Smutna prawda o naszych dzieciach.

Bycie rodzicem jest cholernie trudne. Możliwe, że w naszych czasach trudniejsze nawet niż kiedyś. Co prawda mamy jednorazowe pieluchy, słoiczki i bujaczki, o których nasi dziadkowie i rodzice mogli co najwyżej pomarzyć, ale mamy też bardzo wiele utrudnień. To one powodują, że smutna prawda o naszych dzieciach staje się codziennością w wielu domach.

Presja, aby być na każdym polu najlepszym, spełniać się zawodowo, zapewniając rodzinie już nie tylko byt, a byt na określonym poziomie, rozwijać pasje, podróżować, dbać o dom, dietę, figurę i poziom intelektualny, jest ogromna i wykańczająca. Odkąd staniesz się rodzicem, towarzyszy Ci także wszechogarniające przeświadczenie, że rodzicem w naszych czasach nie wystarczy po prostu być. Trzeba być świadomym rodzicem, który zadba nie tylko o bezpieczeństwo i podstawowe potrzeby dziecka, a całą otoczkę, od której głowa boli. Zdrowa dieta oparta na ekowarzywach, braku chemii, cukru, glutenu, najlepsza edukacja, rozpoczynająca się obcym językiem już od żłobka, dodatkowe zajęcia, aby czasami nie przeoczyć i nie zaniedbać talentu naszego dziecka, modne stylizacje, właściwe towarzystwo już od piaskownicy i stymulujące zabawy w designerskich wnętrzach. Będąc rodzicem nic nie można pozostawić roli przypadku, czy spontanicznemu zbiegowi okoliczności.

I choć mamy te wszystkie udogodnienia, nabiliśmy sobie głowę teoriami, a kalendarz do ostatniej minuty zapełniliśmy rozwojowymi zajęciami, z tego pozornie idealnego obrazka wyziera bardzo smutna prawda o naszych dzieciach.

Według badań przeciętnie spędzamy z naszym dzieckiem od 7 (ojcowie) do 11 (matki) minut dziennie.

Zwykle olewam takie badania, statystyki i krzyczące, wyciągnięte w kierunku rodziców oskarżające paluchy. Ale wynik tych badań jest przerażający. 7 minut dziennie. I kiedy zrobisz szczery rachunek sumienia, okaże się, że to wcale nie przesada. A przecież wiesz, że da się inaczej, lepiej.

Gdzieś się w tym wszystkim pogubiliśmy. W gonitwie za ideałem, za tym, co trzeba i wypada. Znaczenie „jakości” czasu, który spędzamy z dziećmi przybrało bardzo niebezpieczną postać. Podczas gdy czas, który w końcu uda nam się wykroić z dziećmi powinniśmy spędzać na BYCIU, zwyczajnym byciu razem, bez żadnego szumu, zagłuszaczy, bajek, Internetu, ekranu telefonu, który nigdy nie gaśnie, gier czy gadżetów, my chcemy maksymalnie zapełnić. Jakość to dla nas, współczesnych rodziców, dobra materialne, wizyta w kinie, zoo, nowoczesne zabawki, a dzieci naprawdę potrzebują tylko nas. Dla siebie. Choćby na chwilę.

Bo my wiemy, w głębi duszy zdajemy sobie z tego sprawę i męczy nas to okrutnie, kiedy pod koniec ciężkiego dnia leżymy wykończeni w ciemnej sypialni. Wszystko się udało, stanęliśmy na uszach i był i basen i angielski i zdrowy obiad i 3 razy załadowane pranie i 8 godzin w pracy, ale znowu, kolejny raz nie starczyło czasu na dziecko, które ciągnie za rękaw i prosi chodź, zobacz, posłuchaj. Znowu nie starczyło czasu, siły, momentu opamiętania i refleksji. Znowu było tylko zaraz, potem, jestem zajęty, nie teraz, nie marudź i ten, choćby bardzo krótki, moment uwagi poświęconej dziecku nigdy nie nadszedł. Taka jest niestety smutna prawda o naszych dzieciach. Niby wszystko robimy dla nich i z myślą o nich, a naprawdę nie mamy dla nich czasu. Mamy milion wymówek, a w tym jedna wybija się na prowadzenie – wszystkiego się nie da.

Dlatego jeśli wszystkiego się nie da, kosztem przynajmniej części zagłuszaczy powinniśmy każdego dnia świadomie i jeśli trzeba, z zegarkiem w ręce, spędzać czas z naszym dzieckiem. Nasi synowie nie nauczą się tego, jakim być mężczyzną, ojcem czy partnerem z gry komputerowej. Nasze córki nie nauczą się delikatności, opieki, ciepła, jeśli nie zaobserwują tego u matki. Dzieci nie nauczą się budowania satysfakcjonujących związków, jeśli tych związków nie uda im się zbudować w domu. Bo nie jesteśmy w stanie zbudować więzi, która przetrwa dojrzewanie i wszystkie inne życiowe zakręty, jeśli zwyczajnie jesteśmy nieobecni.

Nie wystarczy być kartą bankomatową, która płaci za rozrywki dla dzieci, czy też taksówką rozwożącą na kolejne zajęcia, ciałem siedzącym przy puzzlach, drugą ręką przewijając statusy na Fejsie. Bycie obok w naszych trudnych czasach zmierzchu autorytetów, nie wystarczy. Nauczyliśmy się żyć obok bliskich nam osób, a nasze życie często ogranicza się do realizowania kolejnych punktów napiętego planu dnia. Gdzie czas na budowanie relacji?

Nikt w dzisiejszych czasach nie cierpi na nadmiar czasu, to pewne. Ale przecież więzi rodzą się przy wspólnym posiłku, czytaniu książeczki na dobranoc, oglądaniu zdjęć z wakacji, na spacerze z psem, przy myciu zębów i w trakcie miliona innych drobnych, codziennych czynności, bez fajerwerków. Wykorzystajmy każdą okazję, aby po prostu być z naszym dzieckiem, słuchać, rozmawiać, wyjaśniać świat. Zamiast śrubować wymagania, poganiać, strofować i przesuwać z miejsca na miejsce, bądźmy blisko. Bez żadnego ale, bez wymówek. Możliwe, że nasze dziecko za kilka lat chętniej porozmawia z nami, zamiast szukać kontaktu z nieznajomymi w sieci. Bo nasze dzieci nie potrzebują wypasionych zabawek, stymulujących zajęć, mają w nosie trzydaniowe obiady, egzotyczne wakacje i drogie ciuchy. Najlepszą zabawką dla dziecka w każdym wieku są… rodzice. I tą jedną zabawkę naprawdę musisz podarować swojemu dziecku. Codziennie.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!