Rusz dupę.

Chcę Cię dzisiaj do jednej rzeczy przekonać. Do sportu. Nie zwariowałam, przeczytaj, a potem daj znać, czy nadal myślisz, że upadłam na głowę już kompletnie. Rusz dupę. Samo się nie zrobi. Wiem, że jest lato. Nic się nie chce, za gorąco.  To znaczy nie tak bardzo nic, bo grilla podlewanego piwkiem się chce zawsze. No i na deser lodów, najlepiej potrójnych z polewą. A na rozruch kawki z bitą. A potem będzie jesień, a za chwilę zima. Zimno, szaro, buro, nostalgia. Nic się nie chce, człowiek najchętniej schowałby się pod kocem i wyszedł na chwilkę na Święta, a potem dopiero w kwietniu. Tym bardziej, jeśli nie jesteś miłośnikiem sportu, wydaje Ci się nierealne, żeby akurat teraz się do tego zabierać. Teraz, czyli nigdy, bo pogoda zawsze przeszkadza. Albo za zimno, albo za gorąco. Widzisz o czym tu mówię? A właściwie czemu by teraz nie zacząć? I nie pytam tutaj o cokolwiek, na co odpowiedzą mogłoby być:

Nie mam czasu. Nie mam siły. Nie mam sprzętu. Nie mam kasy na drogie fitness kluby. Nie wiem jak. Nie mam z kim. Nie mam z kim zostawić dziecka. Nie mam motywacji. Nie mam ochoty – jest zimno i pada. Jest za gorąco. Nie chce mi się z domu wychodzić. Nie dam rady. Nie wiem jak zacząć. Nie mam jak dojechać. Nie wiem, czy umiem.

Na to wszystko jest jedna odpowiedź: przestań się oszukiwać i

RUSZ DUPĘ.

Czas na pewno masz, jest niewiele takich osób, które są zajęte 24 godziny na dobę. Sport da Ci siłę, a pierwsze efekty sporą dawkę motywacji. Ćwiczenia są jednym z lepszych sposobów walki z chandrą, nawet ten szarobury świat wyda Ci się ładniejszy. Sprzętu i drogiego fitness klubu nie potrzebujesz. Istnieje szereg aktywności fizycznych, które są naturalne, nie musisz posiadać żadnych konkretnych umiejętności, ani nawet partnera. Jeśli masz dziecko, to dziecko ma ojca, babcie, wujków. Na pewno znajdziesz mu bardzo dobrą opiekę, nie potrzebujesz wielu godzin. Poza tym ćwiczyć można w domu, kiedy dziecko śpi.

Jeśli czytasz dalej, podam Ci kilka kolejnych argumentów. Samopoczucie poprawi Ci na pewno zdrowszy wygląd. A o ten w sporcie nie trudno. Twarz nabiera koloru, skóra staje się jędrniejsza, mięśnie napięte, brzuch bardziej płaski. Z lustra spogląda uśmiechnięta twarz. To, że mimo lenistwa zmobilizujesz się i wyjdziesz na trening, da Ci ogromnego, pozytywnego kopa. Nie istotne, czy poćwiczysz rano, a tym samym aktywnie rozpoczniesz dzień, czy wieczorem zamkniesz go napływem pozytywnych fluidów, które zapewni Ci solidna dawka endorfin. Poczujesz się rewelacyjnie!

Fizyczne zmęczenie przynosi ukojenie psychiczne.

Stres staje się mniejszy, a problem, widziany z perspektywy, nagle wydaje się możliwy do rozwiązania. Zyskujesz nową energię i wracasz do domu chętny do działania, czasami do kompromisu z partnerem, czy z uzupełnioną dawką cierpliwości do dzieci.

Bywało, że ubierałam buty o 17 w niedzielę. Wydawało mi się wtedy, że zwariuję od ciągłego Maaaaaaamoooooooo, maaaaaaaaammmmooooooo ona mnie bije, maaaaaaammmmmmmmooooooooo, on mnie ugryzł, nie, nie, nie, nie, nie, maaaaaaaaamooooooooooo, on oddycha moim powietrzem, maaaaaaammmmmmmmoooooo, ona jest w moim pokoju… Wracałam po godzinie, czasami w deszczu, jak nowa. Uśmiechałam się od progu, napięcie mijało, zastępowało je uczucie wygranej. Bieganie to mój Everest, pokonuję go z każdym kilometrem. Gdyby ktoś 5 lat temu powiedział mi, że stanę się regularnym uczestnikiem imprez biegowych, że nie będę się bała półmaratonu, że w tygodniu będę biegać po 50 kilometrów, że kiedyś przebiegnę maraton – wyśmiałabym go. Nienawidziłam biegać i nadal mnie to boli, nie chce mi się zacząć, długodystansowców uważam za szaleńców, a w trakcie biegu myślę sobie “kurw#a, kurw#a , daleko jeszcze”. Ale biegam. Bo takie o bieganie nie będzie silniejsze ode mnie. Mogę. Walczę. 

Pokaż sobie na co Cię stać! Sztanga wydaje się czarną magią? Bieganie wysiłkiem ponad siły? A może warto spróbować? Pokonać lęk? Najtrudniej jest zacząć. Warto pójść krokiem trzech stopni.

KIEDY – CO – DLACZEGO

CZAS

Nikt z nas go nie ma. Podpowiadam jak sobie zorganizować kilka chwil. Wstań godzinę wcześniej. W tym celu musisz dzień wcześniej położyć się o rozsądnej godzinie spać. Ogranicz TV, Internet i inne zajęcia, które nic nie wnoszą do Twojego życia. Na pewno dasz radę lepiej zorganizować swój wieczór, jeśli ograniczysz bezproduktywne zajęcia w stylu oglądania głupich filmików na youtube, czy 1845 odcinka „Na wspólnej”. Ćwicz zaraz po pracy. Potraktuj to jako część codziennych obowiązków, które wykonujesz przed powrotem do domu. Ćwicz wieczorem, przed snem. Ćwicz w weekend, o obojętnie jakiej porze. Niemożliwe wydaje się, aby pomiędzy piątkowym wieczorem a poniedziałkowym porankiem, w ciągu 60 godzin nie znaleźć 60 minut. Nie ściemniaj proszę Cię, bo tej dyskusji nie wygrasz, a kolejne argumenty są coraz śmieszniejsze. Możesz. Naprawdę możesz wykroić 60 min na sport. O tym, jak zrobić, żeby Ci się chciało bardziej, niż Ci się nie chce pisałam TUTAJ

Jeśli tak jak ja jesteś rodzicem, musisz umówić się z partnerem na kilka chwil, które spędzicie na wybranych przez siebie zajęciach. W lecie wstawałam godzinę przed pobudką całego domu. Czułam się rewelacyjnie, mogąc w ciszy poskładać myśli i ułożyć plan dnia, bywało, że oglądałam wschód słońca. Ćwiczyłam, kiedy dzieci już spały, wieczorem, zanim zasiadłam na kanapie przed TV. W weekend każde z nas ma furtkę dwugodzinną, którą może dowolnie wykorzystać. Na pewno zdarza się, że puszczasz dzieciom bajki – czy wtedy musicie oboje sprawować nad nimi opiekę? Nie. Jedno może iść na trening. W dni pomiędzy poniedziałkiem, a czwartkiem dwa wieczory mam wychodne, a pozostałe dwa wychodzi mąż (o naszym planie pisałam TUTAJ). W te dni chodzę najpierw na trening, a potem np. do kina, na zakupy, czy do koleżanki. Nikt na tym nie cierpi, wszyscy zyskują zadowoloną z życia mamę. To tylko przykłady. Jestem pewna, że znajdziesz trzy godziny w tygodniu na sport. Nawet jeśli masz dzieci, dom i pracę na głowie. Da się, uwierz mi. Pracowałam na cały etat, nie miałam niani, mój mąż wyjeżdżał, a i tak zdołałam przygotować się do maratonu, gdzie w każdym tygodniu biegałam co najmniej 50 km. Dało się. To niewielka inwestycja w zdrowie i dobre samopoczucie. I najważniejsze – w poprawę wiary we własne możliwości.

CO WYBRAĆ? 

Coś, co lubisz i co nie jest zbyt trudne do zrobienia. Jasne, że chciałabym grać w tenisa. Jednak nie jest to dla mnie osiągalne w tym momencie. Nie mam czasu na dostosowywanie swoich dni do dostępnych godzin treningu. Nie mam partnera, a nawet gdybym go miała, na pewno nie mógłby być to sport, który uprawiałabym regularnie – zawsze znalazłaby się przeszkoda. Ostatni argument to koszty – tenis to drogi sport, trzeba zainwestować w lekcje, kort i sprzęt. Z tego względu bieganie jest dla mnie idealne, bo biegać można wszędzie, o każdej porze i oprócz butów, nic do biegania nie potrzeba. Nie trzeba partnera, sprzętu, pogody ani karnetu. Poza tym jest to sport, który nie wymaga żadnych umiejętności, a uprawiany regularnie przynosi poprawę kondycji i formy. Można go dostosować do swoich możliwości i poświęcić dokładnie tyle czasu, ile masz, np. w jeden dzień całą godzinę, ale już w drugi tylko 25 minut. Jeśli biega się powyżej 20 minut, bieganie staje się jednym ze sportów, które królują w ilości spalanych kalorii i poziomie wysiłku. Mało która czynność może się z bieganiem równać pod tym względem. Każda pora roku to najlepszy czas do biegania. Chłodniejsze powietrze rewelacyjnie oczyszcza umysł z rozmaitych głupich myśli, a dodatkowo hartuje. Odkąd biegam (odpukać) nie choruję. W lecie bieganie rano lub w okolicach zachodu słońca przynosi ochłodzenie. 

Level – amator

Dwa/trzy razy w tygodniu wybrane czynności:

Kije. Wychodzisz z domu i idziesz przed siebie. Ważne, żeby iść w miarę szybko, bo z założenia masz się spocić.

Truchcik. Zakładasz buty i w świat. Bieganie najlepiej rozpocząć z jasno określonym celem. Na przykład – biegnę non stop 20 minut, albo – do pętli tramwajowej i z powrotem, albo – dziś robię 4 kilometry. Polecam kupić sobie top w stylu dry-fit, któremu nie zaszkodzi nawet mżawka oraz aplikację na telefon np. endomondo, MapMyRun, czy inne, wtedy wiesz ile biegniesz i możesz sobie stawiać kolejne cele, w miarę wzrostu kondycji. Ja wolę bez muzyki, bo nie mam wiele momentów w życiu bez chaosu i nadmiaru informacji, lubię tą ciszę w mojej głowie. Jeśli jednak wolisz – włącz muzę, dla mnie najlepsze jest radio, bo puszczają za Ciebie, nie musisz nic zmieniać, czy szukać. Od jakiegoś czasu słucham audiobooków, łącząc przyjemne z pożytecznym – w ciągu dobrego treningowo tygodnia potrafię przeczytać kolejną książkę, co zwykle jest niemożliwe (zasypiam na stojąco). O audiobookach pisałam TUTAJ. 

Rower. W miarę łatwy sport i można jeździć całą rodziną.

Tańce. Nawet mój wiejski klub organizował zajęcia taneczne, na pewno coś znajdziesz w swojej okolicy.

Proste, stateczne zajęcia w stylu lekki aerobik, zumba, pilates, rozciąganie, joga – szalenie modne i dobre w każdym wieku. Można spokojnie ćwiczyć w domu. 

Pływanie – idealne dla osób po kontuzjach lub nie mogących uprawiać ćwiczeń obciążających kolana czy kręgosłup. Dobrze hartuje. 

Ćwiczenia z TV. Chodakowska, Lewandowska, Bojarska-Ferenc, Mel B. Do wyboru, do koloru. Możesz sobie kupić DVD i wyciskać poty na własny dywan bez wychodzenia z domu, o wybranej porze, nawet o północy, jeśli akurat wtedy masz wenę.  

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Level – twardziel

To samo co wyżej, tylko z większym powerem, dłużej, szybciej, częściej.

Dodatkowo: Ćwiczenia ze sztangą. TRX. Kettle.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Level – bohater

To samo tylko 5 x w tygodniu, niezależnie od pogody.

Sporty walki. Bieganie długodystansowe.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

NA CO MI TO?

Najgorsze, co możesz zrobić to przygodę ze sportem odkładać na zaś, na noworoczne postanowienia, na wiosnę, na jesień, kiedy będzie chłodniej, na wiosnę, kiedy będzie cieplej, na to, że ktoś da Ci kopa. Mogę to być ja, proszę bardzo. Rusz dupę i przestań się oszukiwać. Wyglądać dobrze, świetnie się czuć i dbać o zdrowie trzeba codziennie, a nie tylko wtedy, kiedy jest akurat sprzyjająca aura i chcesz się wcisnąć w bikini. To, że dziś ukryjesz swój tyłek lub mięsień piwny w ponczo, czy szerokim swetrze, wcale nie oznacza, że go nie widać. Widzisz go Ty, czyli jedyna osoba na świecie, której tak naprawdę powinieneś się podobać i od której powinna zaczynać się każda Twoja miłość i dbanie o drugiego człowieka. I to dla siebie powinieneś poćwiczyć, a nie dla kilku obcych osób, które kiedyś zobaczą Cię na plaży. I serio będzie im obojętne, czy masz oponę, czy nie. 

Wiosna na pewno nie powieje na Ciebie motywacyjną falą, nie obsypie disnejowskim magicznym pyłkiem. To jest w głowie, sam musisz to z tej głowy wydobyć. Ani zmiana daty w kalendarzu, ani pora roku, nie dodadzą Ci nagle skrzydeł. Wszystko, czego potrzebujesz, masz w swojej głowie.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Nie wykręcaj się brakiem znajomego, który będzie towarzyszył Twoim poświęceniom. Najważniejsza walka, to umieć pokonać samego siebie i to ze sobą musisz nauczyć się walczyć. A potem, w bólach, wygrać. To zwycięstwo nad sobą przynosi największą satysfakcję. Nikt Cię do tego nie zmusi, a motywację musisz znaleźć w sobie, a nie we wspólnych pogaduchach ze znajomym. Masz ćwiczyć, a nie plotkować, a po treningu chodzić na frytki.

Bieganie stało się dla mnie wybawieniem po urodzeniu dzieci. Przynosi szybkie efekty. Nigdy nie mogłam przewidzieć, kiedy będę mogła wyjść na trening i kiedy będę musiała wrócić. Zapominałam o zapisywaniu się na zajęcia do klubu, poza tym nie miałam aż tyle czasu. No i dołowało mnie oglądanie lasek w trykotach, podczas gdy mój brzuch przypominał budyń. Wolałam ubrać się w dres i biegać przed siebie naokoło osiedla. Bywało, że płakałam, bo miałam wszystkiego dość. Walka ze sobą na tym polu dawała mi ogromną satysfakcję. Pozostało tak do dziś. Bieganie przypomina mi o moim wielkim sukcesie – pokonałam siebie. Wiem wtedy, że mogę pokonać inne trudności w moim życiu. Za każdym razem, jak zakładam buty do biegania, wygrywam, choć często mi się nie chce, wolałabym poleżeć, a bieganie przez dwie godziny mnie nudzi. Siłę do życia daje mi wewnętrzna motywacja. Coś, co wydawało mi się niemożliwe, stało się moją rzeczywistością. Na kolejnych startach walczę ze sobą. Po przebiegnięciu maratonu (o tym TUTAJ), nie boję się już dystansu półmaratonu (21 kilometrów) i przebiegłam go wielokrotnie przez ostatnie 5 lat. Teraz zwykle walczę z czasem. Nie wiem, czy się uda. Ale wiem jedno – nieważne jak skończysz, ważne, że w ogóle zaczynasz. Póki walczę, nie przegrałam. Chcąc coś osiągnąć, najlepiej zacząć już dziś. Jeśli czytasz ten tekst i myślisz sobie “też tak chcę”, zawiązuj buty i leć przed siebie. Nie ma czasu do stracenia, a zacząć jest paradoksalnie bardzo łatwo, to rodzi się w głowie. Trzymam za Ciebie kciuki. Rusz dupę, bo samo się nie zrobi.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!