To może po prostu nie jest Twój dzień, Twój miesiąc, ani nawet Twój rok.

Musisz się kopnąć w dupę, musisz się zmobilizować, musisz to, musisz tamto. A ja ostatnio sobie wybaczam, na wewnętrzne podrywy reaguję spokojnym: może, chociaż oczywiście nie doszłam do tego sama, a na terapii. Doszłam do tego, żeby spojrzeć w lustro i przyznać: to może po prostu nie jest Twój dzień, Twój miesiąc, ani nawet Twój rok Dagosławo, odpuść.

Bo to jest tak, że ja przez ostatnie półtora roku przytyłam 13 kilo. Pandemia, mnóstwo pracy, stres, kolejny ciężki epizod depresji i cholera jeszcze wie co, spowodowały, że z wrodzoną skłonnością do tycia, nie potrafiłam jeszcze tej strefy życia ogarnąć. W końcu miałam już na głowie prowadzenie domu, w którym pies, dwójka dorosłych w zdalnej pracy i troje dzieci na zdalnej nauce zamknięci 24 na 7, dawali nieźle czadu. W dodatku za cholerę nie potrafiłam przewidzieć, czy moja jednoosobowa działalność, było nie było opierająca się na marketingu, przeżyje czas kryzysu. Frustracja, skrajne zmęczenie, strach, zero spokoju i ani minuty samotności na zebranie myśli, dały w końcu o sobie znać. Na diety miejsca w głowie nie starczyło. Mało tego, czasami naprawdę najlepszym, co się w dany dzień wydarzyło, była pizza na kolację.

A w końcu tak się stało, że w mojej głowie pojawiła się przestrzeń na przemyślenie tego, że to, co widzę codziennie w lustrze, wcale mi się nie podoba i możliwe, że mogłabym coś z tym zrobić. To był po prostu dobry czas, czas dla siebie, czas na zmiany dla siebie. I w dwa miesiące pozbyłam się całkowicie balastu.

Kiedy w trakcie pandemii ja nie potrafiłam zmobilizować się do niczego, zerkałam do koleżanek wydających książki, remontujących, malujących, medytujących, czytających, produkujących przetwory, produkty, nadrabiających zaległości. Ja miałam wrażenie, że jak i cały świat, ja nagle zamarłam w oczekiwaniu i nie kiwnęłam przez kilka miesięcy palcem. Za to jak nadeszła właściwa pora, w miesiąc napisałam ebook, który sprzedał się w ilości pięciokrotnie wyższej niż sobie początkowo zaplanowałam.

Bo to tak w życiu jest, że są sprawy ważne i ważniejsze. Albo te, z którymi mamy siłę walczyć i takie, z którymi absolutnie nie. W końcu i takie, których tak bardzo się boimy, że nie chcemy nawet o nich myśleć, bo to tykająca bomba. Tak bardzo męczy nas sama świadomość pracy, którą musimy wykonać, wysiłku, który musimy podjąć, że na samą myśl jest nam słabo. Tak było z moją dietą.

I wiecie co? To naprawdę jest ok. Widocznie coś na tyle nas nie uwiera, aby chcieć to zmienić, może inne sprawy tak nas pochłaniają, że na kolejny wysiłek nie starcza sił? Nikt jeszcze nie przestał palić, bo moda jest na niepalenie, dlatego, że Anżej spod piątki też przestał, czy z jakiegokolwiek innego powodu. Przestajesz palić, bo w pewnym momencie masz dość tego, że rządzi Tobą nałóg. I wtedy w Twojej głowie pojawia się na to właśnie przestrzeń. I możliwe, że zamiast się biczować, tak właśnie musimy zacząć myśleć. Nie chudnę, bo widocznie nie czuję wystarczającej potrzeby. Nie ćwiczę, bo widać nie mam aktualnie na to siły. Nie zmieniam pracy, bo widać nie za bardzo mi na tym zależy.

Znam naprawdę mnóstwo przypadków ludzi, którzy totalnie zmienili swoje życie. I naprawdę to jest tak, że zmienili swoje życie nie dlatego, że układ gwiazd był pomyślny, bo wygrali w lotto, bo teściowa im nagadała, czy ktoś inny coś im tam. Zmienili swoje życie, bo w końcu do tego dorośli i mieli na to siłę i spręż, możliwości.

Mnie zmiany zajmowały często jedną noc. A czasami lata. No cóż, bywa. I to naprawdę jest ok. Czasami to może po prostu nie jest Twój dzień, Twój miesiąc, ani nawet Twój rok.

Są rzeczy, które trzeba robić niezależnie od naszego chcenia i możliwości i nie mamy na to wpływu. Wszystkie inne muszą nabrać mocy urzędowej.

Zabrałam się za remont, kiedy poczułam, że mam na to pieniądze, energię i siłę. I wyszło cudnie, a sama czynność mnie nie sponiewierała, wręcz przeciwnie. Remontowałam z przyjemnością i bez pośpiechu.

Nauczyłam się, że sama przez lata byłam dla siebie niedobra, bo to ja krzyczałam we własnej głowie: więcej, szybciej, teraz, już, nie spać, nie siadać, działać! To ja nie dawałam sobie żadnych orderów za codziennie starania, a ciągle oczekiwałam od siebie kolejnych rekordów, nawet po własnym trupie.

Czasami to po prostu nie jest Twój dzień, Twój miesiąc, czy Twój rok. 

Oczywiście życzę, żeby był, ale jeśli nie jest, to świat się nie zawali, ziemia się nie rozstąpi. Może sprawy się przedawnią, może minie chęć, a może nabierzesz na nie większej ochoty.

Ale nie daj sobie wmówić, że coś z Tobą jest nie tak, bo nie rzygasz produktywnością i nie udajesz, że wszystko się da, bo to nie jest możliwe. To po prostu nie jest Twój czas. 

Zdjęcie: Stormseeker na Unsplash