Ciąża to choroba.

Jednym z plusów posiadania trójki dzieci jest to, że nikt nie śmie mnie pytać o kolejne dziecko. Kiedy jednak pada to pytanie, wzdrygam się na samą myśl o ciąży. Stan błogosławiony? Hahahahahaha. Dobre sobie. Jedyne co błogosławione w ciąży to fakt, że wiadomo, że przecież kiedyś się skończy i w rozliczeniu za wszystkie cierpienia dostajemy największy życiowy dar. Dlaczego dla wielu kobiet ciąża to choroba?

Nudności.

Wiem, że nie zdarzają się w każdej ciąży. Zazdroszczę. Niestety, nie wszystkie przyszłe mamy miały takie szczęście. Nudności miałam cały czas, przez całe CZTERY pierwsze miesiące ciąży, w dzień i w nocy. Apogeum nastąpiło pewnego piątkowego, słonecznego poranka, kiedy postanowiłam się wybrać na spacer i na środku Rynku Głównego w Krakowie w popłochu szukałam woreczka. Wisiałam przytulona do toalety, ewentualnie do szyby w samochodzie. Miałam nawet pomysł, aby na stałe zamontować w toalecie jakiś fotel, żebym nie musiała w kółko łazić. Mdliło mnie od wszystkiego, nawet od zwykłej wody.

Wyprawka.

Wspaniale jest kompletować wyprawkę. Kupować te wszystkie słodkie kaftaniki, bodziaki, pluszaki. Do momentu, dopóki na liście nie pojawi się zaopatrzenie torby do szpitala. Widok wkładów poporodowych wielkości świątecznego obrusu skutecznie odziera z wszelkich złudzeń co do tego, co czeka Cię przy porodzie. Laktator w komplecie z maścią na pogryzione sutki jawi się bardziej jako podręczny zestaw tortur, a nie „przyjaciel każdej młodej mamy”.

Żarcie.

Możesz jeść co chcesz. I z tym jedzeniem to prawda. Jesz nawet smalec z bitą śmietaną, a na to korniszonek. Przez kilka miesięcy w wielu momentach, w których normalnie byś sobie odmówiła, dajesz sobie zielone światło. Nie możesz zbliżać się do alkoholu, więc odbijasz sobie na jedzeniu. Eklerka? Oczywiście! Pół kilograma krówek? Chętnie!

Niektóre z nas mają odwagę się przyznać – największa ochota w ciąży jest na syf. Burger z Maka, biała buła, frytki z toną majonezu i mleczny szejk do kompletu, wielu ciężarnym śni się po nocach. Mnie się śnił. Do dnia, w którym mąż na śniadanie (!) przywiózł mi kurczakowy kubełek. Zjadłam go sama, trzymając kurczowo, żeby mi czasem nic nie wyjadł. Kiedy już go zjadłam, a potem szybciutko się pozbyłam (co spotykało wszystko co zjadłam owego czasu), nabrałam ochoty na pizzę, którą zjadłam na lunch.

Żarcie jednak szybko się mści. Pod koniec ciąży nawet maluteńką czekoladkę będziesz jadła na cztery razy. Przełyk robi miejsce alienowi. Że nie wspomnę o zgadze. Toż to najlepsza przyjaciółka ciężarnych!

Puchnięcie.

Nikt, kto sam tego nie przeżył, nie zdaje sobie dokładnie sprawy z rozmiarów tragedii. Wydaje Ci się, że spuchną Ci może trochę kostki. O tym, że Twoja stopa zacznie przypominać łapę Fiony ze Shreka, nawet w japonkach będzie Cię wszystko bolało, ręce będą Ci stale drętwieć, nikt już nie mówi. Spuchniesz w najmniej oczekiwanych miejscach.

Mobilność.

Spróbuj wstać z łóżka mając przed sobą piłkę wielkości 10 kg. Ni wała. W większości domów to działa na wypych lub rozhuśtanie. To drugie można samej – huśtając się z boku na bok, wprawiasz piłkę w ruch i wykorzystując rozpęd, ochoczo się podrywasz. Do wypychania potrzebna jest druga osoba, która zwyczajnie wypchnie Cię z łóżka. Nada się do tego idealnie przyszły tatuś.

Zakładanie butów, skarpetek, czy rajstop, stanie się sportem ekstremalnym. Zanim wyjdziesz z domu musisz się przebierać, bo jesteś spocona jak po maratonie. Kiedyś sobie mogłaś być jak ta łania, ale to było pięć miesięcy węglowodanów temu. Spróbuj sobie w takim stanie wymalować paznokcie u nóg! Oczywiście zaraz potem jak sobie te nogi najpierw ogolisz. Powodzenia!

Sikanie.

To, że pęcherz zmniejsza się do pojemniczka, który pomieści 2 łyżki herbaty, nikt nie mówi. Pijesz sobie spokojnie i już przy drugim łyku czujesz, że musisz lecieć. W nocy w porywach do 10 razy przerwa na siku. I za każdym razem bujanie, żeby wstać i kontrolna wizytacja kuchni (a nóż coś się trafi). I weź się tu wyśpij człowieku.

Smród.

Wszystko śmierdzi. W ciąży nie mogłam przejść koło lodówki, w której notorycznie miałam wrażenie, że coś zdechło. Tak samo truła mnie skórzana kanapa i wszystkie buty, niektóre ubrania i samochód. Nie mogłam spokojnie pójść na zakupy. Ludzie śmierdzą. Jedzenie śmierdzi. Śmierdzą stoliki. Wszystko śmierdzi.

Zmęczenie.

Rośniesz w końcu człowieka. Wiadomo więc, że jest to zadanie wymagające ogromnego wysiłku. To jest taki typ zmęczenia, że zasypiasz wszędzie. U dentysty, przy porannej kawie, w pracy za komputerem, w Sylwestra o 22 (true story). Ogarnia Cię nagle senność i nie ma zlituj. Podusia, najpierw ta dla ciężarnych, potem ta do karmienia, często otrzymuje swoje imię i staje się najwierniejszym przyjacielem. Często jedynym, który potrafi babę w ciąży zrozumieć.

Tatuś.

Przez wszystkie dolegliwości, które spotykają Cię w ciąży, bywają takie chwile, że odczuwasz potrzebę, aby współwinny tej patowej sytuacji, czyli przyszły tatuś, też pocierpiał. W końcu co on sobie myśli? To dlatego bez oporu budzisz go w środku nocy przy okazji kolejnego sikania, każesz masować stopy i biegać do sklepu po kolejne zachcianki. Facet to ma lepiej, myślisz sobie. W następnym wcieleniu wracam jako tata.

Musisz.

Musisz być szczęśliwa. Wszyscy naokoło tego właśnie od Ciebie oczekują. Przecież spodziewasz się dzidziusia! To nic, że przez ciągłe mdłości nawet na dźwięk słowa „dzidziuś” zbiera Ci się na wymioty. To nic, że przez ciągłe puchnięcie, nie jesteś pewna, czy Twoja twarz nie eksploduje przy choćby próbie uśmiechu. Masz być happy!

Piersi.

Piersi rosną, gruczoły wypełniają się mlekiem, więc odczuwasz lekkie swędzenie. Nikt nie mówi o tym, że piersi tak bolą i drażnią, że masz ochotę albo cały czas się drapać, albo ocierać o coś twardego. Spróbuj coś gdzieś załatwić. Stoisz w kolejce na poczcie i nagle wiesz, że musisz się podrapać po, za przeproszeniem, cycach. Ale jak?

Strach.

W ciąży strach towarzyszy cały czas. Boisz się o dziecko, przede wszystkim. Wiadomo, że ma urodzić się zdrowe i to jest Twoim priorytetem. Oprócz obawy o dziecko, boisz się też o siebie. Czy przeżyjesz poród? Czy dasz sobie radę sama z małym dzieckiem? Czy Twoje dziecko będzie też takie brzydkie jak dzieci znajomych? Nie pomagają życzliwi, którzy od samego początku sieją ziarno. Wielkie dziecko, uuuu, popękasz. Jak to do cholery popękasz? WTF??!! Ciesz się spokojem, jak się urodzi to dopiero zobaczysz! Ale co zobaczysz? Czy może być jeszcze gorzej?

Sprawa narodowa.

Ciąża staje się szeroko komentowanym tematem. Od rodzinnych dyskusji o momencie uniesienia, czy aby na pewno nastąpił w trakcie wakacji, czy po powrocie z delegacji, do rozmiarów brzucha, wszelkich wstydliwych dolegliwości typu hemoroidy i rozstępy, spekulacji na temat daty urodzin, (o zgrozo) dotykaniu brzucha i szczegółów porodu. WSZYSCY nagle stają się specjalistami od rodzenia dzieci. Nawet ci, którzy dzieci jeszcze nie mają, ci, którzy rodzili w 1945 i nieznajomi też.

Wygląd.

Podobno w ciąży się promienieje. Nadal nie wiem czym, chyba nadmiarem hormonów? We wszystkim wyglądasz jak wieloryb. Jesteś podpuchnięta jak po dobrej imprezie. Na nogach pojawiają się pajączki. Nawet gdybyś się smarowała najdroższymi kremami, jak masz mieć rozstępy, będziesz mieć. Po kilku walkach z butami, stawiasz na wsuwane, które wyglądają jak ortopedyczne. Rzeczywiście cudownie się to wszystko prezentuje.

Hormony.

Tylko w ciąży możliwe jest płakanie przy reklamie papieru toaletowego. Nagły chichot w miejscu zupełnie niestosownym, np. w Kościele. Uczucie totalnej pustki. Całkowite zagubienie. Amnezja. To nie są huśtawki nastrojów. To jest jeden wielki rollercoaster!

Choć wcześniej byłaś twardą babką, w ciąży robi się z Ciebie mamałyga. Robisz się wrażliwa, rozczulają Cię dzieci, małe zwierzątka. Lubisz sobie ponarzekać, oczekujesz odrobiny empatii, od pierwszych tygodni rościsz sobie prawo do ciążowych przywilejów.

Samej ciężko ze sobą wytrzymać, bo właściwie nie wiadomo o co chodzi. Masz ochotę poleżeć, kładziesz się i od razu jest Ci z każdej strony niewygodnie. No to może coś zjesz. Idziesz do kuchni, a tam wszystko śmierdzi. Zjadasz w końcu z nudów paczkę ciastek. Mdli Cię. W dodatku ON tak głośno oddycha! No jak żyć?

Czy udało mi się Was przekonać, że ciąża to choroba? Jeśli ktoś jest nadal sceptycznie nastawiony, nie zapominajmy o innych przyjemnościach typu zespół cieśni nadgarstka, cukrzyca, anemia, nadciśnienie, rozstępy, hemoroidy, grzybica. Pisać dalej?

Na szczęście natura to niezła spryciula, tak to urządziła, że pod koniec ciąży każda kobieta ma jej już tak dość, że poród jawi się jako wybawienie! Inaczej nie wiem jak byśmy to wszystko przeżyły!

Ciąża to początek przygody. Możliwe, że zaplanowany tak, aby przygotować nas na życie z maluchem. Wstawanie w nocy milion razy, wszelkie niewygody, porady zupełnie obcych ludzi. Ale czyż nie warto? Dla tych małych rączek, pierwszego świadomego uśmiechu i głośnego mamamamamamama?

Prawa do zdjęcia należą do Line Severinsen.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!