Nie masz dziecka – nie znasz się. Masz jedno – nic nie wiesz o dzieciach.

Nie masz dziecka – nie znasz się. Masz jedno – nic nie wiesz o dzieciach. Ach, jak ja to lubię. Te rodzicielskie licytacje, te porównania. Mam ochotę uprażyć sobie popcorn, usiąść wygodnie i posłuchać o tych problemach, których inni mają więcej. Bo ktoś zawsze ma gorzej i wie lepiej.

A z dziećmi to jest mniej więcej tak:

Nie masz dziecka – nie znasz się.
Urodzisz przed dwudziestką – jesteś puszczalska.
Urodzisz po trzydziestce – jesteś za stara na dzieci, zamiast matki będzie miało babcię.
Urodziłaś przez cesarkę – nie jesteś matką.
Masz jedno dziecko – nic nie wiesz o dzieciach, z dwójką to jest dopiero… Jesteś albo leniwa albo jesteś egoistką albo leniwą egoistką. Dziecko potrzebuje przecież rodzeństwa, kiedy drugie?
Masz duże dzieci – wychowałaś w innych czasach, już nie pamiętasz, jak to jest, teraz jest inaczej.
Masz małe dziecko – masz łatwiej, tylko śpi, jak zacznie chodzić, wtedy dopiero się zacznie!
Masz przedszkolaka – masz łatwiej, jak pójdzie do szkoły to zobaczysz! Ostatnia szansa na drugie, nie może być za dużej różnicy wieku.
Masz dziecko w szkole – masz łatwiej, przynajmniej śpi w nocy.
Masz nastolatka – masz łatwiej, w domu pomoże, śmieci wyniesie.
Masz jedno małe, drugie duże – masz łatwiej, starsze zaopiekuje się tym młodszym.
Masz dwójkę – masz łatwiej, to nie bliźniaki.
Masz bliźniaki – masz łatwiej, odchowasz za jednym zamachem.
Masz dwójkę jedno po drugim – masz łatwiej, szybko odchowasz i z głowy.
Masz dziewczynki – masz łatwiej, dziewczynki są spokojniejsze.
Masz synów – nie znasz się na wychowaniu dziewczynek. Będziesz próbować jeszcze raz? Może akurat trafi się dziewczynka?
Masz trojaczki – masz łatwiej, jedna ciąża, jeden poród, razem się bawią.

Najlepiej byłoby mieć czwórkę dzieci – w wieku 25 lat urodzić przez cesarskie cięcie bliźniaki, wcześniaki, chłopca zaszczepić, dziewczynkę nie, w odstępie roku urodzić trzecie dziecko – chłopca, poród naturalny, w domu, bez znieczulenia, ale za to karmić butelką, za 7 lat (już, o zgrozo, po trzydziestce) urodzić dziewczynkę, poród naturalny ze znieczuleniem, karmić piersią do 1 klasy szkoły podstawowej.

Żeby obrazek był kompletny, trzeba jakiś czas pracować na etacie, pracować z domu, nie pracować w ogóle, poświęcać się dla dzieci i poświęcać dzieci kosztem swojej kariery, mieć nianię i panią do sprzątania, upierdliwą teściową, leniwego męża, który często wyjeżdża w delegacje, nie mieć nikogo do pomocy, posłać dziecko do żłobka, uczyć dzieci w domu, być samotną matką, być eko-sreko i jeść to, co urośnie na łące i dla odmiany być “złom madkom” siedzącą na zmianę na Fejsie i u kosmetyczki, mieszkać w bloku w dużym mieście i w domku na wsi.

Możliwe, bardzo możliwe, że wtedy mogłabyś zacząć uważać się za ekspertkę od wychowania dzieci. Niestety, mając czwórkę dzieci nie zasługujesz na żadne pochwały. Kto to widział w tych czasach mieć czwórkę dzieci! Patologia…

Jak więc widać wyraźnie, o dzieciach NIKT NIC NIE WIE. No chyba, że obcy ludzie o cudzych dzieciach. Oni zawsze, niezależnie od okoliczności, do usranej śmierci mają gorzej i wiedzą więcej.

Nie bądź jak oni. 🙂

Zdjęcie: źródło.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!