Moje dziecko to lepszy człowiek ode mnie.

Dzieci codziennie uczą mnie empatii i pokazują mi jak bardzo konwenanse i obyczaje rządzą moim życiem. Moje dziecko to lepszy człowiek ode mnie. Stale udowadnia mi, że kocha się kogoś, bo jest, a nie za coś. Każdego dnia robimy kolejny krok w świat, od którego czasami chciałabym ich uchronić. Schować w bezpieczne miejsce, gdzie podłość ludzka ich nie dosięgnie. 

Moje dzieci bawiły się ostatnio z niepełnosprawnym chłopczykiem. Zadały pytanie dlaczego jeździ na wózku, po czym rzuciły się w wir zabawy i zupełnie o tym zapomniały. Nawet jak już wyszedł, podekscytowane cieszyły się z nowego kolegi, który w ich oczach był bohaterem. Nie dość, że ma superowy wózek, to jeszcze umie na nim robić różne triki! Boję się, że ludzie spowodują, że kiedyś będą widziały inność w kategorii czegoś wstydliwego, co skłania do wścibstwa i złośliwych komentarzy. Nie chcę, żeby z ich ust kiedykolwiek padły słowa pedał, kaleka, lesba, czarnuch, Żyd, grubas czy pisior. Dlatego nie padają z moich. Wierzę, że to z domu wynosi się nienawiść do innych kolorów skóry, upodobań seksualnych, czy poglądów politycznych. 

Moje dzieci wesoło machają i nawet do obcych mówią „Cześć” lub „Dzień dobry”. Nie zrażają się gburowatymi dorosłymi, którzy nie potrafią nic odburknąć na pozdrowienie czterolatka. Nauczyły się nawet w aucie dziękować kierowcom, którzy nam ustępują, trzymać drzwi przed kimś, kto za nimi wchodzi do przedszkola. Mam nadzieję, że nigdy nie zamienią się w mojego sąsiada, który uważa się za lepszego człowieka ode mnie i codziennie uprawia swój komiczny taniec, którego głównym celem jest unikanie mojego wzroku, żeby czasem nie musieć silić się na uśmiech, czy gest pozdrowienia. 

Moje dzieci kochają wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek obdarzyli ich miłym gestem. Za każdym razem, kiedy przerabiamy temat miłości rozpoczynają długą litanię. Pojawia się w niej i Pani kucharka z przedszkola i sąsiad, który pozwala im głaskać psa, choć innym mógłby wydawać się zgorzkniałym, złośliwym staruszkiem. Na pytanie za co kochasz mamę na laurce z przedszkola trzy razy pojawiła się odpowiedź „bo mama jest zawsze”. Chciałabym, aby dziećmi nigdy nie rządziło wyrachowanie, kalkulacja i interesowność. Żeby każdy związek w ich życiu opierał się na czystych intencjach. 

Dla moich dzieci wszyscy ludzie są równi. Nie czują się lepsi, ani gorsi od nikogo. Takim samym bohaterem jest dla nich pani w sklepie, listonosz, sprzątaczka co lekarz, czy pilot. Żadna praca nie hańbi, jest ważna i potrzebna. Będę chciała, żeby moje dzieci się uczyły i zdobywały wiedzę, aby mogły wybrać swoje przeznaczenie i nie musiały być ograniczane brakiem środków na życie. Jeśli jednak wykażą się talentem do strzyżenia włosów czy robienia remontów, nie będę ich powstrzymywać. Lepiej być fryzjerem z pasją, niż lekarzem bez powołania. Każdy człowiek ma swoją indywidualną drogę, która może dać szczęście.

Moje dzieci są głośne, wszędzie ich pełno, przylgnęła do nich łatka niegrzecznych i nadpobudliwych. Zrobiliśmy testy psychologiczne, bo może to ADHD, nadpobudliwość, czy zaburzenia integracji sensorycznej? Na testach wyszło, że nic nie wyszło. Moje dzieci są cały czas w trójkę, stale w grupie. Nikt, kto nie miał takiego doświadczenia, czy nie posiada specjalistycznej wiedzy, nie powinien oceniać mojego dziecka pod kątem zachowania. Bo nikt tak naprawdę nie wie, jak to jest być ciągle małym ogniwem większej całości. Czy w wieku czterech lat łatwo jest sobie z tym poradzić? Chciałabym, aby moje dzieci umiały w każdym człowieku dojrzeć coś wspaniałego i wyjątkowego. 

Byliśmy na urodzinach małej dziewczynki. Moje dzieciaki bardzo długo wspominały pyszny tort i cudowne zabawki, które dostała w prezencie. Marzę, aby wyrosły na ludzi, którzy umieją się cieszyć ze szczęścia innych. Aby nigdy nikt nie mógł o nich pomyśleć w kategorii Polaka, który wybaczy Ci wszystko oprócz sukcesu. Zazdrość zżera i niszczy.

Moje dzieci bardzo przeżywają krzywdę innych. Jak tylko coś się wydarzy, obejmują, lecą do lodówki po lód, żeby przyłożyć do bolącego kolana. Gdy ktoś jest chory przytulają, głaszczą i podają herbatę. Potrafią nawet wypożyczyć swoją ukochaną przytulankę, żeby pocieszyć. Przejmuje mnie obawa, że kiedyś wyrosną na ludzi bez empatii, których codziennie spotykam na swojej drodze. Tych, którzy wolą udawać, że czytają, zamiast ustąpić miejsca kobiecie w ciąży, nie mają czasu na uśmiech dla starszej, samotnej Pani, tych, którzy nie potrafili podać mi ręki, kiedy ostatnio dotkliwie się potłukłam na ruchomych schodach, pędząc pod prąd po dziecko, które utknęło kilka stopni wyżej. 

Większość z nas, rodziców, pragnie wychować swoje dzieci na dobrych ludzi. Ale czy dobry to tylko taki, który potrafi sobie w życiu poradzić, nawet jeśli oznacza to przepychanie się przez życie łokciami, ślepo dążąc do celu? Czy dobry to taki, który jest grzeczny, pokornie wypełnia polecenia i się nie wychyla? Czy dobrym jest ten, kto w pogoni za własnym szczęściem nie widzi nieszczęścia innych?

Czy ja, dorosła, nieidealna, z kompletem wad i uprzedzeń, mogę w ogóle próbować pokazać moim dzieciom jak wygląda dobry człowiek? Czy powinnam się raczej skupić na tym, żeby nie zepsuć tego, z czym dzieci przyszły na świat. Śni mi się to nocami. Mój koszmar macierzyństwa. Bo moje dziecko to lepszy człowiek ode mnie.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!