Moje dzieci już nie chorują. Entitis.

Nikt mi za tą reklamę nie zapłacił. Piszę ten post, bo w końcu coś zadziałało i moje dzieci przestały chorować. Byłam bardzo sceptycznie nastawiona do wszelkich metod, bo nic nie działało. Wydawałam tylko pieniądze, licząc na cud i byłam coraz bardziej poirytowana. 

Odkąd moje dzieci w wieku dwóch lat poszły do przedszkola, naszym życiem zaczęły rządzić choroby. Musieliśmy zmienić nasze przyzwyczajenia i zamiast aktywnie, nastawić się na spędzanie czasu w domu. Dzieciaki chorowały non stop, miewaliśmy dwutygodniowe przerwy i choroby wracały. Przez to, że dzieci jest trójka, zdarzało się, że najpierw chorowała najbardziej podatna Emma, jak zaczynała zdrowieć, chorowała Nina, a na końcu Dominik. I tak zwykłe przeziębienie kończyło się u nas miesiącem choroby.

Wpadaliśmy do tego stopnia w paranoję, że każdy dzień zaczynał się od mierzenia temperatury, a kończył inhalacjami. W roku szkolnym 2014/2015 dzieci miały 2 razy zapalenie płuc, 4 razy zapalenie oskrzeli, 2 razy anginę, zapalenie migdałków, podejrzenie szkarlatyny, kilkanaście przeziębień i ciągły katar. Niestety, na wiele z tych chorób pomagał tylko antybiotyk. Emma, która choruje najczęściej tak się wyjałowiła, że aż podejrzewaliśmy ją o AZS, miała skórę jak łuska, w nocy często płakała, bo swędziała ją skóra.

Próbowaliśmy wszystkiego, od naturalnych metod (różne mieszanki z miodem, czosnkiem, cytryną, sokiem malinowym, itp.) po medykamenty na uodpornienie. I te przepisane przez lekarza, jak i te polecone przez znajomych, bez recepty. Bywało, że pół roku jedliśmy probiotyk, piliśmy stale tran, łykaliśmy syropki, tabletki, suplementy, witaminy. Nie wszystko na raz oczywiście, ale kuracja za kuracją. Bardzo pilnowaliśmy też zdrowej diety, ruchu na świeżym powietrzu i higieny snu, czyli wszystkich innych czynników, które mają wpływ na zdrowie.

Wszyscy powtarzali nam, że tak zazwyczaj jest, że dzieci w przedszkolu muszą się wychorować, że to minie. Jakoś dwa lata nie minęło. Nie pomagało też okropne powietrze w Krakowie. W końcu doszło do tego, że nasze życie zaczęło przypominać ciąg chorób. Wróciliśmy z wyjazdu na Święta w połowie turnusu – dzieci były chore, całą noc kaszlały i płakały. Nie pojechaliśmy na narty, bo nie znaleźliśmy zimowego tygodnia, w którym dzieci były zdrowe. Zrezygnowałam z pracy – moje ciągłe nieobecności z powodu opieki nad chorym dzieckiem stały się dla mnie żenujące. Przestaliśmy nawet chodzić na basen, który dzieci uwielbiały, bo sądziliśmy, że przyczynia się do ciągłych chorób. Nawet do Australii lecieliśmy z chorobą, Emma cały lot miała gorączkę, a na miejscu musieliśmy iść do lekarza – wakacje zaczęły się od zapalenia migdałków i antybiotyku.

Strasznie było mi żal dzieci, ciągle coś je omijało – czyjeś urodziny, występ w przedszkolu, do którego przygotowywali się miesiącami, zabawa na śniegu. Każdego tygodnia zostawiałam w aptece pokaźną sumkę. Sterydy do inhalacji, probiotyki, antybiotyki, witaminy, tabletki do ssania, spray do nosa. Wszystko to razy trzy. Policzyłam, bywały miesiące, kiedy w aptece zostawiałam od 600 do 800 zł. W styczniu złożyłam do NFZ podanie o sanatorium, z mocnym postanowieniem poświęcenia wakacji na podreperowanie zdrowia naszych dzieci.

W lutym udaliśmy się do laryngologa w celu zbadania migdałków. Byłam zdeterminowana, żeby je wyciąć, jeśli okazałoby się to pomocne. Badanie endoskopem wykazało, że cała trójka ma powiększone migdały w takim stopniu, że nadają się do wycięcia.

Lekarz przeprowadził ze mną bardzo szczegółowy wywiad. Czy nie przegrzewam? Czy dzieci mają zdrową dietę? Czy są aktywne? Oczywiście powiedział mi też to, co wcześniej wiedziałam – operacja może nie pomóc, dzieci nadal będą chorować, tylko niepotrzebnie się nacierpią. Spytał mnie, czy mam jeszcze siłę na wypróbowanie ostatniej metody. Opowiedział mi o swojej córce, o swojej praktyce, o przeprowadzanych badaniach i prognozach. Miał świetne podejście do dzieci i dar przekonywania, bo z gabinetu wyszłam z nazwą leku i obietnicą, że jeśli za 3 miesiące będziemy w tym samym miejscu – umawiamy się na operację.

ENTitis (kupisz tutaj) braliśmy trzy miesiące – marzec, kwiecień i maj. Codziennie wieczorem jedna tabletka do ssania, na noc, po myciu zębów i ostatnim łyku wody. Mają truskawkowy smak, dzieciaki mówiły na nie cukiereczki, nie grymasiły. Miesiąc po starcie dzieci znowu były chore, ale obiecałam lekarzowi, że nawet jeśli tak będzie, to nie przestaniemy i weźmiemy całą trzymiesięczna kurację. I to była nasza ostatnia choroba. Nic innego się nie zmieniło, wszystkie inne czynniki naszego życia pozostały te same, dzieci chodziły do tego samego przedszkola, mają taką samą dietę. Nawet to, że jest ciepło nic nie znaczy – w zeszłym roku w lipcu dziewczynki miały zapalenie oskrzeli. Stąd mniemam, że to, co pomogło, to podawany lek.

ENTitis (od angielskich Ears – uszy, Nose – nos, Throat – gardło) to probiotyk. W miarę nowy, stąd zna go jeszcze niewielu lekarzy. Lek dla dzieci powyżej lat 3 i dla dorosłych. Dostępny jest również ENTitis w saszetkach dla niemowląt od 6 miesiąca do 3 roku życia (kupisz tutaj).

Stosuje się go w profilaktyce nawracających infekcji uszu, nosa i gardła (ENT), w trakcie infekcji wirusowej i po przebytej anginie. Zawiera w swoim składzie pro biotyczny szczep Streptococcus salivarius K12, który został wyizolowany z jamy ustnej dziecka odpornego na nawracające infekcje ucha, nosa i gardła. ENTitis został opracowany z myślą o zminimalizowaniu ryzyka nawracających infekcji ucha, nosa i gardła u dzieci i dorosłych. Badania pokazują, że przyjmowanie ENTitis codziennie przez 3 miesiące zmniejsza ryzyko infekcji paciorkowcowych gardła o 95%, infekcji wirusowych gardła o 80%, infekcji paciorkowcowych ucha o 72% oraz ogranicza przyjmowanie antybiotyków o 97% i zmniejsza absencję w szkole o 93%. Efekt utrzymuje się również przez kolejne 6 miesięcy po zakończeniu przyjmowania ENTitis. Źródło informacji: http://entitis.pl/. Brzmi trochę zbyt pięknie prawda? Moje dzieci są przykładem na to, że to nie tylko czcze słowa i chwyt marketingowy.

www.calareszta.plpol_pl_ENTitis-Baby-saszetki-bananowe-30-szaszetek-41003_1[1]

Nie jestem lekarzem, więc najlepiej będzie, jeśli poradzisz się swojego pediatry, czy zaufanego farmaceuty przed podaniem leku dziecku. ENTitis dostępny jest bez recepty, opakowanie na miesiąc (30 tabletek) to koszt ok. 40 zł (wg Ceneo). Piszę to teraz, bo choć za oknem upały, jeśli chcesz uodpornić swoje dziecko przed zimą, najlepiej już teraz zacząć podawać mu ENTitis.

TO NIE JEST REKLAMA, ani post sponsorowany. Polecam z czystym sumieniem, jak matka matce. U mnie się sprawdziło, może pomoże i w Twoim domu. Ten post powstał z sympatii. Do Ciebie i Twojego dziecka. Choroby mojej trójki doprowadzały mnie do rozpaczy, totalnej frustracji i żalu z powodu własnej bezsilności. Ale w końcu udało się i to opanować. I Tobie tego życzę! Dużo zdrowia.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!