Dziś bawię się w złote myśli, będę jak ta Dagmara Coelho, a co!
Kiedy zapytałam ostatnio co zmienić na blogu, byłyście bardzo łaskawe – nic. Serio taka była najczęstsza odpowiedź. Kiedy spytałam jakich treści chcecie więcej, pojawiała się również taka sama odpowiedź. Life hacks, wskazówki, skróty, sposoby na to, jak to życie ułożyć, żeby się wszystko dało ogarnąć, czasami odpocząć i zawsze wiedzieć jak się nazywam.
Od kilku tygodni piszę ten post. Urósł mi do monstrualnych rozmiarów, może coś innego się z tego urodzi, bo to się nie da w jednym tekście, no chyba, że jak list, który w serialu “Przyjaciele” Rachel napisała dla Rossa, a który miał 18 stron (front and back!), ale dziś nie o tym.
Dziś będzie o tym, że ja przy tym całym wymądrzaniu się a’la Dagmara Coelho, zauważyłam, że ja stałam się mistrzynią ułatwiania sobie życia. I ktoś by zaraz mógł tutaj napisać, że o, łatwo powiedzieć, bo cię na to stać, bo możesz, bo umiesz, bo masz czas. Z tym, że nie w tym sęk. Mnie na to stać psychicznie. Ja się tego nauczyłam i w końcu zrozumiałam o co w tym wszystkim chodzi. To jest takie proste.
Stać mnie na to, aby sobie wybaczyć. Wybaczam wiele wielu, dlaczego więc tak trudno sobie?
Stać mnie na to, aby sobie poluzować gumę w majtach.
Umiem nie porównywać się do innych. Nikomu nic nie zazdroszczę, bo to oznaczałoby, że czegoś mi brakuje, a od lat pracuję na wystarczająco dobre życie i cieszenie się z rzeczy małych, które są na wyciagnięcie mojej ręki.
Wierzę w balans. Nie może stale być dobrze, a każde morze gówna ma swój brzeg. Dziś może być beznadziejnie, ale już jutro może być bardzo dobrze.
Potrafię odpuszczać.
Nawet trochę czasami siebie lubię, więc niczym się nie katuję, nie dowalam sobie. Świat chce, żebyśmy ciągle coś musieli, gdzieś byli, czymś się zajmowali. Potrafię to filtrować i dopasować do moich zasobów.
Czasami, żeby coś zmienić, wystarczy zmienić swoje nastawienie. Sytuacja bez wyjścia? Zacznę od małego kroczku, od jednego gryza.
Mam alergię na toksycznych ludzi, którzy zabierają mi uśmiech i energię. Potrafię urwać z nimi kontakt, nawet jeśli wydaje się to niemożliwe ze względu na sytuację.
Mam do siebie dystans. Mam cellulit, cienkie włosy, nie umiem śpiewać. Na ch.j drążyć temat?
Wiem, że niektórych rzeczy nie przeskoczę, więc godzę się z nimi. Po co walić głową w mur, jak można na przykład napić się kapucziny czy proseczio?
Skupiam się na tym, co dziś mam. Bo dziś mam wszystko, a jutro? Nie wiadomo. Po co się martwić? Przecież to jak spłacanie odsetek kredytu, którego jeszcze nie zaciągnęłam. O wielu rzeczach pomartwię się jutro. Może zapomnę? Może same się rozwiążą?
Jest mnóstwo rzeczy, które chcę i lubię robić. Są i takie, których nie znoszę. Te odbębniam, olewam, spycham na margines, chodzę na skróty, byle było zrobione. Nie uważam tego za lenistwo, a za zaradność.
Nie mam ambicji, aby inni ludzie pochwalali moje wybory, czy sposób życia. Nie są mną, mogą żyć zupełnie inaczej.
Nie czuję się króliczkiem z tymi słynnymi bateriami. Mogę być padnięta, zniechęcona, zmęczona, chora. Daję sobie prawo do brania el quarto od życia.
Przyznaję się do słabości. Z wieloma walczę z pomocą dostępnych metod i profesjonalistów. Kiedy jest mi źle, nie udaję, proszę o pomoc.
Mam ten komfort, że potrafię powstrzymać się od posiadania racji, zdania na każdy temat i odpowiedzi na każde pytanie. Wielu rzeczy nie wiem, wielu nie rozumiem.
W życiu naprawdę niewiele rzeczy warte jest zarwanych nocy. Problemy trzeba traktować jak pies kupę. Obwąchać, zakopać, iść dalej.
Są dni kiedy mam ochotę wdrapać się na szczyt świata i krzyczeć: no która, która podskoczy? A są takie dni, kiedy mam ochotę się tylko podrapać po pupie.
Kocham zwrot: to zależy. Właściwie na każde zadane mi pytanie mogę odpowiedzieć to zależy. Wszystko w życiu jest niezbyt pewne, oprócz śmierci i podatków.
Trzeba umieć sobie znaleźć kogoś, kto kocha nas bezgranicznie i coś, co zawsze poprawia nam humor i sprawia, że chce nam się żyć.
Dni mijają wolno, ale lata bardzo szybko. Nie warto marnować czasu.
I chyba na tym skończę, bo to wyczerpuje temat. Życie nie jest dla mnie za karę, jest przygodą i ja do swojego plecaka staram się nie pakować zakalców ani śmierdzących na cały przedział jajek.
To pisałam ja, Dagmara Coelho.