Rodzice! Nie dajcie się!

Na dźwięk słowa szkoła, przedszkole lekko się wzdrygam. Jestem pewna, że wielu rodzicom placówki, do których prowadzą swoje dzieci, od żłobka, po szkołę, kojarzą się (tak jak i mnie) z problemami i stresem. W końcu nasze dzieci spędzają tam bardzo dużo czasu, a nasza kontrola nad tym, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami, jest niewielka. Apeluję! Rodzice! Nie dajcie się! 

Ile razy byłam na rozmowie u dyrektora, ile razy na korytarzu kłóciłam się z nauczycielkami, ile maili wymieniłam, ile smsów, ile się nasłuchałam, ile razy nie zgadzałam się na konkretne etykietowanie moich dzieci, ile wojen i bitew stoczyłam, ile razy zasięgałam porady kuratorium i wgryzałam się w przepisy, ile razy płakałam w samochodzie przed przedszkolem i szkołą, to moje.

Tak, trafiło mi się trudne dziecko (o czym pisałam w tekście „Trafiło mi się trudne dziecko” , który serdecznie polecam – podobno dodaje otuchy). Moje dzieci nie są grzeczne, są energiczne, bywają nadpobudliwe, bardzo emocjonalnie reagują na krzywdę, mają niebywałe charaktery, są bardzo pewne siebie, potrafią mieć fochy, potrafią walczyć o swoje i bywają agresywne. Przy tym wszystkim potrzebują TYLKO jednego. Uwagi i zrozumienia. Wszystkie nauczycielki, które właśnie z uwagą, rozsądkiem i empatią traktują dzieci (i ich rodziców), nigdy się nie skarżyły. Zawsze znajdywały sposób. Bo na każde dziecko jest jakiś sposób, trzeba go tylko chcieć poszukać. A moje dzieci, jak wszystkie inne, kiedy się do nich dotrze, są WSPANIAŁE I WYJĄTKOWE.

Nie piszę tego, aby do jednego wora wrzucić wszystkie nauczycielki. Absolutnie nie. Przez ostatnie pięć lat (w trakcie których moje dzieci chodziły do 5 różnych instytucji, w ostatnich latach każde do innej grupy) spotkałam mnóstwo osób, które wykonują ten zawód z pasją i z miłości do dzieci, są pełne empatii, zrozumienia i chęci wypracowania kompromisu. W weekend lepią nagrody dla dzieci, dmuchają o świcie balony na urodziny i kochają jak własne. Wszystkim im dziękuję za istotny wkład w codzienne wychowanie moich dzieci.

Praca z dziećmi jest bardzo trudna i momentami niewdzięczna. Szczególnie pod koniec miesiąca, kiedy za swoje poświęcenie, kreatywne pomysły, zachęcanie, wspieranie, motywowanie, a w końcu wychowywanie cudzych dzieci, dostajesz śmiesznie niską wypłatę. Wiem coś o tym, moja mama jest emerytowaną nauczycielką, a babcia latami była dyrektorem szkoły. Obie zdarły gardło i zszargały nerwy na kolejnych pokoleniach. Nauczycielstwo to szalona odpowiedzialność, ciągłe dokształcanie, bardzo często finansowane z własnej kieszeni, stale zmieniający się program, walka o godziny, aby móc przeżyć i walka z rodzicami, którzy są bezczelni i roszczeniowi. To rzeczywistość nauczycieli.

Tak jak i w tym fachu, są wspaniałe osoby, które po prostu kochają to, co robią i robią to dobrze, stając się często jedynym przyjacielem i powiernikiem dziecka, dozgonnym autorytetem i drogowskazem. Ale są też takie, które tego nie znoszą i wcale tego nie kryją. Swoją frustrację wylewają na Bogu ducha winnych dzieciach i zdezorientowanych rodzicach.

Zbliża się wrzesień. Możliwe, że dopiero zaczniecie swoją przygodę ze żłobkiem, możliwe, że kontynuujecie słodko-gorzkie dramaty w szkole, a może szykujecie się na kolejne przedszkolne przeprawy.  

W mojej trwającej już kilka lat przygodzie z placówkami mam dwa wnioski. Dwa najważniejsze wnioski, które chcę opisać, bo mogą naprawdę pomóc.

1. To tylko człowiek.

Tak, wielu z nas, rodziców jest zapracowanych. Harujemy dniami i nocami, żeby tylko jakoś związać koniec z końcem. Mamy szefów, kredyty, kłótnię z mężem i problemy z dziećmi. Po poranku, który z dziećmi bardziej przypomina wyścig z przeszkodami, we mgle i z efektami dźwiękowymi, zziajani, często z niewspółpracującym potomkiem, wpadamy do instytucji. I tutaj oczywiście byśmy chcieli, żeby ta pani dobra, łagodna, przywitała nas z otwartymi ramionami, uśmiechnięta i zadowolona wzięła nasze dziecię, skarb nasz największy i potraktowała jak swoje, najbardziej ukochane dziecko, tym samym choć na moment kojąc nasze nerwy. I żeby nawet mając na głowie 24 inne takie małe osobniki, zawsze znalazła dla nas czas, wiedziała ile razy dziedzic zrobił kupkę, czy był szczęśliwy, czy smakował mu dzisiaj obiadek, czy nauczył się nowej piosenki, czy nie bił się z kolegą, czy dobrze się rozwija i czy maniery dobre ma. Jeśli zaś pojawi się problem, życzylibyśmy sobie, aby został potraktowany dyskretnie i delikatnie. To nasze prawo, w końcu zapisując dziecko do przedszkola (żłobka lub szkoły), mamy nadzieję, że oddajemy je w dobre ręce. Wybór odpowiedniej kadry to też obowiązek placówki. Bardzo trudny zresztą, bo niby nauczycieli bez pracy jest mnóstwo, ale tych z powołaniem i odrobiną chęci, na lekarstwo.

Pamiętajmy, że po drugiej stronie też jest człowiek. Tylko i aż człowiek. Ma problemy takie same jak i my. I choć jest w pracy, którą powinien wykonywać najlepiej, jak tylko potrafi, może mieć gorszy dzień. Obraz naszego dziecka też w naszych oczach jest zupełnie inny, niż rzeczywisty. I choć to my wiemy o naszym dziecku najwięcej, daleko nam od obiektywizmu.

Rodzice mają często tak wygórowane wymagania, sami nie zajmując się dzieckiem oczekują, że placówka to dziecko za nich wychowa. To tak nie jest. Ma pomóc, ale nie „odwali” całości „brudnej” roboty. Bardzo wielu rodziców nie potrafi rozmawiać, nie potrafi spojrzeć na problem z udziałem swojego dziecka obiektywnie, nigdy nie przyznaje, że wina leży po jego stronie, choć wszystko o tym świadczy.

Potraktujmy nauczycielkę jak człowieka, z którym da się normalnie porozmawiać, po ludzku zapytać o radę, mając na względzie dobro małego człowieka, ustalić wspólną strategię, na kanwie kulturalnej rozmowy. Poinformujmy o wszelkich obawach, jakie mamy w stosunku do dziecka, nawet o zmieniającej się sytuacji w domu, o zachowaniach, które nas niepokoją, o sposobach, które działają w domu. Warto, w imię świętego spokoju, schować czasami dumę do kieszeni i spróbować dotrzeć do źródła problemu. Opierajmy się na zaufaniu i dialogu. Prawdopodobnie w większości przypadków to zadziała. Zamiast konfliktu, wypracujemy współpracę, na której najbardziej skorzysta nasze ukochane dziecko. Warto pracować z dzieckiem, opierając się na zaleceniach nauczyciela, jeśli taka praca jest niezbędna. Rozmawiać, cenić dobre rady i słuchać wskazówek. Jeśli jest potencjalny konflikt – poprośmy o indywidualne spotkanie, nauczyciel może nie móc lub nie chcieć poświęcić przerwy na rozmowę z nami – często ma wtedy na przykład dyżur. To samo po zajęciach – w końcu i nam spieszy się po pracy do domu. Wykazujmy odrobinę szacunku dla czyjegoś czasu. 

2. Prawo rodzica.

Po publikacji tekstu „Trafiło mi się trudne dziecko” dostałam mnóstwo komentarzy od rodziców właśnie takich dzieci. Trudnych. Dzieci, które nigdy nie siadają, których wszędzie jest pełno, które mają nadmiar energii, nie słuchają, nie potrafią się podporządkować, a jednocześnie są nad wyraz inteligentne, uczuciowe i mądre. Rozrabiają ale i kochają na zabój. I my, rodzice takich dzieci, musimy je chronić. Nie, nie pozwalać im wchodzić sobie na głowę i na ślepo tłumaczyć każde ich nieodpowiednie zachowanie. Mamy obowiązek przede wszystkim wychować, trudne dzieci jeszcze rzetelniej, niż każde inne dziecko. Od tego wszystko zależy. Ich przyszłość, traktowanie przez innych, a w końcu jakieś, choćby nawet fragmentaryczne, dostosowanie do reguł panujących w klasie, w szkole, na podwórku, w życiu.

Żądajcie przykładów, jeśli trzeba, udokumentowanych na piśmie. Nie zgadzajcie się z pejoratywnymi określeniami w stosunku do swoich dzieci. Jakie to jest dziecko niegrzeczne proszę Pani? Co to dla Pani oznacza? Nie zgadzajcie się na obojętne traktowanie rutyny swojego dziecka. Ono wcale nie musi na siłę przystosować się do całości rozkładu pracy przedszkola. Dziecko nie może być ZMUSZANE do spania! Placówka ma obowiązek zapewnić mu opiekę, nawet wtedy, kiedy inne dzieci śpią, czy pływają, kiedy nasze nie może. Kwestia spania, umiejętności korzystania z toalety, czy samodzielnego jedzenia, wymagają w miarę indywidualnego podejścia. Nie WOLNO napiętnować dziecka, które nie zdążyło do toalety lub oblało się zupą! Warto zachęcać i motywować, a nie wyśmiewać i karać.

Wymagajcie, aby dziecko NIE było Wami straszone. Powiem mamie, zobaczysz, jak tata przyjdzie, w domu to się dowiesz. Nadal zdarza się to nagminnie. Jeśli nie życzycie sobie, aby dziecko dostawało pieczątki za dobre, lub złe zachowanie, możecie się i temu sprzeciwić i zaproponować inny rodzaj pochwał. Wytłumaczcie bezsens wymagania przez Panią, aby sytuacja z udziałem Waszego dziecka, która wydarzyła się o 8 rano, będzie rozwiązana w domu. To jest OBOWIĄZEK placówki, aby sobie z nią jakoś poradzić wtedy, kiedy się wydarzyła. Nie każdy z nas może wyjść z pracy o dowolnej porze. Nie zgadzajcie się na zmuszanie Waszych dzieci do jedzenia potraw, których nie lubią. Jeśli dziecko absolutnie odmawia jedzenia czegoś w domu, w przedszkolu też nie będzie tego jadło. Nie pozwalajcie, aby ktoś kładł na dziecko nacisk występowania na przedstawieniach i uczęszczania na zajęcia, na które nie chce chodzić. Na przedstawieniach zawsze ktoś może przecież robić za “tło” lub wierszyk powiedzieć razem z bardziej śmiałą koleżanką. 

Ciągle piszą do mnie mamy, które maja dość. Mają dość przedszkola, czy szkoły, w których kadra obwinia je za złe wychowanie swoich dzieci, bez żadnego dialogu, pomocy, czy nawet chęci zrozumienia danej sytuacji. Wychowawczyni, która już od progu atakuje je historią, która wydarzyła się o 9 rano, a na którą rodzic ma zareagować o 16. Ciągłym utyskiwaniem, że dziecko jest niegrzeczne, nie słucha, bije kolegę, który odebrał mu autko. Codziennymi telefonami z przedszkola, bo syn jest niegrzeczny. Bo nie chce jeść. Nie zje w przedszkolu, nadrobi w domu!

Drodzy rodzice! Nie dajcie się! Kadra w placówkach oświatowych ma być wykształcona i profesjonalna. Tak, jak nas, rodziców, NIKT nie przygotował na sprawowanie tej najtrudniejszej życiowej roli, tak nauczyciele mają przynajmniej 5 lat, choćby suchej teorii za sobą. Powinni wiedzieć lepiej i potrafić pomóc! Nie pozwalajcie absolutnie, aby Wasze dziecko było przy i przez innych krytykowane, ośmieszane i etykietowane. Pytajcie jaki plan ma placówka na dziecko, które wymaga więcej uwagi. Czy tylko Wasze dziecko broi? Jakoś mi się nie wydaje! Pytajcie gdzie była Pani w czasie, kiedy Wasze dziecko coś robiło, dlaczego dziecko, które od roku nie śpi, jest zmuszane do spania, co macie zrobić z czterolatkiem, dla którego 3 godziny to jest wieczność i pouczanie musi odbyć się zaraz po fakcie, a nie całe wieki później. W końcu jaki wpływ macie na fizjologiczne zachowania swoich dzieci, typu moczenie? Zamiast ciągłych ataków, domagajcie się opinii psychologa, skierowania do poradni, konsultacji z logopedą. Warto być asertywnym. Nie kłócić się ale spokojnie wymagać przestrzegania swoich praw i ludzkiego traktowania siebie i dziecka. Dziecko oczywiście musi się przystosować do reguł panujących w grupie, ale przecież może pokazać też odrobinę indywidualności, jeśli nie robi tym nikomu krzywdy. 

Na lawinę negatywów próbujcie pytać, czy może jest jednak coś dobrego, co o każdym człowieku można powiedzieć?! Może pora te właśnie cechy odnaleźć w Waszym dziecku i to na nich się skupić? Z mojego doświadczenia wynika, że to niestety ogromny deficyt, a przecież świat ceni sobie różnorodność. Choć, zapewne, w grupie, w której wszystkie dzieci są nieśmiałe i zastraszone, na pewno pracuje się łatwiej. Tylko czy o to nam wszystkim chodzi? 

Co robić?

Jeśli sprawy nie da się polubownie załatwić z nauczycielem, zwróćcie się do dyrekcji, a potem do kuratorium. To Wasze PRAWO. Sugeruję jednak zawsze najpierw dialog, spokój i pokazanie chęci współpracy i wypracowania kompromisu. Kłótnia, szczególnie, jeśli placówki nie można zmienić, może niestety przynieść odwrotny od zamierzonego efekt. 

Wszystkim nam życzę dużo siły. Nasze dzieci zasługują na najlepszą opiekę i my, rodzice, musimy tego dopilnować. Powodzenia.

Nauczyciele! Wiem, że Wasz zawód jest niewdzięczny. Możecie jednak tak wiele. Zamiast traumy, możecie przyczynić się do wychowania lepszych ludzi. Który inny zawód ma taki przywilej? Rodzice nie chcą niczego innego, jak tylko dobra własnych dzieci, a Wy możecie im w tym pomóc (i sobie trochę też). 

Pomóżmy sobie nawzajem. Nasze dzieci, nasza przyszłość, jest w naszych rękach.

Mama trudnej trójki.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!