Podróże bez dzieci.

Odbyłam w ostatnim czasie dwie podróże bez dzieci. I jakże się cieszę, że nie wlekłam tam ze sobą dzieci! Oczywiście pojawiły się od razu głosy, że jedna z drugą nie chcą bez dzieci podróżować, bo nie ma z kim zostawić, bo za bardzo się tęskni, bo chce się dzieciom pokazywać świat, bo tylko wyrodne matki wyjeżdżają i zostawiają dzieci same z ojcem.

Ja też chcę pokazywać dzieciom świat. Proszę nie zrozumieć mnie źle. Marzę o tym, aby dzieciom pokazać jak najwięcej. Już w swomim krótkim życiu były we Włoszech, w Grecji, w Signapurze, na Bali, w Australii, w Dubaju i nawet na Słowacji. I to nie jest koniec. Ale są takie miejsca i takie podróże, w które dzieci nie zabieram. Nie tylko dlatego, że taką po prostu mam filozofię życiową, że dorośli potrzebują swojego czasu i przestrzeni i to samo powinni zapewniać swoim dzieciom. Od małego pozwalałam dzieciom na samodzielne zabawy na placu zabaw, od małego też uważam, że bar, czy elegancka restauracja po godzinie 22, to nie są miejsca dla dzieci.

To samo tyczy się podróży. I Lizbona i Sycylia, które zwiedziłam w listopadzie, według mnie nie spodobałyby się dzieciom. Bo moje dzieci nie doceniają jeszcze zabytków, starych kamieniczek i muzeów. Mają w nosie zachwyt nad kościółkami i architekturą. No i nie dla nich łażenie godzinami i włóczenie się po starówkach. Jeśli nie dla nich, to niestety dla mnie aktualnie z nimi też nie, bo nie chcę zwiedzać w stresie, pośpiechu i jękach, bo się panicz nudzi.

Oczywiście, byłam z dziećmi na przykład w Wenecji. Odbieram to zupełnie inaczej, niż teraz, bo w tej Wenecji mieliśmy wózki. Małe nóżki nie bolały na każdym kroku, bo małe nóżki były wożone, a ta Wenecja to był jeden dzień z dwóch tygodni na basenach i zjeżdżalniach, w ultra rodzinnej atmosferze, idealnej dla maluchów. W miejscach, do których świadomie zabieram dzieci, są jakieś dla nich rozrywki. Powiem szczerze – może to dziedziczne jest? Bo w wieku 8 lat najbardziej na wakacjach ze starymi interesował mnie basen i lody. I było mi obojętne, gdzie to będzie, byle były duże. Wszystko inne było nudne. Niech pierwszy skomentuje ten, który na wycieczce z klasą na Panoramę Racławicką najbardziej nie cieszył sie tym, że zje fryty z maka?

Na pewno każdą podróż da się tak zaplanować, żeby pasowała dzieciom, sama wielokrotnie tak robię, w sierpniu zaliczyliśmy kilka dni w Singapurze, totalnie pod dzieci, od początku do końca, cały dzień robiliśmy rzeczy dla dzieci. Tylko co w sytuacji, kiedy ja nie chcę każdej światowej stolicy zwiedzać, zaczynając od placu zabaw, akwarium czy parku rozrywki? Są podróże rodzinne, są podróże we dwoje, w końcu są i takie, które ma się ochotę odbyć w pojedynkę. I wspaniale przecież, że życie daje nam takie opcje. To wcale nie świadczy o byciu wyrodnym egoistą. 

I powiem szczerze, że włócząc się po uliczkach Palermo wcale nie myślałam, że tak mi przykro, że nie widzą go dzieci. Zwiedzając Teatro Antico w Taorminie wcale nie dziwiłam się czterolatce obok, która była nieznośna. Przecież dla takiego dziecka to kupa kamieni, nawet jeśli rodzice uważają, że to mały koneser sztuki (pewnie są celebrytami, bo tylko dzieci celebrytów w wieku lat 3 kochają muzykę poważną, galerie i rzeźby, normalne dzieci w tym wieku lubią świnkę Peppę i słowo kupa). Nie dziwiłam się też wcale, kiedy na głośnym targu Mercado w Lizbonie nie było dań dla dzieci, za to z każdego rogu lało się wino, a z głośników salsa. Podobne przeżycia miałam w Rzymie, Paryżu, Nicei, czy Barcelonie.

Patrzę na wiele spraw przez pryzmat własnych doświadczeń. I po prostu nie polecę na degustację wina do Porto z dziećmi. Ale już chętnie pokaże im Londyn, w którym jest dla nich wiele atrakcji. Nie będę dzieci wlekła na koncert Katy Perry, bo znają jedną piosenkę, a potem narzekała, że ktoś wylał im o godzinie 23 na buty piwo. Ja po prostu nie lubię sobie strzelać w kolano. Jest mnóstwo miejsc i przeżyć, które chcę pokazać dzieciom. Na resztę przyjdzie im poczekać. W końcu sama pierwszy raz samolotem leciałam jako studentka, nasze dzieci są i tak lata świetlne do przodu!

A w wyjściach i podróżach bez dzieci, oprócz całej gamy przeżyć, budzenia się o dowolnej porze, picia winka kiedy nam się zachce, leniuchowania, jedzenia dziwnych rzeczy, chodzenia spać późno i pokonywania kilometrów pieszo bez słowa narzekania, jest coś fajnego – można za tymi naszymi kochanymi dziećmi zatęsknić!

 

 

    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Zapisz się do Newslettera. Dzięki temu prosto na swoją skrzynkę dostaniesz info o nowościach i będziesz zawsze na bieżąco.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i plaży.