Dzieci powinny rodzić się z miłości, nie z agresji, traumy, wypadku niedziałającego środka antykoncepcyjnego, czy z braku innego wyjścia i przymusu. Nie ze strachu przed konsekwencjami i obawą przed więzieniem. W sumie to miałam zamiar nie marnować czasu na dywagacje nad projektami zaostrzenia prawa antyaborcyjnego. Ale nie mogę przejść nad tym obojętnie, udawać, że nie ma problemu.
Jestem pewna, że wiele polskich kobiet sobie poradzi. Podziemie antyaborcyjne było i będzie. Te, które mają odwagę, zaryzykują swoim zdrowiem, życiem, wolnością i pozbędą się ciąży. W końcu robią to przecież od lat. Te, którym tej odwagi, pieniędzy, czy zaradności braknie, powołają do życia dziecko, którego możliwe, że nigdy nie będą umiały pokochać.
Moi rodzice mnie kochają. We wszystkich ciężkich sytuacjach życiowych towarzyszyła mi ta bezpieczna myśl. Są, pomogą, wspierają, nawet wtedy, kiedy byłam po drugiej stronie globu. Nie wyobrażam sobie przyjścia na ten świat w sytuacji, kiedy nikt cię nie chce. Jesteś nikomu nie potrzebny, nikt cię nie wita, nikt się nie cieszy, że oto jesteś. Od pierwszych świadomych chwil swojego życia zdajesz sobie sprawę, że jesteś szmatą, rzeczą, która zniszczyła życie swojej matce. I jest ci to wypominane przy każdej możliwej okazji. Czy ktokolwiek o zdrowych zmysłach naprawdę sądzi, że życie jest cudowne, kiedy nikt cię nie chce? Życie w bidulu jest usłane różami? A może czekanie, aż w końcu jacyś mili państwo zabiorą cię do ładnego domu jest przyjemnie? Taki to właśnie cud. Jeśli kiedyś pozbierasz się z ciężkiej depresji, agresji, traumy niechcianego dziecka, przejdziesz przez lata terapii, na której w końcu nauczysz się nie bać innych ludzi, uwierzysz w siebie na tyle, że wyjście na ulicę nie będzie bolesne, może wtedy zobaczysz, że czasem świeci słońce. Może. A może przez całe życie będziesz okaleczać siebie i innych, bo inaczej nie umiesz.
Do miłości zmusić nikogo się nie da. Wielu było już takich, którzy próbowali. Niestety, ani królestwa, ani zamki i bogactwo wszelkie nikogo jeszcze nie zmusiły do kochania kogoś. Trwania przy nim, tak. Do miłości, nie. A co ma dziecko? Jako matka powiem, że pierwsze dwa lata życia moich dzieci zlały mi się w jeden ciąg kupa-butelka-sen-spacer-kąpiel-kupa. Kiedy teraz oglądam zdjęcia z tego okresu trudno mi czasami uwierzyć, że w naszym życiu działo się coś innego. A przecież kocham moje dzieci nad życie, a one rosły, z czasem uśmiechały się na mój widok, wołały mama, świadomie potrzebowały mojej obecności. Tego wszystkiego trzeba bardzo chcieć, żeby pokochać, żeby się w tym odnaleźć. I żeby dziecka o nic nie obwiniać.
Można nie chcieć kolejnego dziecka. Ja na przykład nie wyobrażam sobie kolejnej ciąży i porodu, a co najważniejsze – nie wyobrażam sobie powiększenia naszej rodziny o kolejne dziecko. Mam trojaczki i nie mam siły, nikt mi nie pomaga, czasami ogarnia mnie bezsilność, są dni, kiedy ogarnia mnie rozpacz. Możliwe, że kolejna ciąża również byłaby mnoga, możliwe, że dziecko miałoby się urodzić chore, ja już teraz ledwo daję radę!
Załóżmy jednak, że kobieta posiadająca już wielodzietną rodzinę, zaszłaby w ciążę, która zagrozi jej życiu i zdrowiu. Możliwe, że w wyniku takiej ciąży umrze, bo prawo zarodka w naszym kraju będzie silniejsze niż prawo matki do życia. Pozostałe dzieci zostałaby bez matki. Nie wiem kto i jakimi słowami mógłby im to kiedykolwiek wytłumaczyć, wynagrodzić. Nie wiem w ogóle, co by się wydarzyło, bo przecież ktoś musi pracować, załóżmy, że nie ma babć w gotowości, ojciec wychodzi na cały dzień do pracy. Czy zwolennicy pro-life, którzy stoją teraz na czele tych pomysłów, przyszliby podać mu pomocną dłoń w samotnym wychowaniu gromadki dzieci?
Załóżmy, że urodzi się dziecko chore, które całe swoje życie wymagałoby 100% uwagi matki. Kto zająłby się pozostałymi dziećmi, kiedy ona spędzałaby długie miesiące w szpitalach? Czy dziecko, którego życie byłoby tylko ogromną traumą i cierpieniem jest ważniejsze niż życie już istniejącej, wielodzietnej rodziny? Czy oni się nie liczą, a jakość ich życia jest dla Państwa drugorzędną kwestią? Doskonale przecież wiadomo, że pomoc Państwa w przypadku osób chorych jest znikoma.
Adopcja. Argument za. Adopcja to piękne słowo. Widzimy smutne dziecko, smutną parę nad kolejnym negatywnym testem ciążowym. Potem to samo dziecko wesołe, w nowym, kochającym domu u pachnących państwa. Ty nie pokochasz, ale wiele rodzin czeka na dziecko. Z tym argumentem się zgadzam. Oczywiście. Niestety doskonale też wiem, że dzieci chore nie są tak chętnie adoptowane. Wierzysz, chodzisz do Kościoła, jesteś przeciwnikiem aborcji. Możliwe, że domy dziecka, ośrodki wychowawcze i rodziny zastępcze staną się wkrótce pełne zniekształconych, niechcianych, znienawidzonych, nikomu nie potrzebnych, ciężko chorych dzieci. I teraz wyobraź sobie, że ktoś puka do Twoich drzwi i mówi – proszę bardzo, oto dziecko. Pochodzi z brutalnego, zbiorowego gwałtu na 11 letniej dziewczynce, która zmarła przy porodzie. Obarczone jest wieloma wadami genetycznymi, nigdy nie będzie chodziło, mówiło, korzystało z toalety, nie jest w ogóle świadome świata. No, to powodzenia, cześć! Rozumiem, że z automatu rodzą się w Tobie instynkty rodzicielskie? Kochasz, bo to przecież dar od Boga? Przecież wierzysz, wierzysz bardzo, że każde życie warto uratować. Nie chcesz tego dziecka? Jak to! MUSISZ chcieć! Zresztą, to nieważne. Nikt przecież nie spyta Cię o zdanie.
Musisz, jak ciastka, robić dzieci. Bo masz pecha mieszkać w dziwnym kraju. Kraju absurdów, w którym za 20 zł nic nie kupisz, ale za butelkę wódki wiele załatwisz. Sytuacje przymusowego rodzenia dzieci staną się udziałem wielu rodzin. Każda kobieta w wieku rozrodczym, Twoja matka, siostra, żona, kuzynka, może stać się ofiarą gwałtu, być w ciąży zagrażającej swojemu życiu lub w ciąży z nieodwracalnie chorym dzieckiem. Nikt nie ma immunitetu.
Adopcja jest jakimś wyjściem, ale przecież wiemy, że w naszym kraju kobiety, które oddadzą swoje dziecko czeka lincz. Jej psychika, sytuacja życiowa, trauma się nie liczą. Jest za to wytykanie paluchami – suka, która oddała. Jak tak można, własne dziecko oddać. Wiem, co mówią obrońcy życia. Wiem i proszę schować ckliwe historyjki. Nawet Pani Godek wychowuje własne dzieci, nie adoptowane. Ci wszyscy głośno krzyczący – podzielcie się informacją, ile adoptowanych dzieci wychowujecie.
Samotna matka, to brzmi dumnie. Bo przecież w wielu wypadkach niechcianej ciąży (lub urodzenia dziecka ciężko chorego) kobieta zostaje z problemem sama. Kobiety muszą na swoich barkach znosić odpowiedzialność za seks, za gwałt. Urodzi, w bólu i strachu, samotnie, a potem będzie po sądach dochodziła kilkuset złotych alimentów. A często i tak ich nie dostanie, bo on nie ma. Kara za karą. Możliwe, że w naszym kraju stanie się tak jak w innych krajach trzeciego świata – urodzenie dziewczynki będzie jak piętno. Bo kobiety będą miały gorzej, ich istnienie zostanie spłycone do roli reproduktora.
Jestem za aborcją, podobnie jak za eutanazją i prawami homoseksualistów. Jestem za szeroko pojętą wolnością decydowania o SOBIE! To, że ktoś kocha pana czy panią, nie robi w moim życiu żadnej różnicy. Niech każdy ma wybór. To jego życie, jego sumienie, jego decyzje, jego wyrzuty sumienia. Mogę sobie myśleć o tym co chcę, ale nie mogę, nie mam prawa, decydować za kogoś. W swojej skromności przyznaję, że po prostu nie wiem lepiej, co dla kogoś jest najlepsze. Moje dylematy moralne, wyrzuty sumienia, poczucie winy, czy krzywdy, to moje odczucia. I dopuszczam do siebie, że ktoś może to myślenie mieć inne. Nie wiem też, co czuje kobieta w ciąży po gwałcie, lub kobieta, która się dowiaduje, że dziecko w jej łonie nie ma mózgu. Po prostu nie wiem, więc nie osądzam.
Wydaje mi się, że zapominamy o tym, że decyzja o aborcji nie jest łatwa i o niej się szybko, możliwe, że nigdy, nie zapomina. Ta trauma może nie minąć, pytania „co jeśli” i „czy było inne wyjście” mogą nie doczekać się odpowiedzi. To są ludzkie dramaty, a nie proste i beztroskie, czarno-białe decyzje. Jednocześnie zakładam, że można czuć, że nie ma innego wyjścia i ta decyzja jest jedyną możliwością. Aborcja zawsze będzie rodziła wiele sprzecznych uczuć. Bo to jest cholernie trudny moment dla każdego, kto się z nią zmierzy. I obiektywnie nigdy nie będzie najlepszego rozwiązania.
Wychowanie dziecka to ogromna odpowiedzialność, na całe życie. To rodzice pokazują, jak żyć, kreują psychikę. Jeśli jednak rodzice nadal sami są dziećmi? Jeśli wychowali się w traumie patologicznych rodzin? Jeśli sami nie wiedzą jak żyć? A co jeśli nie znoszą dzieci, czują do nich wstręt i obrzydzenie? A jeśli chorują na rzadkie choroby, które mogą być przekazywane genetycznie? Czy mimo to, mają rodzić?
Chciałabym, aby Polska była wolnym krajem. Krajem, w którym Kościół najpierw zajmuje się naprawą swoich wewnętrznych struktur, w tym szerzącą się pedofilią wśród księży i pragnieniem władzy i dóbr materialnych, a dopiero potem grzebaniem w sumieniu i majtkach kobiet. Chciałabym, aby ktoś, kto sam nie ma rodziny, a więc tak naprawdę nie wie jak to jest rodzić, czy spać na ziemi w szpitalu, obok chorego dziecka, gdzie rodzic traktowany jest jak śmieć, któremu nawet koc, czy posiłek nie przysługuje, nie decydował w moim imieniu. Ten sam ktoś nie wie po prostu jak to jest patrzeć na cierpienie swojego dziecka. Nie wie jak to jest nie mieć czym swojego dziecka nakarmić. Nie wie w końcu, jak to jest zostać zgwałconą lub być gwałconą stale przez ojca swoich dzieci, który potem nie wraca długimi miesiącami zostawiając nas z gromadką dzieci bez środków do życia. Dobre słowo duchownego wtedy nie wystarczy.
Za próbę aborcji pójdziesz do więzienia. Gwałciciel nie, to dobry człowiek, ale trochę zbłądził, on dostanie wyrok w zawiasach, Ty traumę na całe życie i karę. W końcu i tak to pewnie wina kobiety. Przecież prowokowała. Ofiara gwałtu powinna dostać wsparcie. Nie nakaz urodzenia dziecka, które całym swoim istnieniem, codziennie, będzie jej przypominało o traumatycznym przeżyciu, którego doświadczyła. Gwałt, który skutkuje ciążą, to najgorszy rodzaj upodlenia, po którym ból nigdy nie mija. To nie siniak, który zejdzie, czy rana, która się zabliźni. To, co dzieje się z ciałem kobiety w ciąży, cały czas przypomina jej o tym, co się wydarzyło. Skazywanie na rozpamiętywanie w nieskończoność tragedii, której stała się udziałem to katowanie, gwałt psychiczny, prawdopodobnie gorszy od samego aktu. Załóżmy, że gwałt będzie aktem kazirodztwa w dodatku na nieletniej. Wracamy po urodzinach z dzidziusiem pod pachą do wspaniałego, kochającego domu, w którym tatuś kopuluje z kim i kiedy chce. Czy tak wyobrażamy sobie normalnie funkcjonujące społeczeństwo? Zmuszanie kobiet do rodzenia dzieci pochodzących z gwałtu to zwyczajne torturowanie.
To nie jest ustawa chroniąca życie. Bo wiele z tych bytów to będzie tylko wegetacja, okupiona cierpieniem dziecka, jego rodziców i krewnych. Powolne czekanie na śmierć w męczarniach. Nie każdy potrafi stać się rodzicem dziecka głęboko upośledzonego. Nie każdy brat czy siostra będzie chciał opiekować się niepełnosprawnym rodzeństwem, kiedy rodziców zabraknie. Życie, z góry skazane na cierpienie, wykluczenie i ubezwłasnowolnienie, bez szans na normalność, nie jest życiem wartym walki. Czyjejkolwiek. Zmuszanie do tego kogokolwiek uważam za sadystyczne znęcanie się. Nad matką, która wie, że urodzi dziecko niezdolne do życia i nad dzieckiem, które umrze w bólu i cierpieniu. Powolnym cierpieniu, bo przecież eutanazja w Polsce jest zakazana.
Może w naszym kraju, zamiast ochroną zarodków, czas zająć się dziećmi maltretowanymi w domach, dziećmi, które są upodlane przez własnych rodziców, czy opiekunów. CODZIENNIE czytamy o szokujących zbrodniach, których ofiarami są dzieci! Może w naszym kraju należy zająć się dziećmi, które nie mają środków na rehabilitację, czy operację ratującą życie lub poprawiającą komfort życia? I może w końcu pomoglibyśmy osobom, które naprawdę pragną dziecka, finansując in-vitro i przyspieszając procedury adopcyjne? Te dzieci urodzą się w pełnych, kochających rodzinach.
Dzieci nie są winne. Rzeczywiście, to nie jest wina nienarodzonych dzieci, że matka ich nie chce. Ale też i ona swoim ciałem powołuje je do życia i to ona może zadecydować, że swojego życia, czy zdrowia, nie chce im oddać. Jakim prawem o tym miałby decydować ktoś inny? Chciałabym żyć w kraju, w którym jestem traktowana jak człowiek, który ma wybór. A nie tylko jako macica z otoczką bezmyślnego mięsa, z którą ktoś inny wie lepiej co można zrobić.
- W poście nie mówię o wadach typu zespół Downa, z którymi można jednak wieść w miarę normalne, szczęśliwe życie. Nie wypowiadam się również o aborcji rozumianej jako środek antykoncepcyjny, która może rodzić sprzeciw. To nie moje życie i nie mój dylemat moralny. Nie chciałam również obrazić głęboko wierzących, ani obrońców życia. Dla Was mam jedną przesłankę. Nie chcesz aborcji, to jej sobie nie rób. Amen.
- Pisałam ten post 4 lata temu, dziś mamy 15.04.2020 – nie wierzę, że nadal musimy przerabiać te brednie. I to w dobie koronawirusa, który, jeśli nie zabierze nam bliskich lub nie zagrozi naszemu życiu, gospodarczo pogrąży nas wszystkich. Czy nie można ratować innych, a od kobiet zwyczajnie się odwalić?
Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i
- Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
- Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
- Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
- Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!