Trzy rzeczy bez których nie mogę żyć.

Ktoś mnie ostatnio spytał bez czego nie mogę żyć. Obiecałam, że opiszę. Ciężko jest wybrać, jak zwykle wyszło mi lekko śmiszno-strasznie, trochę pretensjonalnie. 

W ramach prostoty skróciłam listę do trzech (szacun!) tylko rzeczy codziennego użytku bez których moje życie mogłoby co prawda trwać, ale byłoby duuuuużo gorsze!

Kawa

Jak mi ktoś w 2015 roku proponuje Neskę to aż mnie w środku wzbiera. Oczywiście, wykazując się minimum inteligencji emocjonalnej, piję, nie robiąc nikomu przykrości, ale uważam to za największy obciach.

Kawa instant to dla mnie jak parówka w czasach PRL – w jej skład wchodziło w mniejszości mięso, za to tłumnie skóra, pazury i sierść. No cóż, taki lajf. Nie wiem czy większość ludzi to wie, ale producenci kawy rozpuszczalnej dodają do nich sztuczne barwniki, stabilizatory, emulgatory, zagęszczacze, a czasem również utwardzone oleje roślinne. Bywa często tak, że zawartość kawy nie przekracza 20% zawartości całego opakowania kawy rozpuszczalnej, a w jej składzie znajduje się ochratoksyna – produkowana przez pleśnie. W Polsce dopuszcza się maksymalnie 10 miligramów toksyny na kilogram kawy. Dowiedziono, że ochratoksyna spożywana w większych dawkach zwiększa ryzyko rozwoju choroby nowotworowej.

To tyle w temacie statystyk.

Ktokolwiek był w jakiejkolwiek nawet podłej sieciówce typu Starbucks, Tribeca, Coffee heaven, Costa czy w którejkolwiek dobrej włoskiej restauracji, ten wie, że to co sobie ze słoika w domu zmajstrujesz jest pożal się Boże niewdzięczną kopią oryginału. Zanim nie odkryłam mojego kawowego nieba a już poznałam co to dobra kawa, stale zaopatrywałam się w sieciówkach. To taki półśrodek, w dodatku bardzo drogi (latte w McDonald’s 7 zł, w innych 12-14 zł) i zwykle do np. latte używają mleka 3.2% co jest prostym gwałtem na moje uda. Pacyfikacja!

7 lat temu mój osobisty, wtedy jeszcze, narzeczony, powrócił z delegacji w Szwajcarii z prezentem na moje imieniny w postaci ekspresu do kawy. Pomyślałam wtedy WTF? Przed ślubem a ten mi zamiast perfum czy innych luksusów daje maszynę! Focha miałam chyba ze trzy dni. Potem on nieśmiało podsunął reklamę z Georgem Clooneyem, spróbowałam jednej drugiej i ósmej kawy i przepadłam.

Na zawsze.

Nespresso jest odpowiedzią na wszystkie moje kawowe zachcianki (nie mylić z nescafe dolce gusto bo to ten sam prawie chłam co reszta produktów Nescafe). Pyszna, aromatyczna, wspaniała. W kapsułkach ukryta cała moc kawy. Różne intensywności, zapachy, smaki. Możesz sobie zrobić od espresso (i niech Cię jasna panienka częstochowska broni od mówienia EXpresso. X w tej nazwie ni ma) po latte, przez macchiato i cappuccino. Firma od lat nie przestaje zadziwiać mnie wspaniałą obsługą i niezmiennością jakości. Kapsułka Nespresso zawiera najlepsze odmiany kaw mielonych Grand Cru na świecie. Dodatkowy plus to fakt, że maszyna jest debiloodporna. Raz ustawiasz a potem tylko naciskasz jeden guziczek.

To jednak nie wszystko.

Oprócz sexy konturów oraz gamy kolorystycznej, wnętrze kapsułki jest całkowicie chronione przed dostępem powietrza, pozwalając zachować 900 aromatów świeżo zmielonej kawy przez dwanaście miesięcy.

Kapsułka jest hermetycznie zamknięta folią aluminiową, która chroni zmieloną kawę przed dostępem powietrza, światła i wilgoci. Pijąc tą kawę od lat ciągle spotykam się z poglądem, że ma się nijak do kawy ze zwykłego, (zwykle też) mega drogiego ciśnieniowego ekspresu. Niestety jest to kolejna totalna bzdura. Pijący kawę przelewową przechowywują ją na przykład w zamrażalce. Cóż z tego, że kupują najlepsze ziarna, mielą je w najlepszych maszynach. Za kawkę z posmakiem łososia serdecznie dziękuję.

W tym momencie ekspres Nespresso można kupić za 400 zł, nie jest to więc mega inwestycja. Cena kapsułek waha się od 1.59 do 1.89 zł za sztukę. Ktoś powie że to dużo. Ale za tą cenę pijesz prawdziwą, pyszną kawę a nie kawowe pomyje zabarwione mlekiem. Średniej już jakości ekspresy mają funkcję wyboru intensywności kawy a nawet opcje spieniania mleka.

Dla mnie jest to odrobina luksusu. Bo ta kawa jest jak George Clooney – elegancka i pełna klasy, idealny początek dnia lub zwienczenie wspaniałego wieczoru.

Internet w komórce

Dla takich jak ja, którzy są aktywni 20 godzin na dobę, 7 dni w tygodniu, cały rok, chcą wiedzieć wszystko, mało śpią i dużo mówią, Internet pod ręką jest wszystkim. Zaoszczędza mi masę czasu i frustracji. Jasne, rachunek za komórkę jest trochę wyższy, ale za to oszczędzasz na gazetach, radiu, gps-ie i nie oszukujmy się, coraz częściej na telewizji. Nie masz też potrzeby kupować muzyki, skoro wszystko, czego chcesz zagra Ci youtube czy spotify.

W erze dostępnego internetu śmieszy mnie po prostu to, jak ktoś natychmiast nie odpisuje na mojego maila. Gdzie on jest, co robi? Nawet jeśli jesteś w pracy, czy na wakacjach, masz przecież opcje ustawić sobie powiadomienie, kiedy wrócisz. Natychmiastowy kontakt jest dla mnie rzeczą nadrzędną. Stale podkreślam to moim pracownikom. Bez informacji zwrotnej obsługa klienta nie istnieje.

Do szału doprowadza mnie jak ktoś pisze “teraz nie wiem, zobaczę jak będę w domu”. Hello, kłania się 2015 rok. Jesteś teraz tu. Pod opuszkami palców masz cały świat. Korzystaj.

Angielski

Strasznie Ci współczuję, jeśli nie znasz zwrotów iphone, thanks, love, friend, DIY, the best, good, nice, yeah, hello, simple, wtf, omg, lol. Tak, wiem, to kolokwializmy, które w żaden sposób nie wpłyną na Twoje życie, ale wyrażają absolutnie większość emocji obecnych w codziennym życiu. Bez angielskiego jesteś inwalidą. Nawet w swoim zwykłym spożywczaku jesteś zmuszony do porozumiewania się jakąś częścią tego języka (no no nie krzyw się tak, myślisz że DVD, xero, burger, gap, blog, ice tea, instant, GPS, grill, Barbie, koniki Pony, czy Peppa Pig to polskie słowa?).

Do teraz wewnętrznie chichoczę jak słyszę “Prince Polo” czy jak pół mojego biura śpiewa “Happy birzdaj” (mówi się birth – od słowa urodziny!!!!!!!!). Naucz się choćby basica, żeby móc przeżyć nie będąc sierotą.

CDN. Kiedyś. Na razie opanuj tą Neskę.Bez sponsoringu. Nespresso.