Budzik dzwoni o 6 z minutami. Mam wrażenie, jakbym położyła się sekundę temu. Dzień jak co dzień w sumie. Zerkam na Librusa.
Jakiś ojciec proponuje medytacje dla rodziców, ktoś inny podsyła linki do warsztatów z zarządzania czasem dla młodzieży. Ktoś sugeruje, że dzieci niedostymulowane, biedne takie same siedzą, może klasowe ognisko on line urządzić? Od razu sobie wyobrażam, że mogłabym w sumie machnąć ognisko w salonie, w tej dodatkowej, 25 godzinie w ciągu doby, czemu w sumie nie. Jest jakiś plus. Zrobimy parówki na patyku i kolacja z głowy!
Wychowawca nie odpuszcza. Zadanie domowe, zadanie dodatkowe, zadanie dla chętnych, zadanie dla zmotywowanych, nowa lektura i test. I jeszcze przypomina, żeby zadania na bieżąco dosyłać, bo stopnie wystawia. Proszę Państwa, proszę również pamiętać, żeby dzieci nie cisnąć. Sytuacja jest ciężka dla wszystkich. Czas razem jest teraz najistotniejszy! A jak brakuje pomysłów, to Pani od wuefu wysłała wiele ćwiczeń, można sobie porobić, razem, tylko proszę nie zapomnieć podesłać potem filmiku! Aha, konkurs jest, może by dzieci chciały wziąć udział? Dzieci może i by chciały, ale w obecnym stanie matka nie ma ambicji zostania prymusem. Czy ja od marca nie uczestniczę w jakimś dodatkowym konkursie???
Dzieci urzędują już w kuchni. Tościk ledwo udźwignie tonę masła orzechowego, ale dopóki same robią śniadanie, olewam. Poleje się potem szlauchem.
O 8 rozpoczynamy zajęcia, Internet ledwo dyszy, dziś raczej nie zadziała, pięciu osób na chacie nie uciągnie. Dzieci znudzone, jeden uczeń włożył drugiemu ołówek do oka, ktoś zszedł do parteru i zamiast mnożenia wykonuje trening negocjacji. To znaczy próbuje odebrać psu swojego buta. W czasie kiedy ja próbuję się połączyć, dzieci urządzają bitwę na poduszki. Są ranni, po spotkaniu trzeciego stopnia z kantem stołu, krew się leje ciurkiem. Zerkam na zegarek. Czy jeszcze za wcześnie na kieliszek wina, skoro nerwy już zszargane?
Zerkam na telefon. Klient prosi o przynajmniej trzy scenariusze najnowszej kampanii. Tak na szybko, coś innego, coś zaskakującego, coś kreatywnego! Pani Dagmaro, liczymy na Panią! Tymczasem zaskakuje mnie pranie w pralce. W mojej głowie, w której aktualnie słychać tylko głośnie buczenie, z żadnej czeluści nie pojawia się nawet podpowiedz kiedy i z jakiego dnia to pranie? Robiłam jakieś pranie w ogóle? Zaglądam, rękami macam, suche! Czyżby już tyle leżało, że aż samo wyschło? A może włożyłam i nie nacisnęłam start? Wszystko jest możliwe, w końcu nie wiem nawet jaki jest dzień tygodnia, czy wtorek, czy luty, to skąd mam wiedzieć cokolwiek o praniu?
Lekcje trwają. Pomiędzy mamo jak się pisze jaskółka, a mamo co ten Doktor Dolittle robił w Afryce i mamo jak to będzie „write a sentence with would and wood”, kuchnia serwuje śniadaniówkę, kolacja się robi. O 13 poszły już dwie pełne zmywarki, a nienażarty tłum co 10 min pyta o której kolacja. Czy za picie w pracy nauczyciel na nauczaniu domowym dostanie dyscyplinarkę?
Po 5 godzinach nauki on line salon wygląda jak po przejściu tornado. Wszędzie walają się zeszyty, książki, ćwiczenia, nawet z przedmiotów, których dziś nie było, skrawki ciętego papieru, resztki niedojedzonego jedzenia, jakieś kable, mata do ćwiczeń, buty. Przewracam oczami. Poleje się potem szlauchem.
Stary, pracujący dwie kondygnacje od epicentrum, wysyła z góry smska „czy można prosić o kawę” i dwa serduszka. Można, piiiip piiiip, myślę sobie, ale posyłam, przez dzieci. Taka mała słodka zemsta, niech mu wtargną z pieśnią na ustach w jakiegoś strategicznego calla.
Trochę zbieram, żeby się przejść dało, ale czy jest sens, skoro już za chwilę będą! Będą warsztaty. Oczywiście kreatywne. Nie można bowiem dopuścić do sytuacji, w której dzieci przez ten trudny okres cofną się choćby o krok w swoich zdolnościach manualnych. A skąd, wręcz przeciwnie! Teraz trzeba nadrabiać, stawać na głowie i w domowym przedszkolu lecieć do przodu z materiałem, żeby Ci potem nie powiedzieli, żeś wyrodna, bo próbowałaś pracować w tym czasie, kiedy bombelki potrzebowały Cię najbardziej! Praca jest dla mięczaków. Będziemy ciąć, lepić, malować, rysować, śpiewać, ćwiczyć, tańczyć i skakać po krzesłach.
Jedną ręką wycinam bociana na projekt o wiośnie, który pani z plastyki zadała na zadanie domowe. Drugą ręką podaję kanapeczki, bo stado wygłodniałych wilków kategorycznie odmawia współpracy, musi być żarcie, inaczej legną pokotem i zadanie niet. Nogą mieszam zupę na obiad, w telefonie pomiędzy uchem, a barkiem ustalam z lekarzem, że ta dziwna wysypka na ręce u córki to tylko uczulenie na trawę. Git. Już, już mam zaczynać jogę dla dzieci, której odrobienie zadał pan z wuefu, kiedy dzwoni klient. Oczami z tyłu głowy widzę wyraźnie, że szarańcza akurat pobiła się o kawałek podłogi, w tle słychać dzikie ryki, krzyki, piszczenie i biadolenie, babeczka po drugiej stronie kabla grzecznie proponuje, że może zadzwoni w innym terminie. Ależ skąd, przecież od czego mam kibel! Zamykam się na klucz, staję z dala od drzwi, w które pukanie przybiera na sile i ustalam szczegóły współpracy. Na koniec się żegnamy, niestety jeszcze nie wcisnęłam czerwonej słuchawki, jak już wydarłam się na cały regulator: Cisza! Spokój! Odejść od drzwi! Rozejść się! Robię kupę! Nic dziwnego, że za 15 min przychodzi mail z pełnym troski „Pani Dagmaro, czy u Pani wszystko w porządku”? Nie, kurła. Nie. Jestem tak daleko od wszystko w porządku, że zdaje mi się, jakby to zdanie było w języku suahili.
Siadamy do matmy. Niby skończyłam studia techniczne i dwa fakultety, ale nie potrafię ośmiolatkowi wytłumaczyć dlaczego 18 plus 2 jest 20, skoro 15 plus 5 też jest 20. Do faktu, że 16 i 4 też jest 20, nie sięgam, to poza moje siły. Zrobienie strony ćwiczeń zajmuje nam godzinę. W tym czasie delikwent był spragniony, głodny (Gdzie oni to mieszczą? Może dokarmiają dzieci sąsiadów?), musiał siusiu, bolał go łokieć i spadł z krzesła. Dwa razy. Kiedy już opanowaliśmy siedzenie na krześle i prymitywne potrzeby fizjologiczne, okazało się, że w promieniu domu nie ma ani jednego ołówka. Ani długopisu. Ani nawet kredki. Ni ma, skubnęli, może pies zeżarł.
Trzy posiłki dalej, pięć zadań domowych temu nadal jest DZIŚ. Ja prdl. Ratunku. Już na pewno można winko. Ale nie, dopiero 15ta. Idę zmęczyć materiał, wypada na rower. Gdzie kask, gdzie maska, gdzie bidon. No dobra, mamy to. Wyjeżdżamy po 45 minutach pindrzenia za bramkę, dziedzic przystaje. Mamo, buty mnie cisną. Ale jak to, przecież niedawno kupione. No tak mi się tu zrobiło, o, tu. Ściąga buty, a tam goła noga, krew broczy. Czemu nie masz skarpetek? Się mi zapomniało się. Nie mogłem znaleźć. A gdzie szukałeś? Cisza. Jechać się nie chce. Wszystko boli, nudno, mamo, mamo, mamo, wracajmy do domu. Dlaczego Ty zawsze wymyślasz jakieś sporty, kiedy inne dzieci po prostu siedzą w domu i grają w gry??? Nikogo włosy już nie bolą, kiedy na horyzoncie pojawia się budka z lodami. Nie można loda, bo przecież maska, kochane dzieci, wyjaśnia pani. Ale mamusia może Wam kupić i zjecie w domu! Dzięki temu wracamy do domu w tempie odrzutowca.
Budowa rakiety do wysyłki w kosmos postępuje w ogródku. Dziś montuję półeczkę na winko w samym środku. W końcu jak już się wystrzelę, to w doborowym towarzystwie. Próbuję pracować, pomiędzy jednym zdaniem, a drugim, dzieci zadają mi tysiąc pytań. Czy mogę jeszcze jednego loda, czy mogę pograć na komputerze, czy mogę to, czy mogę tamto, mamo, mamo, mamo. MOŻESZ! W końcu kapituluję, bo jednego zdania logicznego nie mogę sklecić. Może ja też powinnam się cofnąć do podstawówki? Oglądają film, w końcu tatuś schodzi ze swojej twierdzy, szybko kolacja, reszty nie pamiętam, bo jadę na autopilocie.
W końcu padam na sofę, czule ściskając kieliszeczek wina. Patrzę na starego, który znowu udaje, że czegoś tam szuka w telewizorze. Pewnie tego filmu, którego znowu nie obejrzymy. Przyciąganie poduszkowe w naszym domu aktualnie wygrywa ze wszystkimi filmowymi produkcjami. Zerka z tęsknotą na mój kieliszek. Przez głowę na szybko przebiega mi myśl, że jak mnie poprosi, żebym i jemu nalała wina, co będzie ode mnie wymagało podniesienia tyłka, obiecuję, odgryzę mu głowę.
Budzę się o 3 nad ranem w ubranku, na sofie, stary miarowo piłuje do ucha, Netflix z troską pyta, czy kontynuować oglądanie. Och, jaki wspaniały mamy teraz czas! Można naprawdę docenić życie w wolniejszym rytmie, myślę, wlekąc gnaty do sypialni! Z tych nudów może zabiorę się za naukę origami…
Zdjęcie: https://gratisography.com/photo/silly-woman/