Weź się puknij w głowę.

Po świętach Bożego Narodzenia miałam smutną obserwację. To dla wielu osób były pierwsze fajne święta, bo przez pandemię nie musieli ich spędzać tak, jak zwykle. Serio? Weź się puknij w głowę!

Mam 41 lat i wrażenie, że teraz dopiero mniej więcej wiem, jak chcę żyć. Choć nadal tak wiele osób uważa, że moja praca jest niepoważna, moje tatuaże to recydywa, matkom nie wypada, a w ogóle po 40 to trzeba być ułożoną, grzeczną i modlić się o stabilizację, bo jeszcze mąż sobie nas wymieni na nowszy model. A jak sobie wymieni, to przecież wiadomka, że to nasza wina, bo się zaniedbałyśmy. Zapomniałyśmy, pomiędzy pracą, dziećmi i domem, że mąż ma swoje potrzeby, lubi koronki i środy. Nasze potrzeby to jakby inna bajka, przecież wiadomo, że najbardziej marzymy o kolejnym dzidziusiu i nowym żelazku. A jeśli nie, to jesteśmy jakieś dziwne.

2020 był dla mnie najlepszym finansowo rokiem, choć przecież „nic nie robię w Internecie” no i jak zarobić na pisaniu internetowego pamiętniczka? Nie mam planu biznesowego, robię to, co czuję. Dla siebie, na własnych warunkach. Nie wyobrażam sobie już pracy za biurkiem w korpo. Choć to głównie dzięki niej jestem tu, gdzie jestem.

Starego nie trzymam. Nie kontroluję. Bo przecież z kim mu będzie tak źle, jak ze mną? Nie wiem do końca, czy chciałoby mu się wychowywać kolejną małolatę, mnie by się nie chciało. Poza tym to on ma etat i pewną pracę, w sądzie się o dzieci biła nie będę. ?

Odkąd prowadzę ten internetowy pamiętniczek, dowiedziałam się, że przy minus dwa nie wolno brać dzieci na rower, bo co ludzie powiedzą. Nie można powiedzieć, że się miało fajne święta, bo ktoś inny nie miał. Nie wolno mówić, że chce się zaszczepić, bo przecież  to reklama niepewnego produktu. Nie można pokazywać się z rodziną, bo inni nie mogli się z nią spotkać. Nie wolno chcieć mieszkać w Polsce, skoro miało się opcję mieszkania gdziekolwiek indziej. Nie można mówić, że lubi się zimę, rany boskie, toż to przecież wierutna ściema. Nie wolno krytykować kościoła, przecie żyjemy w katolickim kraju. Nie wolno głośno się przyznawać, że korzysta się z medycyny estetycznej. Powinnam wyciąć sobie pypcia, który Panią Jolę z Londka Zdroju denerwuje, dzieci powinnam ubierać bardziej trendy, a nie ciągle w sieciówkach, jeść bardziej vege, w końcu nauczyć męża polskiego, pracować charytatywnie, bo Pani Gosia woli czytać tylko wartościowe treści, reklam nie lubi, nos powinnam zoperować no i trochę schudnąć, przestać wierzyć w pandemię, bo po moich objawach Pani Marlena widzi wyraźnie, że miałam zwykłą grypę. Skoro sama mam tatuaże, to ciężko mi będzie ich zabronić dzieciom, co nie? No i chyba powinnam popracować nad gustem muzycznym córki. W wieku 9 lat tylko Chopin, nie jakaś Ariana Grande!

Jestem osobą publiczną, sama się wystawiam na te komentarze pokazując swoje życie. Wiem. To, co napisałam powyżej, to efekt JEDNEGO tylko tygodnia. Ludzie tacy po prostu są! Wszędzie. Nie tylko po tej stronie świata. Lepiej wiedzą co jest dla Ciebie dobre, co musisz jeść, czego masz słuchać, kogo kochać, jak wyglądać i w co wierzyć. Belki w swoim oku nie widzą, za to pyłek na Twojej sukience zawsze! Weź się puknij w głowę i w końcu to zrozum. Ludzie tacy po prostu są! I nie ma wała, żeby jakoś udało się ich zmienić. Serio. Zmienić należy swoje nastawienie.

Marzy mi się Mont Blanc, wynalezienie wina, po którym nie ma kaca, kolejne kilkanaście tatuaży, naga sesja, książka wcale nie o dzieciach. Bosz. Nie mieszczę się w tym ciasnym ubranku matki polki w wieku średnim.

Współczuję szczerze tym, którzy męczą się w święta, a są dorosłymi ludźmi. Dlaczego sobie to robią? Zmuszają się do czegoś, żeby komuś innemu się dopasować? W życiu ważny jest kompromis, zgoda ale nie godzę się na wieczne ustępstwa. Czy mając własną rodzinę nadal trzeba żyć według zasad swoich rodziców, teściów, dalszej rodziny? Skoro wujek wali debilnymi komentarzami, może zasługuje na ten jeden, kończący dyskusję? Jeśli w święta jest nam głównie przykro, po co w to brnąć? Nie wierzę, że jest tylu męczenników i masochistów. A jeśli to o Tobie, to jednak polecam: weź się puknij w głowę!

Asertywność to na szczęście nie jest klasa – można się jej nauczyć, a potem z uporem maniaka ćwiczyć, aż wejdzie w krew. A potem to już leci. Zaczyna się od świąt, na które można wyjechać, nie zapraszać, odmówić produkcji hurtowej serniczków. Potem przychodzą porządki w życiu i nagle się okazuje, że dom jest wspólny, bombelki potrafią trafić talerzem do zmywarki, a stary zamknąć drzwiczki od pralki i nacisnąć start. Kiedy raz czy drugi uzmysłowimy Hance, że my też mamy problemy, a jej wieczne wymówki i jojczenie nas męczy, zaczną otaczać nas ludzie, z którymi chcemy spędzać czas i którzy autentycznie nas lubią, a nie marzą o tym, żeby powinęła się nam noga, albo żeby ewentualnie nam przysrać. Okaże się szybko, że przestanie nam zależeć na tym, co ludzie powiedzą, bo zawsze przecież gadają. I nim się zorientujemy, zaczniemy, choć w niewielkim stopniu, żyć własnym życiem. A to już jest stan, którego zupełnie nie trzeba reklamować. I jeśli go nie znasz, to jest jedna metoda. Aha. Zgadłeś. Weź się puknij w głowę!

Zdjęcie: gratisography.

 

    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Zapisz się do Newslettera. Dzięki temu prosto na swoją skrzynkę dostaniesz info o nowościach i będziesz zawsze na bieżąco.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i plaży.