Jak bardzo się cieszę, że na świecie są perfekcyjne matki idealnych dzieci.

Jak bardzo się cieszę, że na świecie są perfekcyjne matki idealnych dzieci. Dzięki nim wszyscy jeszcze jakoś żyjemy.

Dzięki matce w supermarkecie, która pouczyła swoje dziecko na widok innego z lizakiem, wszyscy mogliśmy się dowiedzieć, że cukier to zło i przed kolacją nie wolno. Jakże się cieszę, że wyjawiła ludzkości ten sekret. Prawdopodobnie uratowała nam życie, bo ja na przykład nie wiedziałam, że od ilości cukru schowanego w niewinnym lizaku można umrzeć.

Jak bardzo się cieszę, że perfekcyjna matka czuwa na placu zabaw, jak ten strażnik pilnuje przebiegu zabawy, obecności czapeczki i odpowiedniej stymulacji naszych maluczkich. Nie spocznie i w szkole, zawsze gotowa zwrócić uwagę, że coś trzeba było na dziś zrobić, akurat wtedy, kiedy ewidentnie ta druga zapomniała. Jak to dobrze, że może też przypomnieć, patrząc z obrzydzeniem na kawałek papieru, który dumna z siebie matka w zębach przytargała do szkoły i nie zapomniała ten jeden raz, że ten papier to dopiero na za tydzień trzeba było przynieść. Jak to dobrze, że można pożytecznie spędzić kilka minut poranka grzebiąc w pamięci, w kalendarzu, w notatkach i mailach, aby w końcu się dowiedzieć, że tak. Miało być na dziś. No ale chciała przecież dobrze!

Jak bardzo się cieszę, że na świecie są perfekcyjne matki idealnych dzieci, szczególnie wtedy, kiedy jedne dzieci nadal zachwycają się słowem kupa i przygodami Psiego Patrolu, idealne dzieci w tym wieku same już czytają książki. Bez obrazków! Liczą do miliona i interesują się sztuką japońską. I to wszystko same tak, z siebie!

Jak bardzo się cieszę, że idealne dzieci po szkole maszerują prosto do domu przerabiać materiał kolejnej klasy, podczas gdy inne dzieci wolą latać po placu zabaw i taplać się w błocie. Czuję się bezpieczniejsza wiedząc, że podczas gdy jedni marnują czas na durne zabawy, ktoś inny od kołyski rozwija się we właściwym, dokładnie obranym i przemyślanym kierunku. Może kiedyś takim jak my, zwyczajnym, uratują życie. Na pewno przecież opracują lekarstwo na raka, ludzką głupotę i dobre rady.

Jak bardzo się cieszę, że jest tam ktoś, kto nam wszystkim nieperfekcyjnym, urodzonym porażkom, pokazuje, jak bardzo się mylimy i jak bardzo rodzicielstwo nie jest dla nas. Wtrącane mimochodem w konwersację „Mój Kazik nigdy tak nie robił”, „Moja Halinka od 2 dnia życia przesypia całe noce” działają przecież pobudzająco na motywację każdej nieogarniającej matki.

Jak bardzo dziękuję perfekcyjnym matkom za te momenty, kiedy brakuje ręki, cierpliwości, czy przekonywującego argumentu w dyskusji z kilkulatkiem, który chce kolejnego misia, loda, czy buczące ustrojstwo. I wtedy pojawia się ona, cała na biało i wygłasza swoje maksymy, pomocne co najmniej tak, jak kopanie leżącego.

Jak bardzo dziękuję perfekcyjnym matkom za komentarze w sieci, wszechwiedzące na każdy temat – stan zdrowia, samopoczucie, zachowanie, wygląd, wychowanie, zabawy. Im kontekst jest niepotrzebny! Matka ma przecież instynkt, od pierwszego rzucenia okiem wie, co dziecku dolega i jaki błąd popełniła inna matka! Na wszystko mają gotową odpowiedź, pomysł i poradę. Jak to dobrze, że nie trzeba godzinami szukać, głowić się, tracić czasu. Perfekcyjne matki są lepsze niż google – odpowiedź dostaniesz nawet bez zadawania pytania!

Jak bardzo się cieszę, że i te bezdzietne tak rewelacyjne opanowały teorię, że czują się ekspertkami z zakresu wychowania dzieci. W końcu to na pewno nie może być takie trudne, ich znajomi mają dzieci, no i przecież mają jakieś tam wspomnienia ze swojego dzieciństwa. Fakt, że ich porady brzmią jakby ktoś twierdził, że jest wykwalifikowanym szefem kuchni, bo obejrzał kilka odcinków Masterchefa, to wisienka na torcie macierzyństwa.

Naprawdę się cieszę, że są perfekcyjne matki idealnych dzieci, dzięki nim równowaga we wszechświecie jest zachowana. Kiedy więc kolejny raz nadejdzie gorszy dzień, z kilkulatkiem leżącym na środku supermarketu, z praniem upychanym nogą na dnie szafy, rosołem wjeżdżającym na stół w drugim życiu pod postacią pomidorówki, kreatywną zabawą polegającą na kłótni z rodzeństwem o wybór kreskówki, wtedy odetchnę z ulgą. Gdzieś tam są matki, które pieką na śniadanie chleby, dziergają dywany, nie mają odrostów, a ich dzieci czytają Szekspira w oryginale. Mogę spać spokojnie, Ci od zbawiania świata już rosną i nam, zwyczajnym, kiedyś na pewno uratują życie. Uff.

Zdjęcie: źródło.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!