Pani do sprzątania. Korzystam i dobrze mi z tym.

Od 10 lat nie sprzątam. Uuuu, już widzę te oburzone spojrzenia i podniesione brwi. Pani do sprzątania? Toż to szczyt lenistwa! A ja serio mam to gdzieś, czy się to komuś podoba czy nie. Mało tego, będę się pewnie w piekle smażyła za propagandę, ale namówiłam do zatrudnienia pani do sprzątania wiele znajomych mi kobiet i możliwe, że namówię jeszcze kogoś.


Raz w tygodniu przychodzi do mnie pani do sprzątania domu. Jak trzeba, to myje nawet lodówkę i zmienia pościel. Zabiera też ze sobą prasowanie i przywozi świeżutkie i pachnące w inny dzień. Nigdy nie było mnie stać na profesjonalne serwisy sprzątające, ale zawsze mogłam zatrudnić kogoś, komu bardzo taka praca była potrzebna.

Kiedyś po prostu pracowałam jak szalona. Ciągnęłam etat w korpo i kiedy przychodził weekend po 50 godzinach pracy, na widok mopa dostawałam drgawek. Szanowny, wtedy jeszcze nie mąż, również. Latał po całym świecie, ściągał późnym wieczorem w piątek, żeby niecałe dwa dni pobyć w domu i nie uśmiechało się nikomu lecieć pół soboty na szmacie. Ponieważ wierzę, że moje stopy są mniejsze nie po to, żeby bardziej ergonomicznie zmieściły się przed zlewem, a po to, żeby ładnie wyglądały w 12 centymetrowych szpilkach, nie miałam zamiaru pucować naszego gniazdka na kolanach solo. A że razem woleliśmy robić wszystko byle nie to, pojawił się pomysł pomocy. Pani do sprzątania ratowała nam życie, do tego stopnia, że bywało, że podlewała w domu kwiatki, kiedy my fruwaliśmy po świecie. Miałam szczęście trafiać na osoby godne zaufania, dyspozycyjne, kumate. Chętnie polecę sprawdzone sposoby na znalezienie sensownej pomocy. 

Bynajmniej nie jestem leniwa. Mąż jest jednym z najbardziej pracowitych osób, jakie znam. Spełniamy się jednak z klawiaturą w ręce, nie z mopem. I fajnie, że świat jest tak urządzony, że można zapłacić za coś, co Ci nie wychodzi lub czego po prostu nie lubisz robić. W dobie wszechobecnego outsourcingu wszystkich usług, wiemy o tym doskonale. Lata 80 i 90, kiedy na sprzątaniu spędzało się każdą sobotę, już minęły. I z ręką na sercu, każda która to czyta niech przyzna, czy tego nie znosiła? Czy nowoczesne kobiety muszą powielać schematy swoich matek i babć? Nie.

Lubię gotować. Robię to codziennie i nie narzekam. Nie rozumieją tego niektóre koleżanki, które stanie przy garach traktują jak marnowanie sobie życia. Ja podobnie myślę o sprzątaniu i do teraz wspominam znajomą, która w poniedziałek rano, kiedy zasiadałyśmy w pracy przed komputerem, opowiadała, że miała wspaniały weekend. Wspaniały, bo wysprzątała sobie w szafkach. Dla mnie wizja sprzątania w szafkach to jak najgorszy koszmar. Coś, co robię za karę i z obrzydzeniem. Zawsze parzyłam na nią jak na ufo. Do momentu, kiedy ona przyznała, że potrafi spieprzyć nawet jajecznicę i woli nie jeść, niż gotować. Każdy ma swój talent i coś, w czym jest dobry. Ja do sprzątania mam dwie lewe ręce.

Kiedy pojawiły się dzieci, bywały dni, że spałam po 3 godziny na dobę i nigdy na raz dłużej niż 30 minut. Pierwsze dwa lata słabo pamiętam. Zlały się w jeden ciąg karmienia, przebierania, wizyt lekarskich, prania. Gotowałam, żeby się nie przewrócić, myłam codziennie podłogę, prałam tony ciuszków, ale na większe porządki po prostu nie miałam siły. Ani czasu. Ani nawet ochoty. Pani do sprzątania ogarniała dom, kiedy ja ogarniałam trójkę dzieci. 

W naszej polskiej mentalności kobieta, która nie sprząta, nadal uważana jest za dziwną. Nie dba o domowe ognisko, pewnie syfiara, wygodnicka, biedny ten mąż. Szczerze? Inne kobiety krytykują wynajęcie pani do sprzątania, bo albo same lubią sprzątać jak ta moja koleżanka uważając to za relaksujące, albo nie potrafią nikomu zaufać i boją się, że ktoś im te wszystkie diamenty ukradnie, albo i z moich obserwacji to jest najczęstszy powód – nie mogą sobie na to pozwolić, więc krytykują, albo bałyby się co powie matka lub teściowa. Pochodzą z tradycyjnych rodzin, gdzie facet zwykle nic w domu nie robi, a kobieta wraca z pracy i zaczyna swój drugi etat, domowy.

Ja się tej krytyki nie boję, bo to moje życie. Gdyby krytykowała mnie teściowa, posłużyłabym się ripostą przyjaciółki – ja sprzątać nie mam kiedy, ale jak mamusia dysponuje czasem, zapraszamy serdecznie. Inna wspominała coś o napomknięciu teściowej czegoś o miotle, co to służy nie tylko do latania, ale to już inny kaliber złośliwości. 🙂

W moim domu to ja rządzę, nie teściowa, sąsiadka czy opinia jeszcze innych obcych osób, które zawsze wszystko robią lepiej i w ich oczach nigdy nikt inny nie będzie wystarczająco dobry. A ja myślę, że to mnie ma być dobrze. Lubię porządek, ale albo nie mam na niego czasu, albo ten czas wolę poświęcić na pracę. Na rozwój. Albo zwyczajnie na odpoczynek.

Dlaczego? Jest tylko jedna odpowiedź – bo mogę. Czas poświęcony na lizanie podłóg wykorzystuję w lepszy sposób. I tak muszę sprzątać, bo przy pięcioosobowej rodzinie codziennie muszę robić pranie, codziennie mam po gotowaniu zasyfioną kuchnię, łazienka przypomina bagna i szuwary, przez szybę, po której cały dzień skacze pies nie widać ogródka, a podłoga się lepi. Ale raz w tygodniu gruntowne porządki powierzam pani do sprzątania. To jest mój sposób na ułatwianie sobie życia.

I nie ma w tym nic złego. Bycie Perfekcyjną Panią domu nie jest moją życiową ambicją. I nikomu nic do tego. Namawiam i polecam, jeśli i Tobie z mopem nie po drodze.

Zdjęcie: źródło

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!