojny, przytulny, zabawny, kolorowy, ciepły i bezpieczny świat. Mogę próbować szukać odpowiedzi na wszystkie ich pytania i odwracać ich uwagę od tego przygnębiającego tematu. Mogę stawać na głowie w poszukiwaniu dobrych stron. Mogę mieć nadzieję, że wyjdziemy z tego silniejsi jako rodzina. Mogę mieć nadzieję, że dzieci jakoś się z tym uporają i zapomną. I my też.

Photo by Kelly Sikkema on Unsplash