Nasze dzieci już kimś są!

Nasze dzieci już kimś są! Niezły tytuł, co? Przewrotny, już wyjaśniam!

Jak ja się cieszę, że mam dzieci w tych czasach! Wiadomo, ręce mamy pełne roboty i na wielu etapach jest turbo ciężko, wymagania w stosunku do matek są niebotyczne, rozchwianie pomiędzy wszystkim najlepszymi metodami, praca zawodowa i tyłek wyćwiczony na siłowni spać nie dają. Ale w wielu aspektach jest lepiej!

Wiemy już, że nie ma za bardzo opcji na zakochanie się w pierwszym lepszym królewiczu i nie wierzymy już za bardzo w „i żyli długo i szczęśliwie”, bo wiemy, że królewiczów nie ma, można zakochać się w drugiej królewnie, a żyć długo i szczęśliwie w pojedynkę. Jak to pięknie, kiedy moje dziecko na zdanie koleżanki „jak będziesz miała chłopaka” dopowiada „albo dziewczynę” i wie, że dzieci rodzi się z miłości nie z przymusu i nie każdy musi mieć, bo ciocia nie ma, mieć nie chce i git.

Wiemy też, że nie ma za bardzo sensu pytać dzieciaków, kim będą, kiedy dorosną, bo często my same, kobiety po 30tce (tudzież, jak autorka po 40tce, sic!) nie wiemy kim chcemy być! Ja nie wiem i wcale mnie to nie przeraża. Dopiero jakieś 5 lat temu znalazłam sposób na siebie, który mnie satysfakcjonuje. Mnie już wtedy plany na 40kę majaczyły na horyzoncie! Dlatego dziś nie boję się powiedzieć, że nie wiem, co będzie za 5 lat i w ogóle mnie to nie przeraża. Przeraża mnie raczej oczekiwanie, aby 17 latek decydował o tym, czym będzie się zajmował przez resztę życia.

Ja nigdy nie wiedziałam za bardzo co chcę robić, pół życia robiłam to, co robić powinnam, realizowałam wizje rodziców, pokolenia, potem życia z dziećmi. Dopiero niedawno zdałam sobie sprawę z tego, że tak naprawdę rzadko zdarzało mi się w przeszłości robić to, co ja chcę. Na przykład dom. Mam, własny, wygodny, piękny, duży, w fajnej dzielnicy, kocham. No ale przez jakiś czas z tyłu głowy miałam przeświadczenie, że muszę wybudować kolejny, taki swój, bo ten kupiliśmy gotowy. Zaczęłam nawet szukać działki i oglądać projekty. I nagle w jeden dzień zdałam sobie sprawę z tego, że mnie ten temat przeraża. To nie jest moje marzenie, a jakieś dziwne przeświadczenie, że trzeba, bo to jakaś taka logiczna kolej rzeczy. Tylko po co? Paraliżował mnie ten temat, wcale nie cieszył, bo jawił mi się jako ogromny wysiłek, masa czasu, którego już mi brakuje, wielkie wydatki, dużo problemów i rozwód na horyzoncie. Kiedy sobie uświadomiłam, że to wcale nie było MOJE marzenie tylko jakieś „to wypada”, ulżyło mi. Nie szukam, wiję sobie jeszcze wygodniejsze gniazdko w moim domu, który jest WYSTARCZAJĄCO dla mnie fajny i cieszę się, że wybiłam sobie ten męczący pomysł z głowy.

Podobnie myślałam kiedyś, że marzy mi się zdobycie Mont Blanc. Dopiero jak oglądając relacje ze wspinaczki znajomych w głowie pojawiła mi się myśl, że im współczuję, olśniło mnie. Ja, Dagmara Hicks, lat 42, wcale tego nie chcę! Oni z dumą spełniali swoje marzenie, a ja poprawiałam słoneczne okulary sącząc espresso w wygodnym leżaku. Współczułam spania w namiocie, przeraźliwego zimna i wysiłku. Na cholerę mnie to? Pomyślałam i skreśliłam to marzenie ze swoich myśli i planów. Doprawdy nie wiem co mi strzeliło do głowy, żeby kiedyś o tym myśleć i w ogóle brać to pod uwagę, skoro celem mojego życia jest maksymalny hedonizm? Bez żalu pożegnałam się z tym pomysłem.

Wiem, że to pewna dojrzałość z mojej strony sprawiła, że dorosłam do tego, aby słuchać siebie i wyzbyć się poczucia, że coś muszę i to MUSZĘ zamienić na CHCĘ. Tylko czy musiałam czekać na to aż 40 lat? I czy wiedząc to, co wiem dziś mogę pomóc moim dzieciom w przyswojeniu tej wiedzy szybciej?

Cieszę się, że są takie czasy, że wcale nie trzeba mieć studiów, męża, mieszkania, dobrej, stabilnej pracy i dwójki dzieci, najlepiej starszego chłopca, a potem dziewczynki. Nie trzeba żyć zgodnie z jakimś standardem, jeśli ten standard nas ciśnie. Moje dzieci nie boją się marzyć o świecie i o niestandardowym życiu. Zamiast na oszczędzanie na pierwsze własne M, będę ich namawiała na oszczędzanie na rozwój własny. Mieszkanie można wynajmować i być z tym zupełnie szczęśliwym. Miałam własne mieszkanie w wieku 24 lat i zero oszczędności w wieku lat 30. Byłam i szefową  i sprzątałam kible w hotelu. Znam wiele odcieni życia i wiele sytuacji. Od jakiegoś jednak momentu w życiu wiedziałam, że mam MOŻLIWOŚCI. I to mnie najbardziej ekscytuje w życiu naszych dzieci, tych możliwości jest jeszcze więcej!

„Kim chcesz być jak dorośniesz” to pytanie, które zawsze mnie irytowało. Warto być zawsze sobą! Przez wszystkie prace, które wykonywałam, czy to pracownicy podawali mi kawę, czy to ja parzyłam dziennie setki kaw, pozostałam sobą, to tylko praca się zmieniała, z nią oczywiście środowisko, ludzie, zakres obowiązków, ja zostawałam mną. Brałam ze sobą bagaż doświadczeń, ale to zawsze byłam ja. Dlatego podpowiadam dzieciom, że warto się zastanowić, co chce się robić każdego dnia, czego chcesz się nauczyć, jakie nowe umiejętności zdobyć, kim chcemy się otaczać, a nie kim być, bo one już KIMŚ SĄ.

Pracę można zmienić, miejsce zamieszkania i męża również. Dla wielu osób może to być kiepski przykład, ale ja dokładnie tak myślę o życiu. Ważne, żeby żyć w zgodzie ze sobą, w przyszłości też będziemy głownie, tylko (aż) sobą. Nasze dzieci już kimś są! A my musimy tylko podlewać to ziarenko i skrzydeł nie podcinać.