Martyna Wojciechowska powiedziała kiedyś, że macierzyństwo jest jak wyprawa na Everest, z tą różnicą, że ta wyprawa nigdy się nie kończy. Mnie się bardziej wydaje, że macierzyństwo to zdobywanie Everestu po ciemku, w japonkach i bez mapy. Ale nigdy nie ciągnęła mnie wspinaczka, więc co ja tam wiem, na Everest raczej nie wejdę. Przebiegłam za to maraton, regularnie biegam połówki i z mojej perspektywy macierzyństwo jest jak maraton.
Macierzyństwo jest jak maraton – jesteś w euforii, kiedy się zaczyna. Pamiętam doskonale uczucie, które mi towarzyszyło na starcie maratonu. Tyle miesięcy przygotowań i w końcu jestem tam, to się dzieje! Tak samo dzieje się w końcówce ciąży. To już, za chwilę, euforia, ciekawość, radość. Urodzi się mały człowieczek. Ciekawość miesza się z obawami. Identycznie na maratonie. Czy dam radę?
W połowie drogi wątpisz, czy w ogóle przeżyjesz. Dobijasz do ściany, czasem już na początku drogi ogarnia Cię paraliżujący strach. Miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle. Twoje wyobrażenia mają się nijak do rzeczywistości. W połowie maratonu zaczynasz się zastanawiać po jaką cholerę to robisz? Czy życie Ci nie miłe? Po co Ci taki wysiłek? Czy Ty w ogóle to przeżyjesz? Podobnie jest z macierzyństwem. Każda bodaj matka, po ciągu nieprzespanych nocy, w trakcie ząbkowania, rota wirusa i kolejnego buntu, myśli sobie „na co mi to było”.
Zdajesz się na instynkt, przecież to w sumie naturalna czynność. Tak jak i bieganie, którego nikt nas nie uczył, a biegaliśmy od małego, tak nie ma instrukcji obsługi macierzyństwa. Jest instynkt, są kobiety, które robiły to przed Tobą, wszechświat zakłada, że jakoś dasz sobie radę.
Maraton zabiera masę czasu. Treningi, treningi, treningi. Krańcowe zmęczenie i na następny dzień to samo. I to nigdy się nie kończy. Opanujesz jeden odcinek, a za rogiem czeka kolejny, trudniejszy.
Nawet, kiedy odczuwasz ból, lecisz dalej. Nie ma odwrotu. Jak już się zdecydujesz, stajesz na starcie i lecisz. Często nie oglądasz się za siebie. Ani nie masz na to czasu, ani nie ma za bardzo po co. Na każdym kroku powtarzasz sobie „byle do kolejnego zakrętu”. Macierzyństwo jest jak maraton – kiedy jakiś etap Cię przerasta, pocieszasz się, że minie. Kiedyś wyrośnie z pieluch, przyzwyczai się do przedszkola, minie nastoletni bunt. To się przecież kiedyś skończy!
Getry i dres to Twoi najlepsi przyjaciele. I jeszcze włosy byle jak związane. No a może nie? ?
Masz ochotę się napić, ale nie ma na to czasu. Masz ochotę na chwilę usiąść, ale nie ma jak.
Kibicujesz innym, nawet kiedy Cię mijają. Kiedy widzisz, jak inni walczą, mają trudne momenty – doskonale ich rozumiesz, choćby w myślach starasz się pocieszyć. W macierzyństwie, podobnie jak w trakcie maratonu, czujesz solidarność z osobami, które jak Ty, też biegną przez życie z dziećmi pod pachą. Współczujesz mamie, która „użera się” z dzieckiem leżącym na środku marketu, rozumiesz ból rodziców, których dziecko zachoruje. I Ciebie ktoś dopinguje. Rodzina, przyjaciele. Choć nie są w stanie Cię wyręczyć, pomogą, wodę podadzą, kciuka do góry podniosą, po plecach poklepią.
Płaczesz, bo już dłużej nie dasz rady, ale nie masz wyjścia. Płaczesz ze szczęścia. Płaczesz z bólu. Płaczesz ze wzruszenia. Płaczesz ze zmęczenia. Płaczesz… właściwie zupełnie bez powodu.
I choć bieganie to trudny, wykańczający i samotny sport, wiesz, że będzie warto. Szczęścia, które odczuwasz po każdym biegu, nie da się do niczego porównać. Bo ból mija, a duma trwa wiecznie.
Czy udało mi się obronić moją tezę, że macierzyństwo jest jak maraton?
Gdzie tam. Nawet, jeśli nie masz pojęcia jak wygląda w praktyce dystans 42 kilometrów, zapewniam Cię: chociaż na pewno macierzyństwo ma wiele wspólnego z maratonem, maraton to przy byciu matką mała pesteczka. Wiem co mówię.
Poklep się więc dziś po plecach. Nawet jeśli pomiędzy niektórymi odcinkami braknie Ci sił, liczy się to, że próbujesz i dajesz z siebie wszystko. Nawet jeśli wydaje Ci się, że walisz głową w ścianę, że już dłużej nie dasz rady, że to się nigdy nie kończy, głowa do góry! Codziennie przebiegasz maraton. I to z jaką gracją! Brawo Ty.
I jeśli towarzyszy Ci krańcowe zmęczenie i dziś nie masz ochotę na trening, nie martw się. Codziennie przebiegasz maraton, masz prawo do zmęczenia i łez. Jutro na pewno będzie lepiej. Rozejrzyj się wokół, wiele osób trzyma za Ciebie kciuki. Dasz radę.
Zdjęcie: źródło.
Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:
- Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
- Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
- Nie masz na nic czasu, w szczególności dla siebie? Kup moje autorskie produkty, które pomogą w ogarnianiu rzeczywistości. Stworzone przez matkę trojaczków – to działa! SKLEP.
- Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
- Zapisz się do Newslettera. Dzięki temu prosto na swoją skrzynkę dostaniesz info o nowościach i będziesz zawsze na bieżąco.
- Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i plaży.