Zła matka? Ups, to chyba ja. I Ty pewnie też!

Zła matka? Tak, to ja. I wcale mi to nie przeszkadza. 

Świat jest taki piękny i taki różnorodny. Szczególnie, kiedy jesteś matką. Okazuje się, że kiedyś wystarczyło po prostu mieć dzieci i o nie dbać. Teraz za słowem matka kryje się milion określeń, zawodów, postaw, oczekiwań, jedynie słusznych rad i czynności. Właściwie w większości wykluczających się. Tul, ale nie huśtaj. Wspieraj, ale w nauce nie pomagaj. Karm, ale nie słoikami. Bądź blisko, ale nie osaczaj. Można oszaleć. 

Najbardziej lubię jednak te złe matki. Lubię być w tym klubie! Tak naprawdę nie wiadomo, co powoduje tę podniesioną brew, to spojrzenie zszokowane, to oburzenie, niedowierzanie i ten wyrzut, z którym inni mówią “zła matka”. Wydaje mi się, że można jednak pokusić się o kilka postulatów klubu złej matki. 

Zła matka nie rzuca wszystkiego, aby bawić się z dziećmi. Zła matka ma też pracę, którą lubi, dom, o który chce zadbać, żeby nikt sobie zębów przez burdel nie wybił, apetyt, który trzeba zaspokoić i swoje potrzeby, o których nie zapomina. Jest czas zabawy, jest czas obowiązków. Mało tego, są zabawy, z których zła matka wyrosła po okresie dzieciństwa i nigdy już nie ma ochoty się do nich wracać, choć absolutnie nie zabrania ich dzieciom. Niechętnie pobawi się w picie herbatki z misiami, ale już lego chętnie poskłada. 

Zła matka nie jest niewolnicą. Nie bije braw, kiedy ktoś swój talerzyk do zlewu odniesie, ani jak chłop własne dziecko zabierze na plac zabaw. Zła matka wie, że czasy, kiedy facet był świętą krową, a dzieci cielaczkami o dwóch lewych rękach, dawno się skończyły. Wierzy, że dom jest wspólny, a dzieci mają dwóch rodziców. 

Zła matka nie lubi wszystkim się dzielić i uczy tego swoje dzieci. Torebka jest tylko jej, moment na gorącą kawę też. Nie musi dzielić się obiadem, ostatnim kawałkiem czekolady, własnym łóżkiem, czy czasem na pogawędkę przez telefon. 

Zła matka chętnie przygotuje obiad ale niechętnie przyjmuje zażalenia i reklamacje. Wychodzi z założenia, że klient awanturujący się następnym razem nie zostanie obsłużony, więc lepiej niech siedzi cicho i cieszy się, że ktoś pod nos podstawił. 

Kiedy zła matka wypowiada słowa takie jak nie, nie wolno, proszę zrób, czy teraz, oczekuje, że zostaną zrozumiane dosłownie. Te słowa nie są słowami do dowolnej interpretacji. Dowolna interpretacja może skutkować dodatkowymi słowami, które zwykle nie mają wydźwięku pochwał i nagród i mogą być wypowiedziane nieprzyjemnym dla ucha wysokim tonem głosu. 

Zła matka na równi z domownikami dba o siebie, bo wie, że musi. Zła matka kocha siebie, swój czas, hobby i kilka innych osób, które niekoniecznie mieszkają pod jej dachem. 

Zła matka uczy swoje dzieci, że choć dla niej są najważniejsze, nie są pępkami świata i muszą liczyć się z innymi stworzeniami. 

Zła matka nie udaje, że z dniem porodu zamieniła się w jednorożca i nagle zaczęła rzygać tęczą. Zła matka ma złe dni, bywa, że pragnie choćby na dwie godzinki wysłać dzieci w kosmos, normalnie jak wszystkich ludzi boli ją głowa i tak, jak wszystkich innych, doprowadza ją do szału zadane ósmy raz pod rząd to samo pytanie, zaczynające się tym samym rzeczownikiem, na przykład “mamo”. 

Zła matka nie musi reagować na dobre rady dawane jej przez obcych ludzi w sposób grzeczny. Zła matka zakłada, że skoro nie przepytuje innych ludzi na ulicy, czy aby na pewno odpowiednio się ubrali, nie straszy ich, że ktoś ich zabierze, albo pogryzie ich piesek, inni również nie będą tego robili. A jeśli zrobią, zła matka może mieć dla nich adekwatną odpowiedź. 

Zła matka zabrania swoim dzieciom przyklejać się do ekranu na cały dzień, ale pozwala im oglądać bajki, grać w gry, czy co tam im się podoba. Zła matka wie, że nikt od tego nie wyrośnie na seryjnego mordercę i degenerata.  

Zła matka nie karmi swoich dzieci colą i czipsami na śniadanie, ale wie, że od kawałka ciasta czy loda w gorący dzień nikt jeszcze nie umarł. 

Zła matka wie, że dziecko to nie jest robocik i czasami bardziej niż lekcji japońskiego potrzebuje się pobrudzić na placu zabaw, a zamiast robotyki chętnie twórczo pogmera kijkiem w błotku. 

Zła matka się nie poświęca, bo nie jest ofiarną owieczką. Zaprosiła na własne życzenie do swojego życia dzieci i żyje z nimi teraz w symbiozie. Nie musi z niczego rezygnować. Może być nadal kobietą, matką, partnerką, kochanką, przyjaciółką, biegaczką, zakupoholiczką, córką, szefową, lekarką, tancerką i kim jeszcze chce tam być. 

Zła matka kocha swoje dzieci najbardziej jak umie i robi wszystko to, co powinna, najlepiej jak potrafi. Kiedy coś jej nie wyjdzie, próbuje kolejny raz. Bywa, że bezskutecznie. A bywa, że po kiepskim dniu następuje dobry. 

Zła matka jest złą matką, bo codziennie łyka suplement o nazwie “dystans”, a jak za bardzo się zagalopuje, wie, jak wyciągnąć kijek z wiadomego miejsca. Niech żyją złe matki!